sobota, 10 października 2015

Nie taki diabeł straszny...

        Kiedy w mieście jakimś cudem giną z piekarni wszystkie bagietki należy wiedzieć, że albo Kaoru odczuwał ból egzystencjalny i musiał poprawić sobie humor poczuciem się jak prawdziwa dusza towarzystwa, albo… No właśnie. Albo.
Gitarzysta i lider Dir en Grey świetnie czuł się w towarzystwie wyrobów pszennych. Można powiedzieć, że jego religia była monopoliteistyczną pasją i miłością. W końcu bagietki powstają z tego samego ciasta, ale to, jak bardzo boskie będą zależy od stopnia wypieczenia, wilgotności i masy innych czynników, na które tylko prawdziwy koneser zwraca uwagę. Więc to ciasto jest tym Największym. Mimo to – nie umywa się do swoich potomków.
Tajemniczym „albo” był pewien dzień w roku. A mianowicie mowa tutaj o Halloween. Gdzie tam dynie, lepsze  lampiony i  kapcie z chleba, miecze świetlne z bagietek i tym podobne gadżety. Tak wystrojony, przyprószony obficie mąką Kaoru był zajęty pisaniem na murze różowym sprejem jakichś wyrazów, które tym razem wyjątkowo miały jakikolwiek sens. Brunet rozejrzał się wokół siebie i zmył się dokładnie tak samo szybko, jak Die nie umie posprzątać po sobie brudnych skarpet z podłogi, utwardzonych już do tego stopnia, że spokojnie można było nimi wybić okno. Pozostawił na murze parę koślawych liter formujących się w zdanie i popędził do pracy.

 „Versailles robi herbatę z wody po makaronie”



          Tym czasem niczego nieświadoma Spółka szykowała się do wieczornego wyjścia na miasto. Kamijo przebrany tradycyjnie za wampira, Hizaki bez ciężkiego makijażu – Teru bowiem stwierdził, że jeśli się mocniej umaluje nie będzie wystarczająco przerażający, Yuki za Voldemorta, a Masashi… No właśnie. Brunet stwierdził, że przełamie stereotypy i postanowił przebrać się za ogromną kuwetę, dopasowując się tym samym do uroczego stroju zespołowego kociaka – Teru. Tak właśnie woziło się Versailles po mieście. Księżniczka w wersji light, wampir, kotek, Voldemort i potykająca się o własne nogi, tłukąca się za nimi z hukiem kuweta.
            - Masashi, psujesz nasz moment. – stwierdził Kamijo.
            - Przepraszam, ale żwirek włazi mi w spodnie. – fuknął brunet, a za nim rozniosło się po kuwecie dosyć spore echo.
             - Przestańcie pieprzyć. Wchodzimy. – Hizaki zatrzymał się przed wejściem do jakiegoś domku udekorowanego różnymi dziwnymi rzeczami. Zapukał. Drzwi otworzyły się ze zgrzytem niepamiętającego żadnego mazidła zawiasu.
              - Cukierek albo psikus! – rozpromienił się jasnowłosy. Kobieta, która właśnie wyjrzała z domu popatrzyła na niego z pobłażaniem.
              - To Halloween. Nie noc poprzebieranych pedofili. – mruknęła, splatając ręce na piersi. W Hizakim krew się zagotowała. Przynajmniej mina kobiety złagodniała, kiedy zaczął się do niej łasić puszysty kociak, a z drugiej strony napastowała ją kuweta. Prawdziwy, gruby kot przebrany za własną kupę wyskoczył z przebrania właściciela i zaczął ocierać się Japonce o nogi. Kobieta roześmiała się i wrzuciła Teru do koszyka parę niewielkich paczuszek. Schowała się do domu i zamknęła za sobą drzwi. Białowłosy podszedł do Hizakiego i zaczął naprędce malować mu oczy i rozcierać kredkę.
             - Przynajmniej pomyślą że te twoje zmarchy to celowy zabieg… - mruknął.
             - Dobre sobie… - prychnął Kamijo, gładząc się po czterdziestoletnim policzku. Hizaki obrzucił go nienawistnym spojrzeniem.

Następnym w kolejce domem był dom niemalże całkowicie różowy. Gdy Hizaki zapukał, otworzyła mu kobieta w tlenionych włosach, ubrana prawie całkowicie w odcienie różu. Pierwszą reakcją na zobaczenie umazanej na twarzy maszkary przez kobietę był zamaszysty ruch torebki. Księżniczka po chwili leżała na betonie. Blondynka cisnęła w leżącą postać lizakiem i zatrzasnęła drzwi. Teru podszedł do Hizakiego.
             - No... Przynajmniej jest lizak… - wziął się za zmywanie szybkiej charakteryzacji i malowanie kolegi po fachu tak, jak on sam robił to na każdy występ. Dokleił Hizakiemu sztuczne rzęsy, nie dbając o lekką krzywiznę - w końcu gitarzysta i tak miał zeza. Teraz księżniczka rzuciła się do kolejnego domu. Radośnie przywaliła kilkakrotnie pięścią w drzwi, wyładowując nieco swojej frustracji.
           - Cukierek albo…
           - No, w końcu pani przyszła! - ucieszył się mężczyzna, wciągając długowłosego do mieszkania i zatrzaskując drzwi. Teru przełknął głośno ślinę, przewidując swój los, kiedy tylko jego przyjaciel wyjdzie z tamtego domu.

            Hizaki rozejrzał się niepewnie po przedpokoju. Nie wiedział o co chodzi. Ba! Nie miał zielonego pojęcia w jakim celu ten mężczyzna prowadzi go do salonu. W jego głowie przerażenie biło się z wolą walki. Przerażenie zwyciężyło, w momencie, w którym zrozumiał, co się święci.
            - Pani opiekunka! – pisnęła radośnie dziewczynka, biegnąc do Hizakiego i tuląc się do jego sukienki.
            - Naprawdę cudownie, że pomyślała pani żeby dać dzieciakom jakąś atrakcję. – uśmiechnął się mężczyzna i popatrzył na swoją córkę. Hizaki odwzajemnił uśmiech, nie odzywając się. Bał się słów cisnących mu się na usta. Nagle z łazienki wyszła kobieta, najprawdopodobniej żona mężczyzny. Przywitała się, by za chwilę się pożegnać i opuścić dom. Hizaki przez otwierane na kilka sekund drzwi rzucił Teru ostatnie, tęskne spojrzenie.
           - Aiko, Kumi, chodźcie! – pisnęła mała, na oko siedmioletnia dziewczynka spoglądając na Hizakiego. – Jesteś prawdziwą księżniczką? – zapytała, chwytając rączką falbanę jego sukni.
          - Tak. – odparł, starając się brzmieć jak prawdziwa księżniczka.
          - To dobrze. – rozpromieniła się dziewczynka, ciągnąc zdobycz za totalnie nieksiężniczkową, dużą dłoń do pokoju. Hizaki usłyszał tupot małych nóg biegnących z ponaddźwiękową prędkością po schodach. Uklęknął  na dywanie w pozycji typowej przyzwoitki z dłoniami złożonymi na kolanach. Za chwilę jednak leżał na podłodze pod w sumie około pięćdziesięciokilogramowym obciążeniem. „Zawsze lepiej niż pod kotem Masashiego…” – pomyślał, wzdychając ciężko. O ile w stosunku do rówieśników wiedział doskonale jak się zachować i co zrobić, by traktowano go z należytym szacunkiem, tak jeśli chodzi o płeć przeciwną i w dodatku młodszą o jakieś trzydzieści lat – nie miał pojęcia. Pamiętał tylko, kiedy Kamijo dawał mu lekcje z opieki nad dziećmi. Mówił coś o darmowych cukierkach i kotkach w piwnicy. Gitarzysta nie zapamiętał nic poza tym.
Dziewczynki kleiły się do niego jak muchy do lepu. Hizaki z trudem podniósł się do siadu. Jedna z dziewczynek rozpuściła mu włosy upięte w kok i zaczęła się nimi bawić. Chwilę później dołączyły pozostałe dwie. Blondyn nieco zirytowany czekał aż dziewczynkom się znudzi. W końcu nadeszła ta chwalebna chwila.
           - Możesz wstać i się przejrzeć.
Gitarzysta wstał i podszedł do lustra. To, co zobaczył upewniło go, że to właśnie dzisiaj jest Halloween. Z tyłu jego głowy coś się poruszyło. Przeciągnął po owej rzeczy ręką. Czując ból i słysząc syczenie, zabrał dłoń. Spojrzawszy na swoją dłoń podrapaną przez kocią łapkę, co do czego nie miał wątpliwości, zaczesał grzywkę do tyłu. Starał się nie dbać o to, że te trzy małe sadystki wplotły mu we włosy rudego kota.
            Nagle rozległ się głośny dźwięk dzwonka do drzwi. Jasnowłosy zamarł, , a kot zaczął prychać. Atmosfera gęstniała z każdą sekundą. Hizaki poszedł do drzwi i wyjrzał przez wizjer, lecz nikogo tam nie zobaczył. Wziął z komody porcelanowego Buddę i w pozycji obronnej zaczął rozglądać się po domu. Nagle dotarł do jego bębenków bardzo głośny huk. Odrzucił buddę w stronę kanapy, trafiając jedną z dziewczynek w czoło i powodując tym samym jej omdlenie. Wyciągnął spod sukienki swoje nowe M-16, przeładował i wycelował w stronę źródła hałasu – nierozpalonego kominka. Coś zagrzmiało, zadzwoniło i wydało z siebie przejmujący jęk. Nagle na palenisko posypały się bagietki, a na nie wysypał się mężczyzna cały czarny od sadzy. Spojrzał  przed siebie, prosto w lufę karabinu. Przeniósł wzrok na osobę trzymającą broń i zaczął piszczeć tak, że Hizaki nigdy w życiu nie miał okazji słyszeć takiego hałasu. Mężczyzna z komina rozpłakał się i zaczął błagać  o litość.
           - Monsieur, błagam, je vous prie!
           - Kaoru? Co ty tu robisz?
           - Monsieur, mógłbym zadać to samo pytanie.
Hizaki zabezpieczył broń i schował z powrotem na miejsce, ukazując przez chwilę obficie owłosione nogi.
           - Mon Dieu! Ogólże się czasem, bezbożniku!
           - Masz jakiś problem? Nie ja właśnie wpakowałem się przez komin do czyjegoś domu. –  prychnął młodszy i odwrócił się od przybysza. Kaoru zaczął zbierać swoje bagietki i wygrzebywać się z paleniska. W tym czasie Hizaki oblał dziewczynkę zestrzeloną posążkiem lodowatą wodą i przywrócił ją do życia. Na czole Aiko widniał wielki guz, więc przykleił szarą taśmą do jej główki znalezionego w zamrażalniku kurczaka i przytulił na pocieszenie. Poprowadził ją do sióstr, żeby mogła kontynuować zabawę z nimi.
           - Zabierasz mi fuchę, monsieur... – westchnął Kaoru, otrzepując się z węgla.
           - Czyli to przez ciebie mnie w to wciągnęli?
           - Wciągnęli?
           - Dosłownie.
           - To dlatego pod drzwiami Kamijo skakał z radości, dookoła jakiejś wielkiej kuwety… Nie wiem o co chodziło, przestraszyłem się Voldemorta z kotem i postanowiłem wejść kominem…
Słysząc o reszcie swojej bandy, Hizaki podbiegł do okna i krzyknął do nich, by podeszli do okna. Teru zjawił się błyskawicznie, patrząc z przerażeniem na lidera. Za chwilę dołączyła cała reszta, pomijając kuwetę.
           - Człowieku, wyglądasz jeszcze gorzej niż zwykle. – stwierdził Yuki.
           - Zamknij się, pomóżcie mi stąd wyjść. – polecił Hizaki i zaczął gramolić się na parapet. Jednak dziewczynki były szybsze. Dwie zdrowe wciągnęły go do domku z powrotem, a ta z kurczakiem przy czole wyjrzała przez okno, tuląc się do ramienia muskularnej księżniczki.
           - Znasz ich? – zapytała. Długowłosy przytaknął i spuścił głowę w dół, powodując, że kot wpleciony w jego włosy utracił równowagę i zwymiotował prosto na nie mogącego wytrzymać ze śmiechu Kamijo.
           - Dziewczynko? – zaczął Teru zaciekawiony.
           - Co?
           - Czemu masz na głowie kurczaka?
Hizaki trzymany przez siostry rannej zaczął gestykulować, patrząc na Teru błagalnie. Srebrzystowłosy od razu zrozumiał. – Hizaś, przydałby ci się kurs pierwszej pomocy.
            - Za chwilę tobie przyda się pierwsza pomoc. – syknął mężczyzna uwięziony na parapecie. Uchylił jedną z falban przy gorsecie, ukazując koledze błyszczący w świetle latarnii scyzoryk.
            - Psik! Akysz! Won ode mnie! – krzyknął Masashi z oddali. Wzrok całej siódemki powędrował w kierunku biegnącej kuwety i wyskakującej z niej w popłochu gromady kotów. Z wnętrza kostiumu Masashiego bił niemiłosierny smród.
             - Czy…
             - Nie pytaj… - warknął czarnowłosy.
             - Mama! Tata! – zapiszczały dziewczynki i pobiegły w głąb mieszkania, powodując, że Hizaki bezwładnie runął przez okno.
              - Madame! Monsieur! To nie ja! Przysięgam! – jęczał Kaoru, zbierający właśnie – kulturalniej mówiąc – zażalenia od rodziców dziewczynek. Hizaki pozbierał rzeczy, które wypadły spod sukienki i wstał z ziemi.
              - Zwijamy się. – oświadczył. – No już! – ponaglił.

______________________

Udaje mi się póki co pisać dosyć często. I bardzo mnie cieszy, że tak dużo osób tu zagląda!
100 wyświetleń dziennie to naprawdę fajne statystyki ^^
Tyle że...
Tak.
Wiecie, naprawdę miło jest przeczytać komentarz. Wyświetlenia to tylko znak, że ktoś wszedł. Mógł wyjść po sekundzie, duh. Mam wrażenie, że pomimo to, że staram się dodawać wpisy tak często jak mogę to naprawdę, że nikt nie czyta tego co piszę, czyli że równie dobrze mogę zostawić sobie moje twory na dysku i pisać dla siebie, prawda?
Nie lubię takiego typowego "jak nie będzie kommciuff to zamykam blogaska ; (((", ale ludki, pokażcie się, pokażcie, że żyjecie ;) Piszę dla ludzi, czy dla robotów?
Myślę, że jednak dla ludzi. Bo ludzie kiedyś się odzywali i to całkiem sporo ich było, a pod ostatnimi postami cisza jak przed nadejściem SPA.

I takie dodatkowe info - notka pisana pod konkurs na grupie na facebooku o nazwie >>J-rockowe opowiadania<<. Jeśli piszecie - zajrzyjcie, może wena Was złapie jak i mnie i  uda się Wam coś stworzyć.
Do następnego!


7 komentarzy:

  1. A no właśnie, niedługo Halloween, pora załatwić dynię i zabezpieczyć dom przed wyżej wspomnianymi natrętami :')
    Co do komentarzy...bardzo chętnie bym komentowała ale pisanie na tym telefonie to katorga ;-; zapewniam, że gdy tylko odzyskam komputer nie będzie ani jednej nieskomentowanej przeze mnie notki! ^^
    Życzę mnóstwa weny i komentarzy xdd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję xD Rozumiem ból klawiatury w telefonie... Ostatnio tylko tak notki dodaję ;-;

      Usuń
  2. Nie umiem pisać komentarzy. Serio. Więc napiszę tylko, że mi się podobało, ba, wyłam ze śmiechu! :'D A, i chcę jeszcze napisać, że ja zawsze wszystko czytam, nawet jeśli zapomnę skomentować! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiara powraca, łi. Już myślałam że po informacyjnej wszyscy poszli. Danke :'3

      Usuń
  3. Masashi kuweta. Przypakowana księżniczka o męskich nieogolonych nogach. Spadłam z krzesła czytając to XD Zwłaszcza przy fragmencie z kurczakiem na czole

    Dziękuję za zostawiony na moim blogu komentarz :3

    I oczywiście że zostanę na dłużej, żal zostawiać takie genialne komedie ^^

    Życzę weny i inspiracji~ :3

    OdpowiedzUsuń

Skoro już to czytasz, może byłoby warto coś po sobie zostawić? :D