niedziela, 3 maja 2015

Teru Potter

         Istny zamęt. Chaos. Poplątanie.
         Tylko te słowa mogły opisać to, co obserwować można było obecnie na planie filmowym. I to nie byle jakiego filmu! Otóż, w przygotowaniach była nowa ekranizacja cyklu powieści opowiadających o „chłopcu, który przeżył”. Niestety, na planie sprawa miała się nieco inaczej. W rzeczywistości chłopiec ledwo uszedł z życiem przez napad wściekłości Hizakiego w przebraniu bijącej wierzby. Ubrany w kruczoczarną perukę, okrągłe okulary i z namalowaną na czole blizną Teru prezentował się co najmniej dziwnie, żeby nie użyć stwierdzenia, że nieswojo. Jeżeli chodzi o Hizakiego, to nie musiał się on nawet przebierać. Z trudem udało się go namówić na odgrywanie żeńskiej roli, ale zgodził się, gdy reżyser Gackt wygarnął mu widłami fakt, że nie nadaje się na mężczyznę. Długowłosy przyjął do siebie tę wiadomość, nabierając powietrza w piersi, sztuczne co prawda, i spuszczając je powoli, bez zapomnienia o policzeniu do dziesięciu. Masashi siedział na uboczu, usiłując doczepić sobie kota do twarzy, gdyż na zakup sztucznej brody nie starczyło funduszy, a Kamijo walczył z reżyserem na pozwolenie, by wprowadzić zmiany w scenariuszu i uczynić profesora Snape’a wampirem. Skończyło się to tak, że wampirze kły trzeba było mu zabierać siłą. Jedynymi osobami, które całkowicie pogodziły się ze swoim losem był Kaya i Zin. Brunet stał w szmaragdowo-szkarłatnej sukni, z włosami uczesanymi w wysoki, nienaganny kok i przypatrywał się uśmiechnięty wszystkiemu. Zin zaś w końcu mógł cieszyć się wzrostem, ponieważ do roli Dumbledore’a musiał założyć bardzo, bardzo wysokie buty na koturnie. W końcu cieszył się możliwością patrzenia na wszystkich z góry. Wszystkich, prócz Kamijo. Ten bowiem, umiał patrzeć na człowieka z góry, będąc od niego cztery piętra niżej. W wolnych chwilach, blondyn próbował wygiąć szyję w ten sam sposób co starszy wokalista, ale nigdy mu się nie udało. Raz finał był nawet taki, że Hizaki musiał odwozić go na pogotowie.  Po prostu dla normalnego człowieka, zamienienie szyjnego odcinka kręgosłupa w odwrócone „V” było fizycznie niemożliwe. Szyja lidera Versailles mogłaby robić za znak firmowy grupy, gdyby tylko postawić wokalistę na jabłku Adama. Ale to też raczej należało tylko do marzeń i chorych wyobrażeń Zina. (dop. aut. i autorki…)
        A co z Yukim?
        Biedny perkusista wstydził się wyjść z przebieralni w rudej peruce.
        - Yuki, co ci zależy? I tak prawie nie masz przyjaciół… - westchnął Teru stojąc przy zasłonce, za co Gackt dźgnął go widłami. Brutalne wspomnienia z rodzinnej farmy, sprawiły że reżyser nie ruszał się z domu bez owego narzędzia. Teru podskoczył zaskoczony.
        - W Trytona się bawisz? – żachnął się, rozmasowując pośladek.
        - Nie, w twoją matkę. Wyciągnijcie dinozaura i zaczynamy. – oświadczył Gackt, patrząc na zegarek. Nie przejmował się, że gadżet nie działał od kilku lat, twierdził, że spoglądanie na zegarek buduje wokół niego aurę niedostępności. Tak jakby nieustannie gonił go czas.
         - I że ja mam niby tak wyjść?! – rozległ się gardłowy wrzask Hizakiego. Przeglądał się w lustrze, stojąc ubrany w mundurek Gryffindoru i przyglądając się swojej, dosyć oryginalnej fryzurze, którą Gackt układał widłami, inspirując się modą prosto ze stodoły.
        - Tak. Zaczynamy! Harry Potter, scena pierwsza, na pozycje! – krzyknął rozwścieczony Camui, ciskając swoim atrybutem w ziemię i zasiadając na krzesełku.

         Zza wzgórza wyłoniły się trzy sylwetki. Teru Potter, Hizaki Granger i Yuki Weasley. Zatrzymali się, patrząc w dolinę.
        - Hermiona… - zaczął Teru.
        Odpowiedziało mu tylko donośne beknięcie Hermiony.
         - STOP, STOP! – wydarł się Gackt.
         - Wymsknęło mi się. – zachichotał Hizaki, zasłaniając usta ręką.
         - Masz pogłos… - Yuki pokiwał głową z podziwem.
         - Od nowa, kaszaloty!
Tym razem wszystko poszło tak, jak powinno.
         - Hermiona, czy Hagrid nie…
         - Nie.
         - Nie gadajcie tyle, chodźmy do niego! – wyrwał się obecnie rudy Yuki i zaczął biec w dół skarpy. Cudem się nie wywalił, co przyprawiło Gackta o szybsze bicie serca. Stwierdził jednak, że nada to scenie pewnego realizmu i zostawił sytuację w spokoju.
         - Cięcie! Brawo, szarpidruty! – klasnął w dłonie, lecz widząc że Yuki ma ochotę klasnąć w niego, dodał szybko – I brawo pałkarze. Teraz inaczej, mamy długą scenę, nie spieprzcie tego.
              
                  Załoga przeniosła się do domku w dolinie.
                  Hizaki, Yuki i Teru wpadli do domku Hagrida. Mężczyzna siedział przed kominkiem, popijając miód pitny. Odwrócił się, a jego broda spojrzała się na przybyszy. Masashi uśmiechnął się szeroko.
         - Dzieńdoberek, wchodźcie. – zaprosił ich do środka. Pogłaskał się po brodzie, a raczej usiłował ją uspokoić.
          - Herbatki? – wyszczerzył się. W tym momencie kot odczepił się od jego twarzy i uciekł. I znów trzeba było zaczynać od nowa, tym razem z inną charakteryzacją.
         - Herbatki? – Masashi uśmiechnął się trochę ostrożniej niż ostatnio.
         - Hagrid, przyszliśmy porozmawiać… - Hizaki spojrzał się na niego z przejęciem.
          - No to słucham…
          - Harry? – Yuki puknął Teru w ramię.
          - Malfoy coś knuje. – gitarzysta obudził się z letargu, obracając głowę gwałtownie w stronę Masashiego. Nagle do chatki wparowała profesor McGonagal ze Snapem.
        - Nie wiem, czy młodzież wie… - syknął obecnie czarnowłosy Kamijo – Ale powinna już być w dormitorium.
        - To niedopuszczalne, żebyście włóczyli się po błoniach o tej porze! – zapiszczał Kaya.
        - Ale…
        - Minus pięć punktów dla Gryffindoru. Coś jeszcze, panno Granger?

         - IDEALNIE, BANDO UŁOMÓW! – rozpromienił się Gackt.

                                                              ***

                  Harry i Dumbledore szli ciemnym korytarzem, oświetlonym jedynie bladym blaskiem księżyca. Było słychać tylko stukot koturnów Zina i szelest sztucznej brody.
         - Masz moc, Harry… - zaczął długobrody, po czym potknął się i upadł.
         - A mama mówiła, zostań rolnikiem… - Gackt pokręcił głową.

                                                               ***

        - Hermiona…
        - Ron…
Ich twarze były coraz bliżej siebie. Nastroju dodawały płonące świece w dormitorium. Patrzyli sobie w oczy, zupełnie jak para zakochanych. Yuki poczuł na twarzy czosnkowy oddech Hizakiego. Z trudem powstrzymał się od ucieczki. Zbliżył usta do warg długowłosego i kichnął gwałtownie, uderzając księżniczkę z główki.

        Trzymając torebkę z lodem przy czole i żując miętową gumę, Hizaki mierzył Yukiego morderczym wzrokiem. Kamijo podszedł do niego od tyłu i objął lekko, właściwie samemu nie wiedząc po co. Gitarzysta odruchowo wbił mu łokcie pod żebra i przyłożył w twarz torebką z lodem.
       - Pedał. – prychnął i schował się w przyczepie z przebieralnią. Kamijo jęknął z bólu i podniósł się.
       - Hamulec… - rzucił i przysiadł na ławce, biorąc telefon do ręki. Kaya dosiadł się do niego i oparł mu głowę na ramieniu.
       - Co roooooobiiiiiiisz?! – krzyknął blondynowi do ucha.
       - Dodaję twoje zdjęcie na twittera, uśmiech! – Kamijo zrobił im zdjęcie, do którego specjalnie wywalił język i wyszczerzył zęby. Brunet zaś wyglądał, jakby spalił niedawno minimum całe pole konopi.
       - Zabiję. – Kaya podniósł się i spojrzał się lodowato na przyjaciela, który opublikował wpis i schował telefon do kieszeni, uśmiechając się przy tym niewinnie.
       - Spokojnie. Jeszcze ci różdżka w tyłek wejdzie i jej nie znajdziemy. – Snape pogłaskał panią profesor po grzywce. Kaya zawarczał i wyciągnął ręce w stronę przyjaciela. Ten przybił mu piątkę i uciekł do tej samej przyczepy, do której wcześniej zwiał Hizaki. Niestety, długowłosy właśnie zmieniał sukienkę. Dla wampira skończyło się to podbitym okiem.
       - I co? – Kaya zaplótł ręce na piersi.
        - Przepraszam…
               
       Gdy udało się zatuszować rany bojowe Snape’a, można było przystąpić do następnej sceny. Sceny walki. Sceny walki Harrego z Voldemortem.
        - Harry Potter. Chłopiec, który przeżył więcej nie ujrzy swych przyjaciół… - zaśmiał się złowieszczo Hizaki, który uparł się by dostać rolę Czarnego Pana.
         - Mylisz się!
         - Avada Kedavra! – Voldemort wyciągnął puchatą różdżkę zakończoną gwiazdką, którą niegdyś torturował Masashiego.
Harry zdołał odeprzeć atak.
        - A więc tak się bawimy… - Hizaki obrócił się. Podpełznął do niego Masashi w lateksowym kombinezonie, udający Nagini. Syknął coś do swego pana, który zaczął coś mu odpowiadać. Powoli odwrócił się, patrząc na Teru.
        - Trzynaście lat… I wszystko przez jedno, nędzne istnienie. Nagini! – wskazał wężowi cel ataku. Masashi poczołgał się w stronę swojej potencjalnej ofiary i rzucił się na Teru, powalając go na ziemię.
       - Zapłacisz mi za to! – dodał Hizaki. Masashi wstał z ziemi, masując plecy.
       - To się nie uda…
       - No co ty? Ile ty ważysz… - jęknął Teru sarkastycznie, usiłując podnieść się z pozycji leżącej. Basista nie należał do najlżejszych. Tylko on nadawał się długością ciała na węża, poza tym kostium leżał idealnie. Obcisłe, lateksowe, w deseń wężowej skóry wdzianko opinało dokładnie całe ciało bruneta. Podał rękę Harremu.
       - Gackt, on tego nie przeżyje…
       - Było tyle nie żreć. – warknął reżyser. – Powtórka, bo wbiję ci widły w zad.

        Posiniaczeni, półżywi aktorzy zakończyli serię nagrań. Nic tak nie cieszyło jak siedzenie w luźnym dresie, na przeklętej polanie przy ognisku na podsumowanie zdjęć. Gackt powstał wyniośle. Kamijo siedząc, popatrzył się na niego z wyższością. 
        - A więc… Finał. Nadszedł ten piękny moment. Dzięki wam jestem tutaj. Ja, człowiek bez przyszłości, wychowany na rolnika…
        - Jesteś sławny, cepie… - przerwał mu Hizaki.
        - … Stoję przed wami, jako reżyser. Jako artysta, twórca majstersztyku, który kiedyś zabłyśnie jak gwiazdy na tym pięknym  nieb…guyghybgyubyg… - Masashi wepchnął mówcy upieczoną kiełbaskę do ust.
         - Zamknij się, serio. Nadszedł ten piękny moment, kiedy nie musicie podziwiać mojej dupy w lateksie.
         - I mojej szopy na głowie.
         - I moich zwykłych kłów.
         - W sumie to masz niezły tyłek… - westchnął Teru z rozmarzeniem.
         - Pedał. – skwitował Hizaki, oblizując kiełbaskę ze skapującego tłuszczu.
Białowłosy spojrzał na niego z politowaniem.
         - I nie jestem już rudy. – ucieszył się Yuki.
         - A ja wysoki! – załkał Zin, na co Kaya poklepał go po ramieniu.
        - Tamta sukienka była taka ładna! – jęknął teatralnie brunet.
        - A przytkajcie się tą kiełbasą… - zakończył Masashi, najbardziej poszkodowany nagrywaniem.

_________________
A tu taki efekt majówkowej weny.

Pozdrowienia dla Syo ^^

4 komentarze:

  1. Odkrylam Twego bloga w sama pore ;p
    Uwielbiam to, co tworzysz.
    Kocham Cie za tego shota, hahah xd Piekne to bylo xd
    Weny ;3 Pozdrawia nowa czytelniczka ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to :3
    Rozwalił mnie Masashi-wąż (chciałabym to zobaczyć) i wątek rolniczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam już dawno ale teraz dopiero mi się przypomniało, żeby skomentować. To było po prostu świetne, najbardziej rozbraja mnie to, jak opisujesz relacje między Hizakim i Kamijo. XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje ulubione (i pierwsze jakie tu przeczytałam) opowiadanie. :D

    OdpowiedzUsuń

Skoro już to czytasz, może byłoby warto coś po sobie zostawić? :D