sobota, 23 maja 2015

Dir en... Banane? (IV)

       - Nie!
      - Tak!
      - Ruszaj się, krasnoludzie!
      - Nie!
      - Kaoru, powiedz mu coś! - kłócili się Shinya z Kyo. Wokaliście bardzo wygodnie siedziało się w swoim fotelu i wcale nie myślał o podnoszeniu się z miejsca. Tarasował tym samym przejście całej reszcie zespołu z wyjątkiem Kaoru, który przez swoje gazy wylądował... Dosłownie i w przenośni, najdalej od okna samolotu.
      - Coś. - mruknął lider i zaczął zbierać swoje rzeczy z miejsca.
      - Ale ty pomocny... - westchnął perkusista i zaczął przedzierać się przez nogi wokalisty.
Kyo zmierzył go tylko zrezygnowanym spojrzeniem. Kiedy perkusista przewrócił się po raz kolejny i udało mu się wydostać z pułapki, na twarz wokalisty wpełznął złośliwy uśmiech.
       - Kyo, przesuniesz się? - zapytał Die, nie oczekując reakcji. Takowa jednak się pojawiła. Krótkie nogi Kyo wyprostowały się, utrzymując ciężar całego, niezbyt wysokiego ciała. Shinya spojrzał się z pretensją na przyjaciela.
       - Kulturalniej, blondi. - wyszczerzył się i zaczął iść w stronę wyjścia z samolotu.
       - Mam ochotę kulturalnie wydłubać cshiya, wywracając oczyma.
       - Kaoru, dlaczego nie mogliśmy polecieć z wszystkimi, jak zawsze?
       - Bo raz, dla odmiany jest fajnie. - odrzekł gitarzysta. 
Tak naprawdę liczył na atak rozentuzjazmowanych fanek, ale nic z tego nie wyszło. Na lotnisku mogli przynajmniej spokojnie wysiąść i pojechać do hotelu z zamówionym wcześniej kierowcą. Lot do Polski był długi i okrutnie męczący, ale ekscytacja dawno nie widzianym krajem wzięła górę.
Shinya przykleił się do okna, Die zaraz obok. Z drugiej strony szybę okupywali Kaoru i Toshiya.
        - Chrzańcie się... - mruknął Kyo, opadając z rezygnacją na środek kanapy. Obserwował Kraj Kwitnącej Cebuli przez tylną szybę samochodu. Przejechali przez główne Warszawskie ulice, próbując wymówić słowa, jakie kierowca wypowiadał rozmawiając przez telefon. Wychodziło im to tak dobrze, że kierowca nie miał nawet pojęcia że pasażerowie go przedrzeźniają.
        - Widziałeś kiedyś, żeby ktoś nosił sandały i skarpetki? - zapytał Toshiya Kaoru.
        - Nie, ale chyba sam zacznę. Ciekawa propozycja, nie powiem. Widzę też tu spore zamiłowanie do biedronek. To jakiś kult?
           
        - Nie wiem. Sporo tu tych kościołów z biedronką...
        - Myślałem że to supermarkety... - Die uniósł głos, żeby wszyscy go słyszeli. Nagle Shinya uderzył go otwartą dłonią w sam środek twarzy. - A to za co?
        - Za to że tu jesteś.
        - Miło mi.
        - Polecam się.
        - Patrzcie, jaki zajebisty autobus! - krzyknął Kaoru.
        - Nie chciałbym być w środku...
        - Gadasz, musimy się przejechać. - westchnął sarkastycznie Toshiya, wywracając oczami. W końcu szanowny pan kierowca zakończył rozmowę i kazał ekipie wysiadać. Pod hotelem zespół powitał pełen staff. Przydzielono im pokoje. Było jasne, że Kaoru będzie w dwuosobowym, dlatego kiedy lider poszedł zanieść torby do pokoju, rozpoczął się turniej w "kamień, papier, nożyce".
       - Trzy... Czte....
       - RY! - skończył Kyo i wystawił nożyce do boju.
       - Kamień, dziwko! - krzyknął Shinya i uderzył wokalistę pięścią w czoło. Za chwilę sam dostał z liścia od Toshiego.
       - Papier. Jesteśmy bezpieczni, blondi.
Die patrzył zawzięcie w oczy Kyo, masującego czoło. Prowadzili ze sobą istną wojnę o nic.
       - Nożyce... - powiedzieli chórem.
       - Kamień... Papier... Nożyce...
       - Co wy... - zaczął Kaoru, obserwując zajście. Wokalista, wykorzystując moment popchnął na niego czerwonowłosego.
       - O, Die... Spokojnie. Bierz torbę i chodź. - wyszczerzył się.
Shinya i Toshiya spojrzeli na Kyo jak na zdrajcę. Podnieśli z podłogi zdezorientowanego gitarzystę i zasłonili go przed Kaoru.
      - Przecież Kyo chciał być z tobą, prawda? - powiedział Toshiya do ciemnowłosego, patrząc na wokalistę z uśmiechem.
      - Ale... - Kyo wytrzeszczył oczy.
      - Kyo, ruszaj się. Chcę już mieć spokój. - Kaoru westchnął i wrócił do pokoju. Kyo popatrzył się na basistę błagalnie.
      - Złamałeś zasady. Kara musi być. - usłyszał.
      - Powodzenia. - dodał Shinya. Niski spuścił głowę i pomaszerował skruszony do pokoju.
      - Dziękuję... - Die podniósł swoją walizkę z podłogi.
      - Nie ma za co. Kyo też nas wkurza. - blondyn uśmiechnął się szeroko i wszyscy zniknęli za drzwiami swoich pokoi.
*

           - Kyooooooooo...
           - Czego, szczurze...
           - Możemy spać z zapaloną lampką? - wokalista parsknął śmiechem.
           - Boisz się?
           - Nie, ale... Tak... - lider pokiwał głową, nakrywając się kołdrą.
           - Serio... Proszę cię. Pokaż że masz jaja. - westchnął Kyo i odwrócił się, zapominając że Kaoru mógł to zrozumieć dosłownie.
- Ale nie dosłownie. - dodał. Po kilkunastu minutach poczuł jak materac ugina się pod ciężarem liderowego cielska.
          - Co ty robisz?
          - Nie pozwoliłeś mi zapalić światła, a ja się boję.
          - Kaoru...
          - Bez dyskusji. Zostaję z tobą.
          - Ale to jest molestowanie! - Kyo odskoczył pod ścianę, niemalże wpadając za łóżko.
          - Nie przesadzaj tylko daj mi się położyć pod ścianą.
          - Nie rób sobie jaj... - wokalista wstał z łóżka, a długowłosy natychmiast ułożył się pod ścianą. Kyo dopiero teraz zauważył niebieską piżamkę w kotwice i statki, w którą ubrany był groźny lider. Kiedy opadł z powrotem na swoje łóżko, podcięty przez Kaoru, zamknął oczy, odwracając się od niechcianego gościa i wyobrażając sobie że śpi z supermodelką. Śniło mu się, że modelka klei się do niego, przytula i zmysłowo pomrukuje. W pewnym momencie kobieta spojrzała na niego. Zapatrzył się w jej piękne, ciemne oczy. Miała długie, ciemne włosy i... nieogoloną twarz o rysach Kaoru. Wokalista obudził się, krzyknął i odepchnął "dziewczynę". Kaoru uderzył głową o ścianę i opadł z powrotem na poduszki, chrapliwie wciągając powietrze. Spał niewzruszony dalej, jak gdyby nigdy nic. Szkoda, że fanki nie mają pojęcia, jaki on jest naprawdę... - pomyślał wokalista, odkrywając się i rzucając kołdrę na chrapiącego Kaoru. Ten nagle otworzył oczy i ziewnął przeciągle.
         - Zjadłbym bagietkę... - wypowiedział zaspanym głosem. Tu już było wiadomo, że żarty się skończyły. Gdy lider potrzebował bagietki trzeba było zrobić wszystko, by takową zorganizować.
         - Bladą czy zarumienioną?
         - Trzydzieści centymetrów, kaliber 60 mm.
Tak więc Kyo zmuszony przez rzeczywistość, ubrał się i powędrował do sklepu. Gdy o ósmej rano przechodził obok licznych sklepików, wszedł do jednego z nich. Ekspedientka niestety nie na pewno mówiła po angielsku, ale miała dokładnie to, na czym mu zależało - krótkie, na oko idealne bagietki
          - Dzień dobry. - powiedział łamanym polskim Kyo. Ekspedientka rozejrzała się po pomieszczeniu. - Tu, na dole! - krzyczał już po angielsku wokalista. Kobieta spojrzała w dół.
          - O, kochaneczku, dzień dobry, co podać? Gdzie zgubiłeś mamusię? - niestety znała angielski. Kyo nabrał powietrza w płuca i uraczył ją niezwykle przyjemnym dla ucha growlem.
          - Bagietka! - krzyczał wielokrotnie, wczuwając się w to jak na scenie. Headbangował i tańczył przed panią Grażyną, właścicielką piekarni w walącej się oficynie. Kobieta zapakowała bagietkę. Kyo położył na ladzie dwuzłotówkę i z uśmiechem, wymachując bagietką skłonił się i podziękował zmysłowym głosem w swoim ojczystym języku, rozbijając się na przeszklonych drzwiach. Za drugim razem przeszedł przez nie bez szwanku. Kiedy już wrócił do hotelu, Kaoru leżał na jego łóżku z podwiniętą górą od piżamy, a głową zwieszoną do dołu z materaca.
         - Śniadanko! - oświadczył, zamykając drzwi. Kaoru zsunął się z łóżka i podczołgał się do niego.
         - Ba... Giet... Ka... - wykrztusił z siebie i wyciągnął drżącą rękę po pieczywo. Kyo oddał pożądany obiekt i wymacał klamkę, szarpiąc ją. Wycofał się i zamknął jeszcze raz drzwi, tym razem znajdując się po bezpiecznej stronie. Szybko podbiegł do drzwi pokoju obok. Były otwarte. W środku reszta chłopaków spokojnie wylegiwała się na łóżkach z książkami i telefonami.
          - Boję się go. - odetchnął Kyo, zsuwając się po ścianie na podłogę.
          - Śpi w piżamce, nie? - westchnął Shinya.
          - Boi się ciemności, co?
          - Maca w nocy, nie? - dorzucił się Toshiya.
          - Nie? - perkusista i gitarzysta zwrócili się w jego stronę.
          - Tak. - odpowiedzieli zgodnie basista z wokalistą.
          - Kurde, Die, nie lubi buraków na łbie.
          - Kurde, Shin, nie lubi głupich blondynek. - czerwonowłosy kontynuował dogadywanie perkusisty, za co dostał kablem od ładowarki w tyłek. Nagle do pokoju wpadł Kaoru, otwierając drzwi z półobrotu. Tym samym Kyo rozpłaszczył się na ścianie przy wejściu.
          - Toshiya, wskakuj w spódniczkę, idziemy na miasto! - oświadczył długowłosy radośnie.
          - Sam wskakuj w spódniczkę. - mruknął basista.
          - Ja już wskoczyłem.
Faktycznie, zrobił to. Kaoru miał na sobie plisowaną spódniczkę przed kolano, do tego skórzaną kurtkę i glany. Stylizacji uroku dodawały wąsy i jednodniowy zarost. 
          - O cholera. - skomentował blondyn podnosząc z łóżka.
          - Wchodzę w to. - dodał Die. Synchronicznie wstali, przeczesali włosy ręką i już byli gotowi. Toshiya podniósł się i popatrzył z zaciekawieniem na Kaoru.
          - Ok. Idziemy. Ja się nie przebieram.
          - Jak chcesz.
***

       Zachwycony Kaoru szedł dumnie na czele swojego stada. Przyciągał spojrzenia, nie można było narzekać na brak uwagi. Wielokrotnie oglądały się za nim dziewczyny, jak i zarówno starsze kobiety. Kilku mężczyzn zaczęło nawet gwizdać, ale Kyo odstraszał ich warczeniem, ewentualnie pierwszymi wersami swojej ulubionej piosenki. Nie było to w zasadzie potrzebne, bo zaraz gdy zobaczyli kim jest kobieta ich marzeń, przestawali i przyspieszali.
         - A teraz musimy przejechać się autobusem. - oznajmił Shinya i polecił czerwonowłosemu kupienie biletów. Oprócz biletów, Die kupił także kilka czasopism porno i rozkochał w sobie sprzedawczynię.
         - Szybki jesteś...  - westchnął Toshiya.
         - Się wie.
         - Chodźcie, nasz jedzie.
Autobus był całkowicie pusty.
Do czasu.
Z każdym przystankiem zapełniał się coraz bardziej. Kiedy wszystkie miejsca siedzące były już zajęte, starsze kobiety zbliżyły się do miejsc zajmowanych przez zespół.
         - Dzisiejsza młodzież...
         - Wiesz, co chcą? Ta jedna się nade mną ślini. - Shinya odsunął się od dyszącej kobiety. Nie była nawet stara, a przynajmniej nie wyglądała.
         - Zdaje mi się, że wiem! - Kaoru wyciągnął z glana marker i podpisał się na torebce kobiety. Zaczęła na niego krzyczeć i go bić. Inni ludzie z autobusu otoczyli poligon ciasnym kółkiem i kibicowali Kaoru. Ten jednak nawet się nie bronił. W końcu Kyo wstał. Uniósł wzrok na starszą panią. Złość jej przeszła.
         - Puci puci, ale słodki dzieciaczek. - rozpromieniła się, ciągnąc Kyo za policzek. Nie zrozumiał z tego połowy, ale wystarczyło by uruchomić zapłon. Wokalista ponownie pokazał się ze swojej mrocznej strony. Znów obdarzył kobietę mocnym growlem.
         - STOP IT! - dosłownie warknął. Starsze panie wyciągnęły różańce i zaczęły odmawiać modlitwy. Kyo niesiony na rękach niedołężnych staruszek został wyrzucony z autobusu na najbliższym przystanku.
         - Kaoru, musimy go znaleźć! - przeraził się Shinya.
Autobus pędził przed siebie bez żadnej perspektywy na szybkie zatrzymanie się na przystanku.
         - Wojna... Się zaczęła... - warknął Kaoru, rozgrzewając w dłoniach pilniczek do paznokci.

__________

Obiecałam rozdział, to dodaję. :D

 Co prawda miał być nieco wcześniej, ale dopiero ochłonęłam po koncercie. Fakt, że Die patrzył mi prosto w oczy sprawiał, że bezustannie miałam banana na twarzy. Biedny, nieświadomy tego, co ja z nim tu robię. Pamiętam też ten moment gdy zapomniałam jak się mruga, spowodowany liderowym spojrzeniem...  Nadal nie wierzę, co się właśnie (tydzień temu, nah, fajne poczucie czasu) stało. Takie... Bum niczym kibel Daisuke i sód.

Tym czasem zostawiam naprawdę niedokładnie sprawdzony rozdział. 




   
   


2 komentarze:

  1. Wow, zazdroszczę Ci bycia na koncercie ;)
    Rozdział jak zawsze trzyma poziom, dzięki za wstawienie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tez zazdroszcze :)
    Gdyby tylko wiedzieli...xd
    Rozwalil mnie "Kraj Kwitnacej Cebuli"... XD

    OdpowiedzUsuń

Skoro już to czytasz, może byłoby warto coś po sobie zostawić? :D