czwartek, 10 września 2015

S jak surviv... Szkoła.

A dzisiaj witam Was na górze ^^
Chciałabym poprosić wszystkich krypto czytelników o ujawnienie się w postaci choćby najkrótszego komentarza. Mam wrażenie, że piszę dla trzech osób, a nie sądzę, że to one nabijają te 200 wyświetleń w trzy dni. Taka mała prośba. Chyba nie wymagam dużo, nie? :D

Przed czytaniem uprzedzę.
Historia oparta w dużej mierze na wydarzeniach z mojej szkoły. Właściwie to tylko lekcja WFu... A, nie. To też było, tyle że w podstawówce. Tak, mam ciekawe życie.

Wielkie dzięki mojej chodzącej wenie - Karmen. Jest też ona współautorką dzieła w opowiadaniu. Efekt naszej wspólnej wycieczki nad jeziorko.
Zapraszam tutaj ^^ - karmen.com.pl
____________________________________
       

  - Mamy nadzieję, że w tym roku wypoczęci i z zapasem zapału do nauki wrócicie do szkoły.

Tak. Z pewnością tak będzie. Dajcie jeszcze tylko dziesięć miesięcy wolnego – pomyślał Mia, taszcząc plecak w stronę sali. Rzucił go pod salę, a sam powędrował w stronę ławki, siadając pomiędzy Masashim, a Teru. Oparł się głową o ścianę, chowając coś do kieszeni czarnych spodni. Zdmuchnął kilka kosmyków opadających na twarz.
          - Co ty taki… No. – zaczął nieudolnie Teru.
          - Mam dosyć.
          - Jeszcze się lekcja nie zaczęła, a ty już?
          - Zamknij się. – burknął blondyn. Srebrzystowłosy prychnął i wstał z ławki wyruszając na poszukiwania Yukiego.
           - Siedzisz ze mną, grubasie?
           - Tak… – odparł Masashi.


     Teru szedł przez korytarz w poszukiwaniu przyjaciela, którego z pewnością widział w szkole, ale nie miał zielonego pojęcia co się z nim stało. Nagle poczuł, że wpadł na kogoś niższego.
          - Masz jakiś problem, siwy kapucynie? – warknął niski brunet, podskakując nerwowo. Gdyby to była kreskówka, prawdopodobnie z uszu i z nosa buchałyby mu chmury dymu.
          - Wybacz, Ruki, nie zauważyłem cię… - Teru wywrócił oczami. Szedł dalej, podczas gdy ktoś klepnął go w ramię. Odwrócił się i ujrzał twarz Yukiego z uśmiechem, o którym można by było pomyśleć że był doklejony. Krzyknął, ale zaraz się uspokoił.
           - Debil. – skwitował go brunet. Skierowali się w stronę klasy. Biologię czas zacząć.
Cała klasa leniwie wtaczała się do sali. Masashi, Teru, Yuki, Zin, Uruha, Aoi, Toshiya, Die, Kyo, Shinya, Ruki, Reita, Kamijo, Tsuzuku i Mia, a za nimi Koichi, ciągnący plecak po podłodze. Nauczycielka z uśmiechem witała uczniów. Uczniowie byli bardzo odważni, o czym sami mieli się przekonać.
           - Dzień dobry wszystkim – uśmiechnęła się kobieta – Przypomnimy sobie dzisiaj zasady na moich lekcjach. Po pierwsze – stosuję system kar, bez nagród, bo nagrody rok temu zjadły kozy jakiegoś wariata…
           - To ja mam kozy… - odezwał się Aoi cicho.
           - Mniejsza. – mruknęła nauczycielka. – Czas na pytania. O ile jakieś są.
Zaraz wszystkie ręce były podniesione.
           - Słucham, Zin.
           - Czy będziemy kroić żaby? – zapytał z szerokim uśmiechem blondyn.
           - Zadaj jeszcze raz to pytanie to skopię ci tyłek i nasadzę roślinek. – wyszczerzyła się jasnowłosa kobieta.
           - Proszę pani…
           - CISZA! – wydarła się kobieta nieco bardziej męskim głosem. W klasie było jak makiem zasiał. – Chciałbym, żebyśmy wszyscy tu sobie uświadomili jedną rzecz. W tej szkole nigdy nie postanie noga żadnej kobiety. Rozumiemy się?! – ryknęło Coś, stojące na środku sali. Nawet niedbający totalnie o nic Masashi patrzył na To z szeroko rozdziawionymi ustami. – I przejdźmy na „ty”. Nie lubię jak ktoś mnie postarza. Mam na imię Hizaki.

To imię rozpętało prawdziwą rewolucję.

        - A teraz powtarzajcie za mną. „Tak jest, Hizaki!”
        - Tak jest, Hizaki! – powtórzyła chórem klasa.
        - Czarnuch! – ryknął Hizaki, idąc w stronę przerażonego Masashiego.
        - Ale ja nic…
        - Rozmawiałeś z różowym.
        - Nie odezwałem się…
Hizaki nie znał litości. Związał obojgu włosy we wspólny warkocz jak najciaśniej się dało. Zauważył podniesioną rękę. Dopuścił Kyo do głosu.
        - A co jakbyśmy my rozmawiali? – zapytał niski chłopak, na którego głowie nie było nawet za co złapać, wskazując na Reitę.
        - Zgadnij co ci zwiążę. Pęseta i mikroskop stoją na szafce. – uśmiechnął się uroczo blondyn.        
        - Ahm... - mruknął Reita, dając koledze z ławki sygnał, by zamknął jadaczkę. Hizaki uśmiechnął się lekko i wrócił na swoje miejsce. Kątem oka zobaczył jak z jednego rogu klasy jakiś świstek leci na drugi. Odwrócił się i uderzył pięścią w ławkę, powodując, że Teru nieomal nie dostał zawału. 
        - Proszę mi to dać! - polecił. 
Zin potulnie pokazał karteczkę nauczycielowi.

"on ma zeza
ale spoko tyłek
no"

        - Że niby ja mam zeza? - zapytał nauczyciel, obserwując jednocześnie to co było przed nim i po jego lewej stronie. - I fajny tyłek? -  Zin spuścił głowę i nie odezwał się już więcej. 
        - Dziękuję. - Hizaki parsknął śmiechem. - Ej, ty! Odwróć się. Co jest takiego interesującego w twoim koledze? - zapytał, wpatrując się centralnie w oczy Kamijo.
        - N… Nic. – odparł zdezorientowany blondyn.
        - Jesteś pewien? Przeproś.
        - Prze…praszam…?
        - Nie tak.
        - A jak?
        - Kamijo kochany, padnij na swe glany przed panem od biologii, by wąchać mu nogi. – wyrecytował Hizaki, czując się widocznie jak na scenie. Kamijo popatrzył na niego niepewnie, po czym uklęknął ze strachu przed nauczycielem. 
         - Jaja sobie robisz? – parsknął Hizaki. 
         - Nie. 
         - A. To wstawaj. 
Lekcję wprowadzającą przerwał dzwonek. Mimo, że było go słychać bardzo wyraźnie, klasa ani drgnęła. Jedyny odważny i uśmiechnięty Teru wstał i podszedł do nauczyciela. 
         - Narysowałem pa… Ci portret! – uśmiechnął się, po czym położył na biurku kartkę i uciekł ile sił w nogach z sali. Hizaki wziął kartkę do ręki i uniósł brew. 
         - Zejdźcie mi z oczu. Nie chcę was widzieć. 
Na kartce widniał przepiękny i iście realistyczny portret. 

            Następną lekcją w planie było wychowanie fizyczne. Nie dając zbyt dużo czasu, trener od razu zebrał całą klasę i dosłownie zapędził ich do szatni. Ze względu na zasady panujące w tej szkole dzięki samemu Ojcu Dyrektorowi, wszyscy po upływie maksymalnie pięciu minut musieli stać przed wejściem do sali w dwuszeregu. Dokładnie po trzystu sekundach cała klasa stawiła się we wskazanym miejscu. Nauczyciel byłby w pełni zadowolony, gdyby nie fakt,  że jeden z uczniów nie zmienił ubrania. 
           - Czarny olbrzym, wystąp!
           - Tak jest…
           - Czemuś się nie przebrał?
           - Zapomniałem stroju. – Masashi wzruszył ramionami.
           - Fascynujące. Kot ci zjadł? Poczekaj. – wuefista odwrócił się na pięcie i przyniósł brunetowi torebkę z jakimś strojem. – Ktoś kiedyś zostawił. Masz trzy minuty na przebranie się. Biegiem! – podczas gdy Masashi wykonywał polecenie, nauczyciel przechadzał się wzdłuż szeregu i można by rzec, że oceniał uczniów. W pewnym momencie zatrzymał się.
           - Mówią mi Gackt. – zaczął. – Pan Gackt. – dodał. – Trzy minuty minęły. Siwy, idziesz po niego. – wskazał na Teru. Srebrzystowłosy pobiegł do szatni, a reszta później słyszała już tylko niezdatny do opanowania śmiech chłopaka. Po chwili wyciągnął z szatni Masashiego. Przez dwuszereg przeszła fala chichotu. Brunet stał przed nimi w niebieskich legginsach i za małej żółtej koszulce ze słoneczkiem, naciągając ją na krocze tak bardzo jak tylko się dało.
            - I jest idealnie. – uśmiechnął się złowrogo Gackt.

Po lekcji, która – jak to pierwsza godzina – nie była zbyt wyczerpująca… Wróć. Dla większości nie była. Teru, Ruki, Kyo i Zin wynieśli Masashiego za kończyny na korytarz i położyli na korytarzu. Gackt zmuszał go do morderczych ćwiczeń na drążku, przez co brunet niemalże kopnął w kalendarz. Skończyło się tak, że siadła mu tylko psychika pozostawiając serce sprawne, aczkolwiek dość mocno wykończone. Masashi dyszał ciężko, patrząc się w sufit. Teru usiadł obok niego ze skrzyżowanymi nogami, wlepiając w kolegę pełne współczucia spojrzenie.
          - Czas na fizykę. Odpoczniesz sobie. – uśmiechnął się.
          - A z kim mamy?
          - Meto, czy jak mu tam…

Meto na lekcję wparował uwięziony w kurtce, od której zaciął się ekspres. Zaczął podskakiwać i wydawać z siebie dziwne odgłosy, licząc że ktoś zrozumie o co mu chodzi.
           - Meto chcieć pomoc! Pomoc! Uwolnić Meto!
Aoi jednym ruchem rozpiął kurtkę, uwalniając rozczochranego profesorka.
           - Dziękować.
           - Proszę bardzo. – odparł brunet i wrócił na miejsce.
Profesorek wskoczył na ławkę, założył okulary i odchrząknął parokrotnie.
           - Ja być Meto. Dzisiaj być fizyka. A to być wektor. – oświadczył, wyciągając przed siebie ręce. Zaczął biegać po klasie z wyciągniętymi splecionymi rękami. Gdy zwolnił, zgiął ręce, sprawiając że wektor stał się krótszy. – Wektor być krótszy jak Meto być wolno. Pytać. – zatrzymał się.
           - A czemu profesor tak mówi? – zapytał Mia.
           - To być fizyka. Wy i tak nic nie rozumieć. – Meto wywrócił oczami i kontynuował bieg.
         


         W międzyczasie Kyo razem z Daisuke poszli do łazienki na papierosa. Niższy chciał postraszyć czerwonowłosego, więc zwinął mu z mieszkania mydło. Wszystko po to, by nawiązać do sytuacji, gdy rozsadził przyjacielowi toaletę. Mydło było przezroczyste i na pierwszy rzut oka przypominało czysty chlorek sodu.
          - Ej, Die, patrz! – Kyo z uśmiechem psychopaty cisnął kostką mydła do otwartej muszli klozetowej.
           - Kyo, debilu! – zapiszczał Die, uciekając. Kyo zaczął się śmiać, po czym usłyszał głośny hałas i wstrząs. Tak jak ostatnim razem, ubikację wbiło w sufit. Tylko że teraz stało się to przy użyciu zwykłego mydła, jak sądził. No właśnie.
Jak sądził, a Kyo sędzią idealnym nie był. Teraz był już pewny, że kradzież mydła z domu Daisuke nie była wcale dobrym pomysłem.
Właściciel narzędzia zbrodni zdążył obrzucić sprawcę pełnym złości spojrzeniem, gdy do pomieszczenia wpadł nauczyciel muzyki. Kaoru we własnej osobie razem ze swoją towarzyszką życia - Antoinette.
         - Na piekarnianego guru, cóż się tu zadziało? – złapał się za głowę. – To wasza sprawka!
         - Niestety tak, proszę pana. – odparł potulnie Kyo, przyznając się do własnej pomyłki. Wewnętrzny głos widocznie miał rację w swoim twierdzeniu, że jeśli mydło piecze w dłonie to najprawdopodobniej mydłem nie jest.
         - A znasz przynajmniej równanie reakcji NaCl + H2O?
         - NaCl + H2O to będzie wielkie, kuźwa, pierdut. – odparł. Kaoru poprowadził oboje do sali, w której aktualnie mieli mieć lekcje. Miał zamiar rozliczyć się z nimi po lekcjach.
         - Witam wszystkich na mojej lekcji! Ja mam na imię Kaoru i będę uczyć was muzyki. Moją piękną asystentką jest Antoinette. – wskazał na krzesło z torbą, z której to wystawała połówka bagietki.
          - Ale tam nikogo nie ma… - odezwał się ktoś z głębi sali.
          - Jak to nie? Ta śliczna kobieta obok mnie to właśnie Antoinette.  – uśmiechnął się Kaoru. Odgrodził usta dłonią od krzesła z torbą. – Jest bagietką – szepnął i pogłaskał pieczywo po skórce.
 Po chwili czułości odwrócił  się z powrotem w stronę klasy i wyszczerzył się.
          - No dobrze, nie będę was zanudzał. Zagram wam mój nowy utwór. – rozpromienił się, wyciągając zza krzesła gitarę akustyczną. – Oto „Oda do bagietki”
Kiedy rozległy się pierwsze metaliczne dźwięki uczniowie byli nieco zdezorientowani. Nie wiedzieli czy się śmiać, czy nie. Kiedy jednak Kaoru zaczął śpiewać, doskonale wiedzieli co mają robić.
          
             Och, bagietko, boski tworze
             Kwiecie piekarnianych ziem
             Zapach twej chrupiącej skórki
             Rozkochał w sobie zmysł węchu mój

             Chrupkość twoja wszystko zaćmi
             Złączy, co rozdzielił nóż
             Wszyscy ludzie będą piekli
             Tam gdzie dotrze zapach twój…

           - To ty! – wrzasnął ktoś, otwierając drzwi i z łomotem pakując się do sali. Był to nikt inny jak sam Hizaki. Kaoru przerwał grę i popatrzył na przybyłego.
            - Przerywasz mi. Zadowolony z siebie jesteś?
            - A ty z siebie? – Hizaki odwrócił się, ukazując dziurę w materiale spodni i bokserek, która – można by rzec, że dumnie – eksponowała jego pośladki.
            - Jak niedopieczona kajzerka! – parsknął Kaoru. – Idź się dopiecz i dopiero porozmawiamy. – zaśmiał się.
            - Ja ci zaraz dopiekę… - syknął długowłosy i wziął do ręki Antoinette. Odgryzł jej spory kawałek i zaczął przeżuwać go tak, jak lew przeżuwałby nogę upolowanej gazeli. Kaoru obserwował tylko tę scenę z rozdziawionymi ustami. Wstał i rzucił się na Hizakiego. Wojna się rozpoczęła.
            - Skrzywdziłeś ją!
            - To za moją dumę!
            - W nosie mam twoją dumę! – ryczał Kaoru, okładając do niedawna zaprzyjaźnionego belfra własną gitarą. Klasa podzieliła się na dwie części. Na tych kibicujących Kaoru i na tych, którzy postawili na Hizakiego. Tymczasem, do sali zajrzał Meto.
           - Hizaki nie lubić kawał? – zapytał smutnym głosem.
           - METO! – wydarł się nauczyciel biologii i wybiegł z sali w pogoni za fizykiem.
Ręce uczniów opadły, a sami oni zaczęli wpatrywać się w cierpiącego nauczyciela muzyki, tulącego do siebie aktualnie ranną bagietkę i wylewającego morza łez. Aoi był tą sceną poruszony do tego stopnia, że wypuścił kozę z plecaka, która podbiegła do nauczyciela i zaczęła skrupulatnie wylizywać jego ucho.
         - Idźcie do domu. Nie chcę was widzieć... - jęknął Kaoru, odwracając się tyłem do klasy.
_______________

Wracając i przypominając - CICHY CZYTELNIKU, POKAŻ SIĘ! :)

7 komentarzy:

  1. O kurde ale jaja posikalam sie ze smiechu

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam słów, żeby opisać to, co właśnie przeczytałam. To było fenomenalne, poważnie. XD Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy. C: Ah, i cóż, baaardzo dawno nie komentowałam. Ale przysięgam, że cały ten czas wszystko czytałam i skakałam ze szczęścia gdy pojawiała się nowa notka. :D Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jednak udało Ci się napisać szkolną serię ;)
    Nie mogę doczekać się, aż poznamy resztę nauczycieli ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam bardzo, można zapisać się do tej szkoły? To sprawiło, że znowu chcę mieć fizykę XDD.
    Czekam na kolejne notki <333

    OdpowiedzUsuń
  5. Ryłam twarzą o podłogę tyle razy, że ci nie zliczę. Myślałam, że się uduszę ze śmiechu i gdybym tak umarła, to byłaby to najzabawniejsza śmierć na świecie. Biję pokłony dla weny, wyobraźni i wspaniałych umiejętności opisywania tego typu rzeczy.
    Pierwsza notka, jaką tu czytam, dlatego lecę dalej. Obym nie umarła po drodze!

    OdpowiedzUsuń
  6. To dla mnie za duzo :'3

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam dopiero teraz, ale z czystym sumieniem musze powiedziec, ze bylo to najśmieszniejsze opo w moim zyciu xd

    OdpowiedzUsuń

Skoro już to czytasz, może byłoby warto coś po sobie zostawić? :D