sobota, 30 maja 2015

This is war!

      Pot spływał po twarzy jasnowłosego wokalisty. Wytężał wszystkie mięśnie w całym swoim ciele, by pokonać srebrzystowłosego. Walczył, by pozycja jego przedramienia była stała i niemożliwa do poruszenia. Zacisnął zęby z całej siły i usiłował przezwyciężyć upartość gitarzysty. Teru wywrócił tylko oczami.
      - Starasz się, ale… - słychać było tylko głuche uderzenie pokonanej kończyny Zina o blat stołu. – znudziło mi się już. – westchnął, jak gdyby nigdy nic. Masashi i Yuki skrzywili się ze współczucia. Co, jak co, ale dźwięk nadgarstka blondyna uderzającego o drewno był dosyć spektakularny i budził pewne obawy.
      - Ale… Jak, do cholery? – zapytał Zin, oglądając swoją rękę.
      - Może i wyglądam drobno, ale pozory mylą. Słodkie z ciebie chucherko, młody. – gitarzysta posłał mu uroczy uśmiech i zmierzwił jasne włosy.
      - Zamknij się, antyku.
      - Serio, Teru. Ty byłeś najmłodszy i nie miałeś tak przesrane jak on… - pouczył Masashi gitarzystę.
      - Spadaj, czarna wdowo, nie jesteś aż tyle ode mnie starszy żeby mnie pouczać. – Teru wstał i poszedł pewnym krokiem przed siebie, ignorując tabliczkę ostrzegającą przed śliską podłogą.
     - Ostrożnie… - zaczął Masashi.
     - Nie mów mi jak mam ży…yć! – białowłosy pojechał na podeszwie o metr do przodu, resztę ciała pozostawiając za sobą na podłodze. – Pierdolona karma… - syknął gitarzysta.
     - Zin, pogódź się że jesteś cienki. – zaśmiał się Yuki, totalnie ignorując sytuację. Zin łypnął na niego spode łba.
      - Może i siłą cię nie pokonam… - zaczął, wstając i dotykając umięśnionych barków perkusisty. – Ale kondycją i skocznością… Nie masz szans. – wyszczerzył się.
      - Ze mną zadzierasz? – Yuki przekrzywił głowę, a jego oczy stały się jeszcze węższe niż w rzeczywistości. Masashi podawał właśnie Teru rękę, ale kiedy spojrzeli na Yukiego, zamarli. Ten śmiertelnie poważny ton oznaczał u perkusisty nieopanowaną wolę walki. Wiedzieli, że był gotów na zakład, który mógł być niezwykle poniżający.
      - Zadzieram. Boisz się?
      - Yuki niczego się nie boi. – parsknął szatyn w odpowiedzi.
      - Oprócz pająków, ciasnych pomieszczeń, kobiet, ciemności… - zaczął Teru.
      - Cicho.
      - Koni, krów, wody, Hizakiego, os… Stary, nie zapomnę jak mi wskoczyłeś na ręce kiedy… - kontynuował Masashi, do momentu w którym jego krocze zostało brutalnie potraktowane kolanem perkusisty. Jęknął cicho i upadł na podłogę obok Teru.
      - A więc… - blondyn rzucił w stronę wroga skakankę, którą wyciągnął nie wiadomo skąd. – Pokaż na co cię stać, wapniaku.
      - Nie jazgocz, młody bo tatuś przetrzepie ci dupę.
      - Co przetrzepie? – roześmiał się Teru. Reszta popatrzyła tylko na niego z politowaniem. Spoważniał.
      - Masashi, odliczaj.
Czarnowłosy poderwał się z posadzki i stanął na baczność, Teru zaraz po nim.
     - No to… Gotowi... – skakanki czekały już na pozycjach. – Start!
Całe piętro zadrżało. Zin skakał jak worek ziemniaków, uderzając głośno stopami o podłogę. Yuki zaś z gracją wykonywał każdy skok, a jego twarz wyrażała wielkie skupienie.
Przy siedemdziesiątym wyskoku do pokoju wszedł Hizaki. Miał na sobie wojskowe buty i mundur, a pod pachą trzymał replikę karabinu maszynowego. We włosach gitarzysty znajdowało się mnóstwo rozkładających się liści, suchych igieł posklejanych ziemistą substancją, a na okrągłej twarzy widoczne były ślady kamuflażu. Nikt jednak nie zwrócił uwagi na lidera zespołu. Duma nie pozwalała mu, by pozwolić się zignorować.
     - W SZEREGU ZBIÓRKA! – krzyknął grubym, męskim głosem, uderzając karabinem o podłogę.
     - Sto jeden, sto dwa…
Hizaki przeładował replikę i wystrzelił kilka plastikowych kulek wprost w tyłek Masashiego. Ten jednak podrapał się tylko po pośladku i liczył dalej.
     - REKRUCI! – krzyknął i pociągnął za skakankę Yukiego, który z hukiem runął na ziemię.
     - Hizaki, musiałeś to spieprzyć? Przegrałem zakład…
 Zin zaczął tańczyć jakiś afrykański taniec wokół leżącego na podłodze przegranego. Rzucił się na nowo przybyłego gitarzystę, by go uściskać.
     - Kapralu, wypierdalać. – polecił. Zin odsunął się i spojrzał krzywo na przyjaciela. – Baczność, rekruci! – krzyknął lider i wycelował replikę tym razem w krocze Masashiego. Pół magazynku zakończyło swoją drogę odbijając się od spodni basisty.
     - Co ja wam wszystkim zrobiłem?! – zawył brunet i zgiął się wpół z bólu.
Kiedy w strachu przed podzieleniem losu towarzysza cała czwórka stała w równym szeregu, Hizaki zaczął przechadzać się po pokoju.
      - A więc sprawa wygląda tak… - zaczął. – Wziąłem udział w pokazie mody w roli projektanta. Potrzebuję modelki, która będzie możliwie jak najwyższa. – jego spojrzenie powędrowało w stronę najbardziej poszkodowanego mężczyzny spośród nich. 
      - Nawet o mnie nie myśl, sadysto. 
      - Masashi, z takim ciałem, wzrostem... Seksapilem! Nie daj się prosić!
      - Nie daję się. Odsuń się. 
Hizaki wycelował karabin w basistę. 
      - Zgadzasz się albo potłukę ci jaja drugim magazynkiem. 
      - Co mam robić? - brunet zasłonił się przed ewentualnym atakiem. 
      - Być moją modeleczką, złotko. - długowłosy wzniósł się na palce i poklepał Masashiego po policzku. - A wam co? - powrócił na ziemię. Zin gotował się, usilnie tłumiąc radość. 
      - Wygrałem! 
      - Co wygrałeś? 
      - Niewolnika! 
      - A kto to taki? - Hizaki uniósł brew pytająco. 
      - Yuki-chan. - oświadczył blondyn radośnie. 
      - Jeszcze raz powiesz o mnie zdrobniale to rozdrobnię ci szczękę. - wycedził perkusista przez zęby. Hizaki podłożył mu lufę repliki pod podbródek. 
      - Kulturalniej. - warknął. - Masashi, modeleczko, chodź ze mną. 
I wyszli. Teru pomachał Masashiemu na pożegnanie, a basista poszedł za liderem, mamrocząc pod nosem przekleństwa.
      - A więc, Yuki... Zostaniesz na tydzień moim sługą. Zakład to zakład. 
      - Sługą?!
      - Niewolnikiem. Sam sobie wybrałeś karę. - wokalista zaplótł ręce na piersi. 
     
***

       Zestresowany Masashi wlókł się powoli za Hizakim, wbijając wzrok w błotniste ślady, jakie pozostawiały jego ciężkie buty. Żadne słowa nie były w stanie określić rozmiaru stresu, jaki właśnie go wypełniał. 
        - Powiesz mi chociaż w jakiego typu ciuszkach mam paradować? - zapytał niepewnie i bardzo, bardzo cicho. 
        - Temat pokazu to stroje reklamowe. Zaprojektowałem już cały zeszyt... Reklamy barów z fast foodem, rajstopami, zabawkami dla dzie....
       - Rajstopami?! - Masashi zatrzymał się. - To są bary z rajstopami?
       - Bary? Co ty pieprzysz? Nie czepiaj się słówek tylko pokaż, jak leży strój kociej księżniczki.
Masashi wcisnął się w kostium tylko dlatego, że Hizaki stał z wycelowanym wprost w niego karabinem. W godzinę wykorzystał trzykrotnie swój miesięczny limit przekleństw mamrotanych pod nosem.
       - Możesz mi powiedzieć, dlaczego jeżeli ktoś ma wciskać się w twoje dziwne ubranka to zawsze jestem to ja?
       - Nie wiem. Teru jest chudy i nic nie wygląda tak epicko jak na tobie, Yuki by się schował tak że nie znaleźlibyśmy go przez następne kilka miesięcy a Zin to Zin. Wolę szyć na olbrzyma niż na kurdupla. Poza tym to, że umiem szyć na prawdziwe krągłości - urwał i spojrzał złośliwie w oczy basisty, którego chęć mordu rosła. - pozwala uzewnętrzniać mój prawdziwy talent.
      - Krągłości... Schudłem ostatnio!
      - Błąd, kiciu. - Hizaki podpiął ogon do spódniczki, niby to przypadkowo dźgając bruneta agrafką w tyłek. - Nie chudnij, znam twoje wymiary na pamięć. Co do jednego.
Hizaki chyba nie był do końca świadom swoich słów, które po pewnym czasie przyczyniły się do tego, że Masashi kilkakrotnie sprawdzał zamek od drzwi łazienki przed skorzystaniem z niej.
      - Za późno. I nie mów do mnie kiciu.
      - Bo co niby?
      - Nie widziałem nigdy kota będącego w stanie zgnieść właściciela swoim ciężarem. - wymamrotał czarnowłosy. Hizaki przekrzywił głowę i popatrzył skonfuzjowany na niego.
      - A twój to co?
      - Przestań, ostatnio schudł cztery kilo...
      - Cztery kilo? Mój kot tyle nie ważył. To co, sześć dych mu zostało? - parsknął długowłosy, szukając przepaski z kocimi uszami. Kiedy ją znalazł, wetknął ją Masashiemu we włosy.
      - Piękna reklama kociego żarcia, nie sądzisz? - blondyn rzucił maszynówkę w kąt.
Gdybym był kotem jedzącym to, wolałbym narobić do miski i żreć żwir z kuwety. Piękna. - pomyślał basista, lecz oczywiście ze strachu nie wypowiedział na głos najmniejszej części swoich przemyśleń.
      - Najlepsza.
      - Niestety dzisiaj musisz iść do domu. Nie przygotowałem nic więcej.
      - Szkoda, to... - wypowiedź przerwana została gwałtownym piskiem wydobywających się z ust bruneta. - Pająk!
Podskakiwał, piszczał i usiłował wejść Hizakiemu na głowę. Długowłosy jednak, jak na prawdziwego wojskowego przystało, zachował spokój.
      Dopóki pająk się nie poruszył.
      Wtedy zimny generał opuścił duszę gitarzysty.
Hizaki wskoczył na Masashiego z piskiem. Był bardziej zwinny, więc udało mu się to jako pierwszemu.
       - Hizaki, zrób coś, to się rusza! - darł się basista, wskakując na stół.
       - Przestań się ruszać! - Masashi wykonał polecenie. Hizaki wyjął z kieszeni nóż sprężynowy, rozłożył go i cisnął ostrzem w pajęczaka. Kiedy przekłuty pająk zwinął się w agonii po raz ostatni w swoim życiu, Masashi pisnął głośno. Wtedy w drzwiach stanął Teru. Obiegł wzrokiem pokój, dłużej zatrzymując się przy piramidzie ze stołu, Masashiego i Hizakiego. Później spojrzał na wbity w parkiet nóż i zabitego pająka. Spojrzał się z politowaniem na przyjaciół.
       - Serio?
       - N-nie ż-żyje? - zapytał drżącym głosem czarnowłosy.
       - Hizaki rozmaślił go nożem na dziczyznę, jak może żyć? - Teru nie ukrywał zażenowania.
       - Był ogromny! - kłócił się basista, zrzucając na podłogę Hizakiego i stawiając drżące nogi na podłodze.
       - Tak, był tak ogromny jak to, co Hizaki ma w gaciach. - powiedział srebrzystowłosy i zgiął się wpół. Długowłosy gitarzysta zdążył już wcześniej dostać się do swojego karabinu, co skończyło się zmarnowaniem kolejnych kilkunastu kul na kroczu przyjaciela.
       - Był. Ogromny. - syknął Hizaki. - Trzymasz się tej wersji. - długowłosy wyjął nóż z parkietu, wycierając go z resztek pająka o dywan.
       - Tak... Jest... - steknął Teru.
       - Masashi, zakładaj teraz strój do reklamy parówek.
       - To dziwne coś z dwumetrową parówką między nogawkami?!
       - Nie, to z trzymetrową.



***

      - Nigdy!
      - Zakładzik to zakładzik... W przeciwnym razie możesz mnie nosić wszędzie gdzie będę chciał do końca tego tygodnia. - Zin uśmiechnął się pod nosem.
      - Ale ja... Ja nie lubię za dużo dzieci.
      - Dlatego idę z tobą. Zobacz, czy nie jestem łaskawy? Masz tylko pójść ze mną do tego przedszkola i zająć się dziećmi. - westchnął blondyn. - Chyba że wolisz mnie nosi...
      - Nie, nie, nie, nie, nie. W ogóle po co musisz tam chodzić? - zapytał Yuki, powoli godząc się ze swoim losem.
      - Siostra mnie poprosiła.
      - A...


      Następnego dnia Zin i Yuki szli w stronę przedszkola. Pogoda była prawie piękna. Prawie, gdyż bez przerwy padało. Perkusista niósł parasolkę nad swoim nowym panem, przeklinając Hizakiego i zarzekając zemstę, gdy tylko gitarzyście skończą się kulki. Weszli do środka. Z pozoru spokojnie.
      - W końcu. Dzisiaj mam salę 666. Skąd wiedziałeś? - spojrzała na Yukiego.
      - Nie wiedziałem. - Zin zbladł.
      - Ale dobrze że przyprowadziłeś pomoc. Muszę spadać, miłej zabawy. - uśmiechnęła się i wybiegła z budynku, zamykając drzwi. Ściany były szczelne, jednak to, co działo się poza korytarzem było istnym piekłem.
      - 666? Czy ja o czymś nie wiem? - zapytał Yuki.
      - To przedszkole ma trzy grupy. Dwie normalne i dzieci... z problemami. 666 to właśnie dzieci z problemami. - powiedział Zin, zachowawszy grobową powagę.
      - A jakie to problemy? Sieroty? Dom dziecka?
      - Co? Takich się nie izoluje! - oburzył się blondyn. - Tu masz socjopatów i dzieci agresywne. Albo nieumiejące radzić sobie z emocjami. Oczywiście są też normalni, żeby tamtych przystosować. - wokalista otworzył drzwi. W sali było ciemno, więc zapalił światło. Trzy dziewczynki siedziały w kącie, wydłubując oczy lalce, kilku chłopców zajmowało się symulacją wypadków samochodowych. Jakaś półłysa dziewczynka uderzała główką lalki o blat stołu. Zin podszedł do niej.
      - Mitsuko, bawiłaś się w salon fryzjerski? - pogłaskał ją po główce. Dziewczynka prychnęła i przyłożyła mu lalką.
      - Tak. Cześć.
Yuki obiegł salę wzrokiem. Przy stole siedziały jakieś dzieci, rysując. Już skierował się w tamtą stronę, kiedy Zin pociągnął go na środek.
      - Dzieciaki! - zawołał. Wszystkie dzieci zgromadziły się w kółeczku wokół Yukiego. - To jest Yuki. Przywitajcie się!
Szatyn oczekiwał tego przedłużonego,charakterystycznego "Dzień dobry", jednak nic takiego nie nastąpiło. Horda spragnionych czułości dzieci powaliła go na ziemię, jedynie dwie dziewczynki zostały nieporuszone i wróciły do rysowania. Ktoś ciągnął go za włosy, ktoś kopał, ktoś klepał po twarzy. W końcu Yuki wstał.
      - DOSYĆ! - ryknął. Zin przestraszył się i podskoczył z wygodnego fotela. - Nie jestem zabawką. Jak chcecie komuś wydłubać oczy to macie lalki, Zina, siebie, ale nie mnie. Zrozumiano?
Dzieci pokiwały główkami. Jedna z dziewczynek podniosła rączkę do góry.
      - A pobawisz się z nami w fryzjera?
Raz kozie śmierć - pomyślał.
      - Tak. Tylko bezpiecznie, dobrze?
I zabawa zaczęła się na nowo. Trochę żywiej, ale... normalniej. Mitsuko podstawiła Yukiemu krzesło. Perkusista usiadł na nim niepewnie, ale nie było już odwrotu. Dziewczynka przyniosła mu książkę i poprosiła o czytanie. Wdrapała mu się na kolana, przytulając się swoją ogoloną do połowy główką do jego ramienia.
      - Za górami, za lasami, w pięknej dolinie żyła sobie księżniczka, która lubiła torturować całą resztę królestwa. Jej imię brzmiało... - "Hizaki?" pomyślał. Czytał dalej, gdy inne dzieci wplatały mu wszystko co się da i co się nie da we włosy. - Pewnego dnia poznała księcia. Książę mieszkał w swoim mrocznym, kocim zamku. Zdawało się, że nikt nie jest w stanie go poskromić. - Tu Yuki zaczął się zastanawiać, czy książka nie jest przypadkiem zatytułowana "Versailles dla dzieci". Spojrzał na okładkę. Widniały na niej trzy słowa zapisane gotycką czcionką.
        "Królewna stalowego tasaka"
Pokiwał głową i zaczął czytać opis kolejnej postaci. Jęknął z bólu, gdy został pozbawiony, na oko, garści włosów.
Gdy skończył, spróbował wstać z krzesełka. Próby nie można było uznać za udaną, gdyż małe krzesełko wytrwale trzymało się tyłka szatyna. Mitsuko roześmiała się maniakalnie.
       - Przykleiłaś mnie?
Przytaknęła.
       - Dlaczego?
Wzruszyła ramionami.
Yuki westchnął przeciągle i doskoczył na jednej nodze do Zina. Po drodze jakiś chłopiec podstawił mu nogę, czym sprawił że perkusista upadł całym ciężarem na przysypiającego wokalistę.
Zin wzdrygnął się i podniósł.
       - Hej, co jest?!
       - Lubię patrzeć, jak kogoś boli. - burknął chłopiec i usiadł z powrotem pod stołem.

____________

Pięknie proszę, żeby osoby komentujące wpisały w komentarzu trzy totalnie przypadkowo zbite słowa. Trzy? Można więcej. Co przyjdzie do głowy ^^ To tak pięknie działa na tę dziwną stronę wyobraźni.
Dziękuję za wszystkie komentarze, jakie tu zostawiacie. Fajne uczucie, gdy zakładasz bloga po to żeby gdzieś dać ujście co ciekawszym myślom i stać się choć trochę bardziej normalną (jasne, że nie wyszło z tą normalnością) i komuś podoba się to co wstawiasz.

7 komentarzy:

  1. Jejku, piękny początek, mózg mi zaczął wariować. XD
    Hizaki mnie rozwalił, wizja Księżniczki w wojskowych ciuchach i karabinem na kulki, wiedzącej jak go użyć - prześmieszna, prawie się zadławiłam własnym śmiechem. I kurczę, jaki Hizaki jest władczy, hehehe...
    Masashi modelką, genialne i bardzo...ciekawe te stroje, oglądałabym te reklamy 8)))
    A ,,Królewna stalowego tasaka'' mnie dobiła, ale pozytywnie (czyt. Saggie śmiejąc się zaryła nosem o klawiaturę)
    I przypomniałaś mi moje przedszkole, serio, lubiłam torturować misia. :')
    Czekam na kolejne notki i życzę wiader weenyy~!
    A jeszcze słowa. Meto, farba, parasolka.
    O to chodziło? ;3
    Jeszcze raz życzę jeszcze więcej pomysłów. na takie epickie historie!
    ~Saggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie o to chodziło. Cieszę się, że ci się spodobało.

      Usuń
  2. Napisz jakieś yaoi <-- idealne 3 słówka meehehehe xD
    Nie no. Ale poważnie chętnie poczytam ^^
    ~Aga <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Btw chętnie poczytam o The GazettE i Mejibray C: *wybacz zapomniałam dodać :C *
      ~Aga <33

      Usuń
    2. Z gazetto masz tu jedną notkę, ale pewnie zauważyłaś.
      Na tym blogu yaoi raczej się nie pojawi, zamysł był taki, żeby wyzbyć się stereotypu że j rock w opowiadaniach ma równać się gejozie. Z takową miałam jednak przygodę, krótką bo krótką i nie wiem, czy będę kontynuować tamto opowiadanie. Mimo że koncept jest, ale po napisaniu ostatniej notki yaoizm opuścił mój mózg. Zajrzyj jak chcesz, otwarte 24/7 ;)
      KLIKU KLIKU

      Usuń
    3. Oczywiście że zobaczę ^^ wszystko co twoje jest boskie meeh C:

      Usuń
  3. Czarne, małe żelki.
    Tak jakoś miałam to w głowie.
    Opowiadanie mnie, jak zawsze, rozbroiło ;)
    Ogólnie, bardzo podobają mi się kreacje bohaterów w Twoich tekstach - wojskowy Hizaki brzmi bardzo interesująco.
    Mogłabym czytać Twoje parodie bez końca ;3

    OdpowiedzUsuń

Skoro już to czytasz, może byłoby warto coś po sobie zostawić? :D