niedziela, 7 czerwca 2015

Deszcze i sztormy (I)

        Wyjazd na wakacje z ludźmi, z którymi spędza się nieco ponad połowę swojego życia wydawałby się dobrym pomysłem, gdyby nie fakt, że... No właśnie, że co? Może to, że podczas gdy jeden z nich farbuje włosy na różowo, drugi wlewa mu w spodnie sok pomidorowy, kopiąc w drzwi szafy, w której trzeci bada właściwości akustyczne? Z tego właśnie powodu, Tsuzuku bał się zaproponować koedukacyjne wakacje. Był pewien, że pomysł spotka się z ogólnym entuzjazmem wyrażonym w przelaniu kolejnych litrów soku pomidorowego. Tak, czas spędzany wspólnie był istną wojną, która nie wiązała się z przelewem krwi, a tylko zimnej pomidorówki, jak mawiał Koichi. Meto przeważnie nic nie mówił, był zajęty siedzeniem w szafie i zasysaniem szklanek w celu powiększenia ust. Efekty oceniał jako zadawalające, więc regularnie powtarzał zabieg. Głównym punktem programu stawał się tu gitarzysta. Fan zdrowego odżywiania, Ewy Chodakowskiej i... pomidorów. Usilnie trwał przy swoim twierdzeniu, że czerwone warzywo dobre jest do jedzenia w każdej postaci. Dlatego właśnie informacjami (i pomidorami) obsypywał każdego ze swojego bliższego otoczenia.
         Kiedy Tsuzuku dotarł na rutynową próbę, zobaczył codzienność, bezlitośnie oblewającą jego ciało. Sokiem pomidorowym.
        - Mia, habeto! - wrzasnął. Habeta zaczęła rżeć ze śmiechu. - Mówiłem, że nie polubię tego cholerstwa.
        - Polubisz, jak zobaczysz jego dobroczynne działanie na skórę.
        - Szkoda, że na mózg tak dobrze nie działa... – wymamrotał cicho.
        - Racja, tyle już na ciebie wylałem i nadal nic… - westchnął blondyn z rozrzewnieniem.
        - Przymknij się już. Koichi, wyciągnij Meto z szafy i zaczynamy.
        - Się robi, szefie! – różowo włosy otworzył drzwi mebla potężnym kopniakiem, wytargał za włosy milczącego perkusistę i posadził za garami.
       - Dobry. – przywitał się posiadacz fioletowych włosów. Tsuzuku obrzucił go zniecierpliwionym spojrzeniem.
       - Dobry. Zaczynamy!

Po odegraniu tego, co trzeba było zmienić, poprawić lub udoskonalić, próba dobiegła końca. Meto z powrotem schował się do szafy i zaczął śpiewać, gdy tylko drzwi się za nim zamknęły. Mia kopnął w ścianę mebla, sprawiając że szafa zachwiała się.
      - Autyzm, wyłaź.
      - Mamy do pogadania. Wszyscy. – oświadczył poważnym tonem lider. Gdy Meto nie chciał wyjść, blondyn kopnął szafę ponownie, tym razem przewracając ją. Wyskoczył z niej przerażony perkusista, ze szklanką przyssaną do twarzy. Na czworaka wskoczył na oparcie czerwonej sofy obitej skajem i usiadł skrzyżnie, wydając niezidentyfikowane dźwięki będące efektem zasysania naczynia trzymanego w ręce. Za chwilę dołączyła do niego cała reszta, Koichi dopiero wtedy, gdy podniósł szafę.
       - Sprzątaj po sobie. – skierował się do blondyna. Miał dosyć bałaganiarstwa gitarzysty.
       - Tak, tak. – Mia wywrócił oczami, wgryzając się w świeżego pomidora. Sok trysnął na twarz basisty. Spiorunował jasnowłosego przyjaciela spojrzeniem.
       - A więc… - zaczął Tsuzuku, świadom, że wszyscy mieli go głęboko gdzieś. Chrząknął kilkakrotnie, ale gdy i to nie przyniosło efektu postanowił krzyknąć jak najgłośniej się da. W efekcie wszyscy spojrzeli w jego stronę. – A więc… - kontynuował. – Chciałbym, żebyśmy pojechali gdzieś razem na wakacje. Odpocząć od pracy, spędzić ze sobą trochę czasu w… cywilu…
 Meto parsknął śmiechem. Koichi przysunął się do niego. Perkusista zaczął warczeć mu do ucha, na co różowowłosy potakiwał ze zrozumieniem. Mia i Tsuzuku popatrzyli po sobie niepewnie, mimo, że przyzwyczaili się do takich zagrań.
        - Meto twierdzi, że się pozabijacie. – oświadczył po chwili Koichi.
        - My? – zapytali chórem lider i gitarzysta. Oboje chcieli tych wakacji jak niczego innego. Dając sobie sygnał spojrzeniem, przytulili się do siebie i zaczęli po przyjacielsku klepać po plecach.
        - Zobacz, jak my się lubimy!
        - Najlepsi kumple ever! – prawda była taka, że tak było. I z tego właśnie powodu, gdy Koichi odwrócił się z powrotem do Meto, odsunęli się od siebie. Tsuzuku uderzył blondyna w policzek, na co tamten odpowiedział pacnięciem w czoło. Kiedy basista znów spojrzał w ich stronę, odskoczyli od siebie, uśmiechając się przesadnie.
        - Meto mówi, że zgodzi się jeżeli będziemy mieli pokój z dużą szafą. – perkusista pochylił się nad uchem mówiącego i powiedział coś po swojemu. – I dywanem.
        - To da się załatwić. – oświadczył Tsuzuku, splatając ręce na piersi. W efekcie Meto czknął radośnie i odchylił się do tyłu, spadając z oparcia z głuchym rumorem. Koichi złapał szklankę w ostatnim momencie.
        - Jedziemy. – wyszczerzył się basista. Mia odwzajemnił uśmiech.
        - Tylko dokąd? – zapytał.
        - Jak to „dokąd”? Na Riukiu!

***

      - Torby? – czytał Tsuzuku z listy.
      - Są! – zakomunikował Mia.
      - Pieniądze?
      - Są!
      - Jedzenie?
      - Spakowane!
      - Meto?
      - Jest! – odparł Koichi, zamykając bagażnik. 
Finalnie udało się wyruszyć. Mia z tyłu, Tsu za kierownicą z Koichim w roli pilota. Zadaniem blondyna było pilnowanie Meto, żeby nie obgryzał foteli. Pozwolił jednak perkusiście wychylić się do przodu i wystawić głowę za okno.

W końcu cały zespół mógł cieszyć się widokiem spokojnego morza. Przenieśli na wypożyczoną łódź cały bagaż i wypłynęli w morze. Z początku Koichi nie chciał puścić metalowego słupa portowego, ale dał się przemóc. Tsuzuku wsiadł za ster. 
Po pewnym czasie wszyscy zorientowali się, że zbyt długo trwa ta z założenia dziesięciominutowa podróż. Koichi podniósł nogi z Meto i odgonił go na bok gestem dłoni. 
         - Nie udawaj, że wiesz gdzie płyniesz. - powiedział Koichi z grobową powagą w stronę lidera. Nieskończenie rozległe połacie wrogo połyskującego wokół nich granatu rozciągały się dalej niż można było sięgnąć wzrokiem. Brunet obruszył się i spojrzał na mapę. 
        - Wiesz chociaż jak się nazywa ten ocean? - zapytał różowowłosy, kwestionując tym samym odwieczną zasadę dręczenia wyłącznie gitarzysty, jako głupiej blondynki.
       - Doskonale wiem gdzie płynę. - odparł wokalista, lekko wytrącony z równowagi.
       - Nie masz pojęcia. Mapa nic ci tu nie da. Mógłbyś chociaż znać morskie sposoby nawigacji... 
       - Koi-chan, spokojnie. Gdzieś dopłyniemy, nie? - odezwał się Mia. 
       - Jak tak dalej pójdzie to jutro będziemy w Chile. - westchnął basista. - A tak poza tym, to twój horoskop nie jest za dobry więc siedź lepiej cicho. 
      - Ty ciągle o tych horoskopach i innych czarach...
      - Gdyby nie mój horoskop, już byś nie żył. 
      - Fakt, zabiłeś książką na ten temat czarną wdowę na mojej nodze. Ale zawartość nic do tego nie miała.
      - A skąd wiesz? Przeznaczenie jest zapisane w gwiazdach!
Meto od dłuższego czasu ciągnął Koichiego za włosy, co nie dawało żadnego efektu. Rezultat pojawił się dopiero w momencie gdy poirytowany perkusista ugryzł przyjaciela w bark. Różowowłosy podniósł się gwałtownie do góry. Meto wskazał mu dziurę w pokładzie i fakt, że łódź nabiera powoli wody. 
       - Tsu... Radzę znaleźć jakąś wyspę, bo jeśli nie to się potopimy... 
       - Ląd! - wrzasnął wokalista. - Mówiłem, idioci! 
       - Płyń szybciej. - nakazał mu Mia. 
       - Nabieramy wody! 
 Meto zaczął natrętnie uderzać w dziurę pięściami, warcząc przy tym gardłowo. Koichi odciągnął go i głaskał po głowie, żeby zwierzątko się uspokoiło się.
W ostatnich metrach przed  dopłynięciem do brzegu, perkusista wskoczył do wody, ciesząc się przy tym. Pobiegł w stronę lasu zaraz za plażą i wdrapał się na palmę. Koichi i Mia wysiedlili z łodzi, zdejmując buty. Wyrzucili Tsuzuku na brzeg i dociągnęli dziurawą, pełną wody łódź z bagażami do brzegu. 
        - I gdzie ten twój kurort, szkocki puddingu? - zapytał z pretensją Mia. Koichi pobiegł za Meto pod drzewo i zaczął wabić go na dół wieszakiem. Fioletowowlosy zaskrzeczał tylko i cisnął w basistę bananem. 
       - Zejdź na dół, dostaniesz wieszak...
       - Hiiiiiik!
       - Wiem, że nie ma szafy ale to nie jest powód do paniki. - odpowiedział Koichi, kiwając głową ze zrozumieniem. Tsuzuku złapał go za rękaw. 
      - Chodź, pomożesz. - powiedział. Popatrzył na szczyt palmy. - Meto, nie wygłupiaj się i już mi tu, kurwa, na ziemię! 
Odpowiedziało mu tylko prychnięcie i lecący wprost na jego czoło kokos. Rozległo się głuche stuknięcie i wokalista w końcu leżał na ziemi nieprzytomny.
       - Mówiłem, żebyś był kulturalny... - westchnął basista, sprawdzając czy z liderem wszystko w porządku. 
      - Jezu, w końcu spokój. - odetchnął Mia. - Meto? - zapytał Koichiego.
      -  Kokos Meto. 
      - Dzięki, Meto! 
      - KOKOS! - odpowiedział mu perkusista. Różowowłosy dał gitarzyście znać, by podziękował również palmie. Gitarzysta pogładził pień drzewa.
      - Dzięki, kokos! - krzyknął. - Dobra, gdzie go zakopujemy? 
      - Żyje przecież... - Koichi spiorunował Mię spojrzeniem. Nagle na leżącego wokalistę spadł deszcz bananów. 
       - Meto! Uspokój się bo nigdy nie dostaniesz szafy! - wzasnął basista, ciągnąc za nogi Tsuzuku. Przetransportował go na bezpieczną odległość, na brzeg, żeby fale go ocuciły. Poczekał na większą i uciekł. Gdy lider był już mokry, zabrał go na piasek i uderzył w twarz. Nic to nie dało, więc zostawił go na środku plaży. Usiadł pod drzewem obok Mii. 
         - No to co? 
         - No to leżymy. - odparł blondyn, odkręcając sok pomidorowy. Jednym haustem opróżnił pół butelki. - Może w końcu schudnę. 
         - Idiota. 
         - Chcę być jak Ewka. 
         - Ewka jest od ciebie grubsza... - mruknął Koichi, otwierając kokosa.
Mia zajrzał w telefon, ale zasięgu wciąż nie było. 
         - Musimy przygotować jakieś schronienie. - stwierdził basista.
         - To przygotuj, ja zajmę się jedzeniem. - oświadczył Mia, po czym poszedł w stronę toreb. 
          - Meto, pałki. - zakomendował Koichi. Perkusista runął z palmy z kiścią bananów i deszczem kokosów. Wyjął z kieszeni pałeczki. Koichi wcisnął mu na szyję wieszak i pociągnął do lasu. Przeciągnął go przez las bez słowa. Po wyjściu, Meto trzymał zasoby wojenne idealnie prostych kijków i cieszył się do nich. 
         - A teraz, potworku, oddajesz mi to. - Koichi dostał w głowę kawałkiem drewna. Zamknął oczy i odetchnął, licząc do dziesięciu. - Oddaj, to może dostaniesz szafę. 
Basista został zasypany patykami. Meto stał przed nim i patrzył się tępo. Nagle zza pleców Koichiego wyłonił się Mia i rzucił patykiem, jak się okazało w głowę Tsuzuku. Meto pobiegł za kijkiem. Gitarzysta napchał sobie policzki pomidorami koktajlowymi. 
         - Założyłem plantację pomidorów, jakbyśmy mieli tu spędzić resztę życia. 
         - To, że spędzimy tu resztę życia jest tak samo prawdopodobne, jak to że dasz radę rozłożyć Tsuzuku w dupie parasol. 
         - W tej chwili to akurat wykonalne. 
         - Koniec. Tematu. - Koichi powstrzymał Mię przed rozwinięciem. 
         - Zgadzam się. Pomidorka?
         - A daj... - różowowłosy sięgnął po warzywo, po czym dramatycznie wgryzł się w jego skórkę. - One... Są pyszne! - zapiszczał. Meto, wróciwszy z patykiem pod nogi przyjaciela przekrzywił ze zdziwienia głowę. Sam żywił się wyłącznie kebabami. Z surowego mięsa i bez bułki. Nie lubił też nadmiaru warzyw. 
          - Mówiłem? Mam jeszcze dwadzieścia litrów soku pomidorowego, mrożone pomidory, sałatkę z pomidorów, pomidory koktajlowe, gargamele... 
         - Biorę wszystko. Co powiesz na na mały trening "turbospalanie"? 

        Koichi obudził się o wschodzie słońca. 
To wszystko... było tylko snem. - pomyślał z ulgą.
Wstał z łóżka i napił się wody. Oddychał głęboko, próbując przyswoić sobie w jakiś sposób to, co właśnie wykreowała jego głowa.
__________
Często przywoływany w komentarzach zespół, nie? 
No to miłego długiego weekendu. ;)



      

4 komentarze:

  1. Świetne ;)
    Jestem za mało kreatywna, żeby napisać jakiś ciekawy komentarz, wybacz.
    Na szczęście Tobie nie brakuje kreatywności c;
    Rozbawia mnie to, że w Twoich opowiadaniach prawie zawsze jest jakiś, hmm, powiedzmy wariat.

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne xD Biedny Tsu. ❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Taak, taaak! *tańczy afrykański taniec zwycięstwa* właśnie na to czekałam! ;D
    I jak zwykle perfekcyjnie, a najbardziej śmieszy mnie to, że po Mejibray można się wszystkiego spodziewać, więc nie zdziwiłabym się, gdyby ta sytuacja nie była snem. XD
    Piękne, cudowne, genialne, epickie, sugoi, cud, miód i orzeszki. ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja Saggie ^ zgadzam się jak zawsze meeh ^^
    ~Aga ♥

    OdpowiedzUsuń

Skoro już to czytasz, może byłoby warto coś po sobie zostawić? :D