niedziela, 8 marca 2015

Aristocrat's Symphony II

      Gdy podczas trasy ma się ten wyczekany dzień wolny, muzyków zwykle dopada nuda. Tak tez było tym razem. W małżeńskim pokoju Kamijo i Hizakiego siedziała cała piątka znudzonych członków zespołu. Masashi bawił się laserem ze swoim kotem torturując go przez umieszczanie czerwonego punkcika w niedostępnych dla opasłego czworonoga krańcach ścian, Hizaki leżał głową w dół na łóżku z nogami zaplecionymi o podstawkę baldachimu, a Teru zajął się wykonywaniem królewskiego portretu. Kamijo trwał więc bez ruchu, bo za każdym razem, gdy drgnął, Teru rzucał w niego czymkolwiek, co tylko miał pod ręką. Stracił już buty, kilka ołówków i trzymał lidera w strachu, że zaraz rzuci w niego spodniami. Yuki zaś rozwalił się z tabletem na łóżku opierając nogi o brzuch Hizakiego i przeglądał blogi i profile fanek, które przyciągnęły jego uwagę. 
      - Zabierzcie ode mnie ten ser… - jęknął Hizaki.
      - To nie ser, to moje stopy – zakomunikował Yuki, jakby najnormalniejszą rzeczą w świecie było to, że jego stopy zapachem przypominały podstarzały cheddar.
      - Nie o tym mówię, ale giry też zabieraj… Masashi, twój kot tego nie zje, a przed chwilą zrzucił mi to na czoło. – żalił się gitarzysta, zbyt leniwy, by zdjąć sobie skrawek pożywienia z twarzy. Masashi pokierował czerwony punkcik na szyję gitarzysty. Kot wskoczył… Wtarabanił się na jego głowę zrzucając nieszczęsny ser.
      - Dzięki. – bąknął długowłosy, po czym zarzucił głową zrzucając z siebie zwierzę.
      - Kamijo, masz krzywy ryj! – stwierdził Teru, który po raz kolejny męczył się z ustami wokalisty.
      - Wybacz, mógłbyś sprostować? – przekomarzał się Kamijo.
      - Co, w mordę chcesz? Amebko, ja to załatwię, w końcu jeszcze kiedyś nazwie mnie kobietą. – rzekł ze stoickim spokojem Hizaki, który zajął ręce zaplataniem sobie warkoczyka na grzywce.
      - Cholera, słuchajcie tego! – roześmiał się Yuki, który natknął się na angielski blog z yaoi z Versailles w roli głównej.
      - „Hizaki, kochanie – szepnął rozgrzany lider do ucha swojego kochanka, delikatnie je przygryzając. Długowłosy jęknął, oddając się Kamijo całkowicie.” – wyrecytował teatralnym tonem, przez cały czas usiłując się nie śmiać. Hizaki podniósł się.

      - Planujemy jakiś koncert charytatywny?
      - Nie... Nie wiem. A na co byś zbierał? – zapytał lider.
      - Na budowę psychiatryka dla yaoistek. Leczyłbym je tam osobiście.
      - Obawiam się, że musiałbyś zainwestować w cewniki – skomentował Teru. Yuki wybuchł szaleńczym śmiechem.
      - Co znowu tam masz? – dopytywał się Masashi.
      - „Już… - jęknął jasnowłosy zaciskając dłonie na ramionach swojego partnera. Ten odgarnął włosy i mocnym pchnięciem wszedł w…”
      - DOSYĆ! – Hizaki z przerażeniem patrzył się na swojego „partnera”. Wokalista uśmiechnął się niczym pedofil i poruszył brwiami. Gitarzysta kontynuując wygłupy oblizał lubieżnie usta i zaczął się śmiać.
       - Coooo… Masashi, jest źle. „Boże, Miwa… Tam! – jęczał perkusista i w pewnym momencie wygiął się w łuk pod bliskim szczytu Masashim” – Hizaki zakrył twarz dłoniami, Teru zaczął nabijać się z Yukiego, a Masashi wytrzeszczył oczy na szatyna.
       - Teru, zamknij się. Czytałem coś o trójkącie Terijozaki i ty byłeś na samym dole. – ze śmiechu dźwięki, jakie wydawał młodszy gitarzysta zaczęły przeradzać się w coś na wzór szlochu.
      - Tak, wiemy, że wolałbyś być na górze…
      - Kurwa, chyba w pairingu z hot dogiem…
      - Majonezik, mmm…
      - Cicho…
Masashi zaczął spoglądać Yukiemu przez ramię i czytać to, co perkusista. Oparł się podbródkiem na jego ramieniu. Zapadła cisza. Pozostali mierzyli ich spojrzeniami, od czasu do czasu wysyłając sobie nawzajem porozumiewawcze znaki.
      - Mmmmmm… - mruknął Hizaki wykonując taniec brwi - Kiedy ślub, kochani? – popatrzył na przytuloną do siebie dwójkę. Nagle Masashi z grobową powagą podniósł się i spojrzał na gitarzystę.
      - Jebać mazaki. – zakomunikował.
      - Mazaki? Wolałbyś Yukiego. – parsknął Hizaki.
      - Jak ciebie słyszę to chyba tak… – Yuki odsunął się nieco od basisty, który zorientował się, że długowłosemu, jaki i całej reszcie, nie licząc perkusisty, należy przybliżyć temat.
      - Mazaki… Hizaś, otóż Masashi jest mazakiem a ty skuwką… Tak, tak to mniej więcej wygląda… - Yuki uśmiechnął się szeroko do zdziwionego blondyna. Reszta zareagowała grupowym rechotem na tak piękne porównanie.
      - Patrzcie, napisali też jakieś yuri – Yuki zrobił się czerwony ze śmiechu.
      - Kayaki? – zdziwił się białowłosy naciągając rękawy bluzy na nadgarstki.
      - KAYAKI? YURI? – Hizaki podniósł się i gwałtownie wyprostował.
      - Tak, księżniczko – Masashi mrugnął mu kocim laserem przed oczami. – Ty i Kaya.
      - Kajaki to Kamijo ma na stopach… - mruknął zrezygnowany gitarzysta wracając do siadu. Lider popatrzył się na swoje buty. Na podeszwie widniała poważna liczba, a mianowicie wiek, który osiągnie za trzy lata.
      - Nie jest tak źle… - bąknął i zaplótł ręce na piersi.
Yuki nieprzerwanie pokładał się ze śmiechu. Basista delikatnie zabrał mu urządzenie z rąk, wyłączył i schował do swojej szuflady. Szatyn natychmiast się uspokoił.
      - Hizaaaś… - mruknął wokalista cicho.
      - Czego chcesz, płetwalu?
      - Naprawdę twierdzisz, że mam za duże stopy? – adresat wypowiedzi skrzywił się na to pytanie. Był w pełni świadomy, że swoim zachowaniem sprawił, że ego lidera zgłodniało. Od jego odpowiedzi zależało, czy Kamijo będzie do końca życia męczył ich tematem swoich stóp. Teru słusznie naciskał na niego wzrokiem, znał Kamijo bardzo dobrze i wiedział, czego się spodziewać.
      - Żartowałem, głąbie. Wiesz dobrze, że i tak zawsze wyglądasz najlepiej z nas… - zdobył się na sztuczny uśmiech. Teru odetchnął z ulgą.

  Następny dzień był dniem koncertu. Tak, jak cały dzień wszystko przebiega spokojnie i normalnie, to zawsze coś się musi stać w okolicach próby. Otóż Masashi stwierdził, że koniecznie musi zabrać kota ze sobą. Nie było to być może najlepszym pomysłem, ale należało do konieczności, ze względu na długość doby hotelowej i zmiany samochodu. Wtedy Piisuke musiałby przebywać w hotelu dla zwierząt, a tego mroczna stara panna z kotem by nie chciała.
      - Masashi… Nie wiem, czy tak miało być, ale twój kot właśnie siedzi na klimatyzatorze… - Teru zadarł głowę do góry. Jego ułożone już włosy, jak zwykle, ani drgnęły.
      - Co? – czarnowłosy zajęty „plumkaniem” na niepodłączonej gitarze oderwał się od czynności i spojrzał w górę. Jego ukochany asystent pozdrowił go tylko cichym „miał” i położył się na urządzeniu spadając przy tym z obydwu stron. Masashi zaklął w myślach i odstawił gitarę.
      - Zawołaj kogoś, trzeba go ściągnąć. – polecił gitarzyście. Ten wolał nie ryzykować i poszedł na poszukiwania byle kogo.
      - Kici, kici… Chodź do tatusia… - basista wyciągnął ręce do kota, niestety bezskutecznie. Pomieszczenie było naprawdę wysokie, a kot siedział wciśnięty w szparę między klimatyzacją a sufitem.
      - No, no, ciekawie… - zaśmiał się Hizaki stojąc w drzwiach całkowicie już gotowy. Zza niego wyłonił się Teru.
      - Dobra, Hizaki, właź na mnie. – rzucił Masashi nie odwracając wzroku od pupila.
      - Ja? Nie mogłeś jego poprosić? – wskazał na Teru.
      - Nie. Tylko ja kogoś udźwignę, a Teru jest bardziej inteligentny od ciebie i może nami pokierować. Właź mi na plecy. – schylił się.
      - Nie ma mowy. Bardziej inteligentny? – gitarzysta prychnął. – Nie po piwie… - pstryknął białowłosego w nos.
      - Nie przypominaj… Nie piję już.
      - Tak, wiemy, wiemy…
      - Hizaki, ruszaj się! – poganiał Masashi.
      - Nie ma mowy!
      - Naprawdę, proszę cię. Później zrobię, co będziesz chciał…
      - Co będę chciał? – długowłosy uśmiechnął się pod nosem.
      - Niech stracę… Co będziesz chciał…
      - Zgoda. – Hizaki zaczął wspinać się na ramiona basisty. Kiedy siedział już stabilnie, Masashi podniósł się. Blondyn wyciągnął ręce w stronę klimatyzatora.
      - W prawo… Nie, w lewo… No mówię, w lewo te łapska! Niech to, naprawdę kobiety mają problemy ze stronami… - białowłosy wywrócił oczami.
      - Jak stąd zejdę… - mruknął i kontynuował wyginanie się, by dosięgnąć kota.
      - Nie dasz rady, cofnął się… To na nic. – oświadczył Teru. Masashi gwałtownie schylił się, aż Hizakiemu zadarła się suknia do góry.
      - Sam to załatwię… - burknął niego zdenerwowany basista, zrzucając Hizakiego na futon. Podstawił sobie stolik, na nim ustawił krzesło. Stanął przed swoją skomplikowaną konstrukcją i zaczął zakręcać na palcu kruczoczarny kosmyk jeszcze nieprzygotowanych włosów. A świadczył o ich niegotowości sam fakt, że dało się je zakręcić na palcu… Gitarzyści przyglądali mu się siedząc obok siebie na futonie. Postawił na stoliku jedną nogę, drugą. Konstrukcja zachwiała się, ale co to dla niego! Jak widać wspólnymi cechami Masashiego i jego kota były tylko cyferki na wadze. Basista odbił się od rogu balansującego stołu i podciągnął się na wnęce w ścianie. Wspiął się na nią zaczepiając się łokciem i ostrożnie wyciągnął drugą ręką drzemiącego kota za ogon. Chwycił go jedną ręką pod przednie łapy w mgnieniu oka przyciągając do siebie, by nie spadł. Pii wbił pazury w jego marynarkę i spojrzał się z przerażeniem na właściciela, który powoli opuścił się na podłogę i wpakował go do transportera. Tym razem nie zapomniał upewnić się, czy drzwiczki są zamknięte. Teru i Hizaki nagrodzili go oklaskami.
      - Brawo, Tarzanie! – zaśmiał się białowłosy.
      - Od dzisiaj będę ci mówić Małpashi-senpai. – zawtórował mu Hizaki.
      - Spadaj, księżniczka-san.
      - Okej, Małpashi-senpai.
      - Mówił, spadaj! – Teru popchnął Hizakiego tak, że chwilę później zdezorientowany gitarzysta siedział na podłodze. Białowłosy zaśmiał się złowieszczo, co w jego wykonaniu wyglądało jak mroczny chomik, który zaprezentował wiewiórce plan kradnięcia orzechów.
      - Tyle czasu na to czekałem. – rzucił wstając z siedziska.
      - Pało, lakier mi z paznokcia zdrapałeś. – w Hizakim krew się zagotowała.
      - Upsiiii… - Teru ulotnił się z pokoju.
      - Malujesz to… - długowłosy wstał z podłogi i podążył za Teru. Jego niewykrywalność ucierpiała ze względu na roznoszący się po pokojach stukot obcasów.
Masashi już jako Małpashi-senpai uśmiechnął się tylko pod nosem i powrócił do ćwiczenia fragmentów „Ayakashi”.

___________________

O, hej. Skoro już tu jesteś, miło by było przeczytać jakiś komentarz ^^ Zostaw jakiś
 ślad po sobie!
Mówią, że dotykanie klawiatury dodaje urody ;)

poniedziałek, 2 marca 2015

Aristocrat's Symphony I (Versailles +Zin)

      - Jasna cholera! – dało się usłyszeć krzyk zza ściany. Kamijo właśnie przebierał się i zmywał makijaż po koncercie. Odłożył buteleczkę z płynem do demakijażu i zajrzał do pokoju obok. Tak jak przewidywał, Hizaki męczył się z sukienką. Ręce miał powyginane we wszystkie strony rozpaczliwie usiłując dosięgnąć sznurków od gorsetu, chciałoby się powiedzieć…
      - Stop, teraz Hizaki, ręka jak złamana. Nakurwia węgorza, nananananana. – do pokoju wsunęły się niemalże białe, całkowicie sztywne włosy, a za nimi ich właściciel. Kamijo patrząc na to wszystko czuł się oderwany od rzeczywistości, więc z powrotem zaczął pocierać powiekę wacikiem nasączonym płynem, który sprawiał, że dotychczasowy książę Versailles zaczął przypominać księcia pand.
      - Gdzie Masashiego zgubiłeś? – zapytał białowłosego nie zaprzestając prób zmycia apokalipso odpornego tuszu z rzęs.
      - Zobaczył jakiegoś kota. Jak zwykle wyszliśmy na papierosa, ale tylko w teorii, bo on mówiąc że idzie na papierosa ma na myśli, że idzie na whiskasa. – rzucił w odpowiedzi Teru zakręcając na palcu dłuższy kosmyk swoich włosów.
      - POMOGLIBYŚCIE, A NIE STOICIE JAK TE KLOCE! – wydarł się Hizaki, aż spadła mu róża z misternie ułożonej fryzury. Zawsze gdy się denerwował,  lewe oko uciekało mu do góry i tak też było tym razem.
      - Spokojnie, kochany, bo ci się podpaska odklei. – odgryzł się ten sam osobnik, który przed chwilą relacjonował wokaliście wyjście na zaplecze budynku. Podszedł do przyjaciela i jednym ruchem pomógł mu w rozwiązaniu tasiemki.
      - Jakieś dziękuję? – Teru uniósł brew.
      - Ciesz się, że żyjesz. – odwarknął Hizaki.
      - Też cię kocham. Kamijo, chcesz mój płyn? Wyglądasz jak panda, a jak będziesz to dłużej trzeć to zmienisz się w japońskiego murzyna i…
      - Serio, zamknij się. – roześmiał się Kamijo. – Ale płyn daj. – najmłodszy poszedł po kosmetyk zostawiając parę książęcą sam na sam.
      - Mówiłem, kurwa, żeby mi dali tę czarną kieckę, ale nie, przecież różowa jest idealna…
      - Nie jest różowa. I nie przeklinaj... W ustach kobiety nie wygląda to dobrze. – wtrącił wokalista.
      - A jaka, twoim zdaniem?! – zapytał gitarzysta potrząsając nerwowo loczkami.
      - Malinowa. I to brudna malina.
      - Gej.
      - Po prostu lubię róże. – mruknął w odpowiedzi, na tę jakże nietrafną obelgę.  – I znam ich kolory. Takiej jeszcze nie widziałem, w kolorze twojej kiecki. – dodał podnosząc z podłogi kwiat i wąchając go.
      - Ciekawe, co byś powiedział jakby wcisnęli cię w różow… Ha! Założę się, że nie dasz rady tego na siebie założyć! – Hizaki wyprostował się, uwalniając się tym samym z barokowej szmatki.  Podniósł ją i wyciągnął dłoń w stronę Kamijo, który nic nie robił sobie z tego, że stoi obok niego kumpel z umalowanymi oczami, wylakierowanym koczkiem na głowie, w wypchanym staniku i męskich bokserkach. Dodajmy jeszcze fakt, że wirtuoz wiosła nie lubował się w codziennej depilacji nóg. Krótkowłosy blondyn odsunął płatek  kosmetyczny od twarzy pozostawiając na oczach czarną otoczkę  i odłożył wraz z różą na stolik, przy którym stał.
      - Czy to ma być wyzwanie? Przyjmuję. – wziął sukienkę przewieszoną przez ramię przyjaciela, a tamten zaczął mordować się ze stanikiem.
      - Pieprzone berety na sznurku… - mruknął pod nosem, jednak wciąż delektując się wizją swojego księcia w swojej sukience.  Kamijo zrzucił szlafrok i zaczął wciskać się w strój sceniczny Hizakiego. I w tym momencie do pokoju wszedł  Teru w normalnych ubraniach, ze zmytym już makijażem i obiecanym kosmetykiem w dłoni.
      - Wybacz że tak dłu… Co tu się wyrabia? – nie krył zdziwienia. Jako jedyny z członków zespołu po raz pierwszy miał szanse widzieć Hizakiego w biustonoszu. I do tego fakt, że pozornie normalny lider wciskał się w iście męskie wdzianko…
      - Kamijo przyjął wyzwanie. I… No nie gap mi się na cycki, no! – oburzył się Hizaki
      - Cycki? – Teru parsknął śmiechem.
      - I jak wyglądam? – zapytał wokalista wiążąc jakiś rzemyk na boku sukienki. Gitarzyści zaczęli się śmiać. To powinno wystarczyć jako odpowiedź. Gdy Hizaki w sukience prezentował się często powalająco, a zwykle naprawdę dobrze, tak Kamijo wyglądał jak… Jak…
      - Wyglądasz jak samiec pandy w sukience. – zauważył Yuki, opierając się o futrynę z założonymi rękami. Jako jedyny zdążył wziąć prysznic, przebrać w dres, zmyć makijaż i pozbyć się nadmiaru lakieru z głowy. Ale Yuki to Yuki. On zawsze wszystko robił szybciej i efektywniej.
      - Co ty nie powiesz… Pomóżcie mi to zdjąć i Teru, daj to mleczko.
      - Proszę bardzo – wykrztusił przez śmiech młodszy gitarzysta pociągając za sznurek przy gorsecie od sukienki i wciskając wokaliście kosmetyk w dłoń.
      - Idę sobie – Kamijo wydął wargi udając obrażonego. Sukienka zjechała z niego niemal natychmiast. Zarzucił szlafrok i skierował się w stronę łazienki.
      - Ruszajcie się w końcu, chcę do hotelu. – ziewnął perkusista przeciągając się. Koniec trasy robił swoje. Koniec trasy zawsze był tym dniem, w którym wypadało się napić, mimo że nie wszystkim się chciało.
      - I tak nie pójdziesz spać. Masashi znalazł kota, a ja mam piwo, jakby co. – wyszczerzył się Teru w swoim najsłodszym uśmiechu.
      - Kolejny sierściuch? No ja z nim nie wytrzymam… - szatyn przewrócił teatralnie oczami.
      - Będziesz musiał, bo jak nie ty to nikt. Tylko ty masz tyle cierpliwości. – tłumaczył najmłodszy.
      - Hizaki… Czy ty masz w staniku skarpetki? – perkusista zignorował Teru i z zaciekawieniem patrzył na drugiego gitarzystę.
      - A co ty sobie myślałeś? Z czego mam sobie cycki zrobić?
      - Zainwestuj w silikon – Yuki zrobił unik przed skarpetkową kulą lecącą w jego stronę.
      - O, patrzcie kto wrócił! – ucieszył się białowłosy na widok basisty. Wyglądał na bardzo przygaszonego, w dodatku w kąciku jego oka widniał świeży siniak.
      - Co ci? – rzucił Yuki.
      - Kiciuś mnie pobił. – odburknął Masashi, po czym usiadł chowając twarz w dłoniach.
      - Zrobią ci taki fajny różowy cień w kąciku oka i będą mówić, że tak ma być i że nic ci się nie stało, ale fajnie! – Teru dostał głupawki.
      - Dlaczego jak ja mu chciałem pokazać jak mi się podoba, on zbył mnie tak brutalnie? – zawył teatralnie basista otwierając ramiona w stronę sufitu. Yuki usiadł obok niego.
      - Wiesz, miałem podobnie z dziewczyną…
      - Dziewczyna nie chciała delikatnych mięsnych kąsków w sosie?
      - A… Dobra, nie ważne. – perkusista odsunął się od bruneta, który oparł się o ścianę. Wersalki dla Versailles paradoksalnie nie miały oparć.
      - Yuki, nie tak się to robi – odezwał się właściciel sztywnej fryzury. Lakieru za cholerę nie dało się wyczesać. – Patrz i ucz się. – Teru usiadł obok Masashiego i poklepał go po ramieniu.
      - Nie załamuj się, to tylko kot, poza tym ty masz swojego i mógłby nie tolerować nowego przyjaciela... Byłby o ciebie zazdrosny. – gitarzysta świetnie udawał poważnego, podczas gdy perkusista zagryzał wargi, by się nie śmiać. Hizaki przyglądał się im z lekkim uśmiechem na twarzy, zmywając makijaż z rozbieganego, lewego oka. Stał sobie tak oparty o jakąś komodę mając na sobie tylko czerwone bokserki z napisem „ROVE YOU”. Prawdopodobnie chodziło o „LOVE YOU”, ale w Japonii nikomu nie robiło to różnicy. Właściwie… Kto nosi gacie z wyznaniem miłości? Nie ważne, zapomnijmy.
      - Tak myślisz? – ożywił się Masashi i objął Teru w przyjacielskim uścisku. Ten poklepał go po plecach i lekko zakłopotanym wzrokiem spojrzał na gryzącego pięść, poczerwieniałego ze śmiechu Yukiego. Masashi ściskał go coraz mocniej, aż w końcu drobnej budowy chłopakowi zaczęło brakować tchu.
      - Yuki… Pomóż… - wydusił, a perkusista zaczął potrząsać basistą. Teru udało się choć trochę uwolnić.
      - Po kota leć! – podniósł głos.
      - Rusz ten jędrny tyłek i rzuć mi Piisuke. – krzyknął Yuki do Hizakiego, biernego w akcji ratowania gitarzysty. Wpływem impulsu, podbiegł do transportera z kotem i wyjął z niego ospałe i opasłe zwierzę. Rzucił nim wprost w ramiona przyjaciela. Kot szybował z gracją martwej kałamarnicy, całkowicie obojętny na to, co działo się wokół niego. Prawdopodobnie przyzwyczaił się już, że jego właściciel był jedyną osobą w zespole, która nim nie rzuca. Yuki położył Masashiemu kota na głowie, a ten wypuścił ledwo przytomnego Teru ze swoich objęć. Gitarzysta osunął się luźno na podłogę. Podtrzymali go Yuki z Hizakim.
      - Nie próbujcie tego w domu… - westchnął przeciągle były więzień ramion basisty. Wszyscy spojrzeli na kota, który posyłał im nienawistne spojrzenia.
      - Łazienka wolna. – mruknął Kamijo. – Wszystko dobrze? – dodał, widząc położenie reszty zespołu.
      - Taaaaak…  - odparli chórem. Hizaki wstał i poszedł się wykąpać. Wrócił chwilę później owinięty ręcznikiem jak kobieta, która chce zasłonić piersi.
      - Hizaś, włącz men mode… - rzucił zażenowany Yuki w strone gitarzysty. Długowłosy prawie od razu ogarnął, o co chodzi i opuścił ręcznik na biodra, co zdecydowanie ujęło mu kobiecości.
      - Masashi, już ok? – zapytał białowłosy wciąż siedząc na podłodze.
      - Ale z czym? – zapytał udręczony kotofil, jakby zapomniał co przed chwilą robił.
      - Nieważne…
Hizaki wrócił do pokoju, całkowicie już gotowy. Niemalże całkowicie udało mu się rozprostować włosy. Nareszcie zaczął przypominać mężczyznę.
      - Masashi, siusiu, paciorek i spać. – zażartował odkładając ręcznik do torby. Niewzruszony basista nadal zajmował się swoim kotem.
      - Masashi, bawole! – powtórzył Hizaki z nieco większą stanowczością. Adresat wypowiedzi gitarzysty wciąż jednak był nieporuszony. Yuki i Teru posłali porozumiewawcze spojrzenie Hizakiemu. Ten poszedł po Kamijo i po chwili siły miały się do siebie jak cztery do jednego. Kota nikt nie liczył, problemem było zabrać go basiście.
Młodszy gitarzysta wraz z perkusistą złapali czarnowłosego za nogi, a na sygnał dany przez lidera pociągnęli go na dół. Hizaki usiadł mu na rękach przyszpilonych nad głową ich właściciela. Kamijo zaś rzucił kota na twarz Masashiego i przystąpił do rozbierania go. Na szczęście basista wcześniej wpadł na pomysł pozbycia się ciężkiego płaszcza i butów na koturnie. Wokaliście udało się pozbawić przyjaciela koszuli, a gdy zaczął zabierać się za pasek od spodni, Masashi nagle podskoczył sprawiając, że Yuki i obaj gitarzyści omal nie wylecieli w powietrze, a kot wylądował na Hizakim. Wszyscy leżeli na ziemi, jedynie Kamijo siedział na udach Masashiego z dłonią na szlufce paska jego spodni. Czarnowłosy wspierał się na łokciach i z przerażeniem w pomalowanych oczach wpatrywał się w lidera. Ciszę przerwał dźwięk migawki od aparatu. Wszyscy skierowali wzrok w stronę Teru. Ten zastygł w pozie, w jakiej robił sobie selfie z przyjaciółmi w dwuznacznej pozie.
      - No co? Na twittera będzie… - wytłumaczył się robiąc jedną z min „Nic się nie stało” i zaczął grzebać w telefonie.
      - Dziecko neo… - westchnął Yuki.
      - Zamknij się, masz obudowę na telefon z gameboyem.
      - Była promocja…
      - Nie musiałeś brać różowej. – oboje zamilkli. Oboje wiedzieli, że nie była różowa, a łososiowa i prawdopodobnie to sprowadziło ich do milczenia.
      - Ka… Kami… Kamijo… - wyjąkał Masashi.
      - Tak?
      - Mógłbyś ze mnie zejść?
      - Oczywiście… - odpowiedział z uśmiechem schodząc z obezwładnionego do niedawna basisty. – Oczywiście, kotku. – dodał zgryźliwie. Reszta zachichotała pod nosem.
      - Zeskrobcie ze mnie tę górę sadła. – Hizaki wydał rozkaz.
      - Pociągnij za ogon, jak nie zadziała to za to dru…
      - HIZAKI, CO TY ODWALASZ?! – wydarł się Masashi zrywając się i dopadając do zdezorientowanego gitarzysty. Zatrzymał go Kamijo swoją własną torbą. Ułamek sekundy później Masashi wpatrywał się tępo w nie ukrywającego zadowolenia lidera. Hizaki zdążył w tym czasie rzucić zwierzę za siebie. Masashiemu najwyraźniej umknął ten moment w momencie uderzenia.
      - Zmywaj tapetę i dupa w troki, bo nie ręczę za siebie. – uśmiechnął się wokalista jednym ze swoich przerażających grymasów. Basista momentalnie zabrał się za doprowadzanie swojego wyglądu do znormalizowanej wersji. Spakował  kota do transportera i wstawił go do samochodu, podczas gdy pozostali już tam na niego czekali.
      - No, nareszcie. Jedziemy do baru – ucieszył się Teru na perspektywę pochłoniętych litrów alkoholu. Masashi wpakował się  na tylnią kanapę obok Teru i Yukiego.
Skończyło się to tak, że gitarzysta marudził z braku miejsca i Yuki z poświęceniem usiadł basiście na kolanach. Kamijo i Hizaki mogli mieć to gdzieś, zajęli podwójny fotel obok kierowcy.
      - Stary, ale masz kościstą dupę – jęknął Masashi rozcierając nogę.
      - Masz coś do mojej dupy?
      - Eeee… Nie.
      - Szczęście jest po twojej stronie.
Weszli do baru i zajęli stolik na sześć osób, proponując małe co nieco kierowcy. Mężczyzna zgodził się bez wahania i chwilę później obserwował zapijającego się do nieprzytomności Teru i przysypiającego na ramieniu basisty Yukiego. Hizaki opowiadał coś w miarę normalnego, więc wszyscy go słuchali. I byłoby całkiem miło, gdyby nie to, że w nagłym przypływie procentów białowłosy wpadł pod stół i ugryzł Kamijo w łydkę.
      - AMEBA! – wydarł się zaskoczony lider, przed chwilą wpatrujący się w starszego gitarzystę.
      - Jaka kurwa ameba? – zapytał Hizaki.
      - Pod stołem jest jakaś pieprzona ameba!
      - Ameb nie widać, jełopie.
      - Przypominacie mi świat według kiepskich – rzucił Masashi. Rozmowna dwójka obrzuciła go spojrzeniem w stylu „are you fucking kidding me?”.
     - Huhuhehuhuhehuhuhehuhuhe. Teru… Hik!... Ameba… Hik! – czkał białowłosy.
      - Najebał się… Kto go niesie? Bo nie ja. – bąknął Hizaki.
      - I nie ja. – dołączył się wokalista. Padło na Masashiego, bo Yuki już smacznie spał oparty o niego.
      - Nienawidzę was… Chodź, amebko, kici ki…
      - Deklu, ameba to nie kot. – mruknął Hizaki spoglądając na bruneta.
      - Łomie, Teru to nie ameba – Kamijo popatrzył się na pozostałego wśród żywych gitarzystę.
      - Zamknijcie się już, on ma swój świat… - fuknął Masashi wciągając Teru z powrotem na swoje miejsce.
      - Masasiek, jesteś taką dobrą ciocią… - zauroczył się Kamijo na widok Basisty obklejonego dwoma Wersalkami. Teru bowiem aktywował czułość i wczuwając się w rolę ameby lizał basistę po policzku.
      - Dlatego wolę koty…
      - W ogóle, Zin, to tak cię pomijamy… - zwrócił się Hizaki w stronę kierowcy.
      - Nie przeszkadza mi to – uśmiechnął się blondyn.
      - Ale mógłbyś się odezwać, chociaż czasem, głupio tak – burknął Kamijo nie przestając masować pogryzionej łydki.
      - Ameba się odezwie! Hehehehehehehehe – Teru rzucił się na stół, a Masashi podtrzymał go, by nie przewrócił stołu. Pociągnął go za spodnie z powrotem do pozycji siedzącej i złapał za ramiona, by ograniczyć Amebie możliwość ruchu.
      - Fanki by dostały palpitacji – zaśmiał się Hizaki. Basista zmierzył go morderczym spojrzeniem.
      - Jego ugryzł w łydkę. – czarnowłosy spojrzał na wokalistę. – Jeśli chcesz wyjść z baru jako wałach to pozdrawiam, mogę go puścić.
      - Dobra, trzymaj. – gitarzysta wbił wzrok w drewniany blat.
      - On już jest wałachem – mruknął przez sen Yuki i przerzucił głowę z ramienia Masashiego na ramię Zina.
      - No zaraz mu przywalę! – warknął Hizaki, ale powstrzymał go Kamijo, łapiąc w okolicach talii. Wyjął z torby podpaskę i przykleił długowłosemu na oczy. Chłopaki spojrzeli się na niego zdziwieni. Hizaki powoli zwrócił głowę w stronę wokalisty i równie powoli odkleił środek higieniczny z twarzy. Zapanowała cisza.
      - No co, noszę na wszelki… - Masashi zaczął nerwowo chrząkać. Nawet Teru zamilkł na chwilę i wpatrywał się tępo w lidera.
      - Ekhe… Może by go tak obudzić? – zaproponował Hizaki, byleby zmienić temat. Złość na przyjaciela o zakwestionowanie jego męskości całkowicie mu już przeszła.
      - Lepiej nie, był totalnie wyczerpany. – odradził Kamijo.
      - MASASHI, JESTEŚ TAKI OZIĘBŁY! – białowłosy przyłożył basiście w twarz i zaczął płakać. I tu zaczął się problem, bo to Yuki był tym, który potrafił uspokoić każdego. Jednak on wtulał się w ramię Zina i czasem coś mamrotał. Masashi złapał filigranowego gitarzystę za nadgarstki i zaczął głaskać po głowie, żeby może chociaż trochę go uspokoić. Na ten gest, Teru wyrwał się basiście i przytulił go ściskając ze swojej całej, niewielkiej siły. Jakby chciał się odwdzięczyć za akcję sprzed paru godzin.
      - Dobra robota, Masashi. Zaraz powinien zasnąć i po kłopocie. – uradował się Kamijo. Faktycznie, około kwadrans później podchmielony Teru smacznie spał opierając się o ramię czarnowłosego.
      - Jak tak na was wszystkich patrzę, to czuję się samotny… - westchnął Kamijo ku zakłopotaniu Zina i basisty. – A ty, Hizaki?
      - Na mnie nie licz – prychnął. – Wystarczająco dużo fanficków czytałem.
      - Porozmawiajmy o tym.
      - Wolisz nie. W jednym zakładałeś mi puchate kajdanki…
      - Hola, hola, bez szczegółów!
      - Sam chciałeś… - odparł gitarzysta podpierając się ręką o stół. – Zin, to prawda, że rozpadł ci się zespół?
      - Tak… I dlatego robię w staffie. Byłem na wokalu.
      - Proszę… Jak się nazywaliście?
      - Paradox. – Hizaki wklepał nazwę w wyszukiwarkę na smartfonie. Włączył jakieś wideo. Rozbrzmiał mocny głos kierowcy. Znaczy… Niezłego wokalisty, który skończył jako kierowca.
      - Ty, dobry jesteś – uśmiechnął się Masashi, a pozostali przy życiu członkowie zespołu spojrzeli na Zina.
      - Dzięki – odrzekł blondyn.
      - Dziwne, że o was nie słyszałem… - zastanawiał się Kamijo.
      - Nie dziwne, tylko byliśmy do bani.
      - No… Fakt, gitarzysta chyba grał na haju…
      - A basista jak przedszkolak…
Nie trzeba chyba wspominać, kto był odpowiedzialny za poszczególne kwestie.
     - No właśnie. – burknął Zin, widocznie niechętny do przywoływania wspomnień.
Yuki podniósł się i zaczął rozglądać się zaspanymi oczami.
     - Sorry, Zin. – zwrócił się do właściciela ramienia, na którym spał.
     - Mam nadzieję, że chociaż wygodny jestem – zaśmiał się w odpowiedzi.
     - Dobra, koniec bo jeszcze się Hizakiemu podpaski przydadzą.
     - Zamknij się, Masashi – gitarzysta odgarnął włosy za ucho i zaczął grzebać w torbie.
     - Co, tamponów szukasz? – zadrwił lider. Hizaki nie wytrzymał i zamachnął się z całej siły swoją czarną, skórzaną torbą na Kamijo. Yuki i Zin patrzyli na tę akcję z niemałym podziwem, Masashi zaś chciał ratować wokalistę. Nie miał jednak takiej możliwości, gdyż Teru obejmował jego udo i spokojnie chrapał oparty o jego kolana. Torba trafiła prosto w nos Kamijo.
      - Uwaliłeś mi torbę fluidem, tapeciarzu. – fuknął Hizaki, zupełnie nie przejmując się tym,  że jego książę spadł z ławki.
      - Powiedz lepiej, co ty tam masz… Tampony raczej tyle nie ważą.
      - Chyba, że zużyte. – dodał perkusista. Hizaki oderwał się na chwilę od czyszczenia torby. Spojrzał się na Yukiego.
      - Teraz już nie śpisz. – przekrzywił głowę w sposób, który zwykle zwiastował u niego chęć mordu.
      - Spokojnie, księżniczko. – Kamijo podniósł się i położył Hizakiemu dłonie na ramionach.
      - Nie macaj mnie, pederasto.
      - UWAGA! – ryknął Masashi.
      - KURWA MAĆ! – krzyknął Hizaki, który właśnie zyskał ugryzienie na wewnętrznej stronie uda. Zajrzał pod obrus i ujrzał Teru opartego na jego kolanie z miną niewiniątka.
      - Zabiłbym, ale nie umiem. – westchnął Hizaki bawiąc się włosami drugiego gitarzysty. Jakoś go to wszystko uspokoiło.
      - Może… Wróćmy do hotelu? – zaproponował Yuki. Pomysł został przyjęty z ogólną aprobatą.
Obowiązek przetransportowania co najmniej nietrzeźwego gitarzysty do samochodu faktycznie przypadł Masashiemu. Niestety nie wykazał on się wystarczającą delikatnością i gdy wrzucił go do na kolana perkusisty, uruchomił Radio Teru. Tym sposobem zespół całą drogę skazany był na słuchanie przebojów o Rudej, Blondi i Czarnulce.



Zmiana hotelu zawsze wiąże się z komplikacjami. Zwłaszcza gdy recepcjonistka jest skończoną idiotką.
      - A więc dwa pokoje dla Państwa, tak?
      - Dokładnie – odpowiedział Masashi z przewieszonym przez ramię Teru. Zabrał klucz dla siebie i Yukiego i podsunął Hizakiemu.
      - Och, zapomniałabym. Ten miesiąc jest miesiącem kobiet, więc jeśli chciałaby pani sko… - Kamijo, Yuki i Masashi ledwo wyrobili ze śmiechu. Recepcjonistka bowiem mówiąc to, patrzyła się na Hizakiego.
      - Nie… Jestem… Kobietą… - wycedził gitarzysta zaciskając pięści. Zabrał swoją torbę i popędził w stronę schodów.
      - Nie w tę stronę, kobietko. – krzyknął za nim Kamijo. Hizaki zawrócił i wyrwał mu klucz z ręki. Popędził do pokoju na piętro. Reszta powlokła się za nim, ciągnąc swoje torby, ewentualnie siebie nawzajem. (patrz. Masashi\Teru)
      - Ja chyba nie uwierzę! – usłyszeli głos Hizakiego. Długowłosy wybiegł im naprzeciw.
      - Zawracamy, Kamijo. Mamy pokój małżeński. – Kamijo zrobił wielkie oczy, a Yuki i Masashi zaczęli się dusić ze śmiechu. Kamijo i Hizaki zbiegli do recepcji, a basista z perkusistą wbiegli na górę. Otworzyli pokój, a przed oczami stanęło im łóżko dwuosobowe i jedno mniejsze z pościelą w autka. Yuki spojrzał się na basistę.
      - Od dzisiaj mów mi „żono”.
      - Tak jest, żono. – czarnowłosy nie krył zdziwienia zaistniałą sytuacją. Odstawił torbę i transporter z kotem w progu i zawrócili do recepcji, gdzie Hizaki i Kamijo błagali o zmianę pokoju.
      - Proszę wybaczyć, ale hotel jest pełny. Nie możemy zmienić pokojów, prosimy wybaczyć nieporozumienie.
      - Dziękujemy… - zrezygnowany Hizaki wzruszył ramionami. Odwracając się spojrzenia jego i Yukiego skrzyżowały się.
      - A wy co?
      - Pokój dla małżeństwa z dzieckiem.
      - Visual Gej… A mogłem kupić łódź… - mruknął gitarzysta. Kamijo śmiał się pod nosem z Teru w roli dziecka Masashiego i Yukiego. Poszli do swoich pokojów. Teru został wpakowany pod swoją kołderkę z Autami, a Yuki z Masashim nasłuchiwali przez ścianę marudzenia Hizakiego.
      - Zamknij się już i daj mi spać… - mówił lider.
      - Ale no… Jakim cudem mogli wziąć nas za parę?
      - Bez problemu.
      - Coooo?
      - Serio, jaka to różnica? Wyobraź sobie, że jestem twoją laską i w końcu się zamknij.
I głosy ucichły. Teru zaczął wiercić się na swoim łóżku.
      - Żono?
      - Tak, mężu? – zaśmiał się Yuki.
      - Ja to zapamiętam do końca życia. – zawtórował mu basista. Między nimi spod kołdry wyłonił się bury kot i zamruczał przyklejając się do swojego właściciela.

Rano Yuki obudził się pierwszy. Teru był już na podłodze, a Masashi zwinięty w kłębek mamrotał coś do kota. Kot spał rozciągnięty na boku basisty. Teru zaczął się budzić.
      - Co do…
      - Dzień dobry, dziecko.
      - Dziecko? Co tu się dzieje?
      - Jak ty się do mamy odzywasz?
      - Mamy? O cholera, wy…
      - Nieporozumienie z pokojami, Hizaki jest z Kamijo.
      - A ja jestem?
      - Owocem łona mego.
Teru parsknął śmiechem. Nie zdawał sobie nawet sprawy, jak intensywnie działał na niego alkohol przed snem.
      - Mamo, masz coś na ból głowy?
      - Na kaca zabrałeś piwo.
      - A, dzięki.
      - Jak by co, Kamijo powinien coś mieć.
Przerwał im huk zza ściany.
      - Co ty odwalasz? – słyszeli stłumione głosy przez ścianę.
      - Było się nie przytulać.
      - Ale żeby mnie z łóżka zrzucać? – boczył się lider. Musieli mieć ciekawie. Piisuke spoliczkował nagle Masashiego, który zerwał się na równe nogi.
      - Taaaatuuuuś! – uradował się Teru nie przestając stroić sobie żartów z brutalnej rzeczywistości.
      - Gdybym był twoim ojcem, to już byś miał szlaban.
      - Dobra, koniec, to dziwne! – śmiał się perkusista.
      - Skądże znowu, żoneczko.
Znienacka Hizaki wpadł do nich do pokoju. Miał przerażoną minę.
      - Daję stówę, że on mnie podrywa. – powiedział z grobową powagą.
      - Nie przesadzaj. – westchnął Yuki. - Wszyscy wiemy że zarywa do każdej kobiety… - nie zdawał sobie sprawy w jaki sposób zrozumiał to Hizaki. W moment gitarzysta powalił go na łóżko.
      - ZGINIESZ.
      - Spokojnie, Hizaś, nie o to mi chodziło. Po prostu, Kamijo jest hetero. – gitarzysta wstał.
      - Idę pobiegać.
      - Oczami? – zaśmiał się Teru.
      - O, Ameba. Patrz, gdzie mnie ujebałeś. – długowłosy zaprezentował malinkę na wewnętrznej stronie uda. – Kamijo ma na łydce.
      - Cholera. – Teru upił wielki łyk piwa.
      - Jego lizałeś po policzku… - dodał Yuki wskazując Masashiego.
      - Poza tym rzucałeś się po stole i przytulałeś do mnie. – kontynuował basista.
      - Cholera…? Przepraszam…?
      - Spoko, przyzwyczailiśmy się. – uśmiechnął się Hizaki i pogłaskał Teru po głowie. Wrócił do siebie.
      - Ja chyba wolę, jak jesteśmy normalni…
      - Yuki, tylko ty jesteś normalny. Znaczy… Akurat ostatnio, bo twoje akcje czasem… - mruknął białowłosy.
      - Dobra, cicho…- odparł Yuki.
Dziwny zbieg zdarzeń miał się ku końcowi. Miał się. Dobre określenie.

Dzień dobry! :)

Oto przybywam z moimi parodiami tego, co może dziać się między ukochanymi j rockerami, gdy nikt nie patrzy. :D
I nie, nie yaoi. Nie ma miłości do porzygu, jest chamstwo, wredota, a pod taką przykrywką przyjaźń i typowa, luźna atmosfera. Mam nadzieję, że mnie polubicie C: