czwartek, 11 sierpnia 2016

Holidays #1

 Od razu przepraszam, że dodaję trzeci raz. Pierwszy raz usunęłam , bo jestem głupia, a drugi raz zwaliłam interlinię i jakoś najłatwiej usunąć wszystko :v
_______________________________

Kaoru siedział na molo ze stopami zamoczonymi w jeziorze, opychając się żabimi udkami. Swoją drogą - można było wątpić, że po następnych badaniach czystości wody, nadal nie pojawi się kategoryczny zakaz kąpieli. Westchnął ciężko, oblizując palce. To był ten moment, kiedy mógł delektować się ciszą i samotnością. Nagle usłyszał przeraźliwy okrzyk i nie zdoławszy nawet obrócić głowy, wpadł do jeziora. Gdy się wynurzył, przed oczami miał rozmazany obraz jakiegoś dzieciaka stojącego tam, gdzie wcześniej siedział.

    - Akysz, żabojadzie.
    - Gdzie są rodzice, bezmózgi kołowrocie?
    - Możesz w końcu przestać mylić mnie z gówniakiem?! - jęknął dzieciak głosem Kyo i odbiegł z płaczem. Kaoru wzruszył ramionami, wychodząc z wody. Gdyby jednak nie zdążył ukończyć konsumpcji żabich kończyn, nie odpuściłby gnojowi tak łatwo. Wyłowił swój beret i talerzyk, po czym pomaszerował w stroje pola namiotowego. Patrząc w lewo, ukazał mu się przed oczami widok opalającego sie Hizakiego w wiązanym bikini. Skrzywił się nieznacznie. Obok niego krzątał się Zin i Teru. Cały czas coś mu przynosili, coś podawali. Że też można aż tak dać się zdominować. Cóż, we własnym stadzie Kaoru czuł się jak prawdziwy samiec alfa i nie musiał konkurować absolutnie z nikim o tę pozycję. Bo z kim? Z blondynką? Z przefarbowaną z czerwonego Celine Dion, czy wyższym od niego półmózgiem? A może z tym maluszkiem? Nawet jeśli, to dwie piąte jego stada zajmowało się właśnie czym innym i nie mogło przez to być nad jeziorem. Toshiya i Shinya postanowili działać przeciw wszystkiemu i nie dać się wyciągnąć nad jezioro na zaproszenie Hizakiego.
    - Idziesz łowić?
Kaoru podskoczył wystraszony.
    - Mon dieu, ty chory człowieku, chcesz żebym dostał zawału? - prychnął. Przed nim Cazqui prawie skurczył się ze strachu do rozmiarów Kyo. Blondyn nie znał za dobrze Kaoru i jeszcze nie wiedział, czym ta znajomość groziła.
    - Tylko... pytam! - pisnął. Kaoru pochylił się nad nim.
    - Na Francję, nie łowię ryb! - ryknął i odszedł. Cazqui odetchnął z ulgą. Zaczynał tracić pewność, że ten wyjazd może okazać się lepszy niż ostatni z Kamijo, Hizakim i resztą tej armii. Pamiętał tego skurczybyka. Zarzucił wędkę na ramię i dołączył do stojących już na molo Zina i Natsu.
    - Wyrwałem się z łagru. - oświadczył wokalista. Natsu poczochrał mu włosy i uśmiechnął się szeroko.
    - Twardy jest, nie?
    - Oj tak.
Perkusista zabrał się za otwieranie słoiczków z przynętą. W tym czasie Zin rozplątał żyłkę od wędki i rozstawił im stołki.
    - Cudownie. - westchnął, siadając na jednym z nich.
    - Wspaniale. - przytaknął Cazqui. Zarzucił wędkę.
    - Bez przynęty? - zdziwił się Natsu, mocując się ze słoikiem.
    - Ryby mnie lubią.
    - Daj. – powiedział Zin.
    - Co? - gitarzysta Dir en Grey wchodził właśnie do łódki. Blondyn machnął na niego ręką. Zawsze wpieprzał się w rozmowy i nikt nie rozumiał o co mu chodziło. Natsu podał słoik Zinowi. Ten zamiast spróbować go otworzyć, od razu pobiegł do Hizakiego. Leżak był pusty.     
    - Poszedł pływać. - powiedział Teru, myjąc garnki w misce. Zin wywrócił oczani. Czy zawsze kiedy Hizaki by się przydał, musiał robić coś innego? Wrócił na molo. Natsu już zarzucał wędkę, gdy Cazqui zachichotał z satysfakcją. Poczuł niewielki opór i przystąpił do działania. Po chwili wyciągnął z wody tylko żółciutką górę od bikini. Westchnął ciężko, po czym schował stanik do kieszeni, będzie mówił, że dostał od fanki. Zarzucił wędkę drugi raz. Zin patrzył na niego i Natsu jak na kogoś, kto właśnie powiedział, że ziemia jest płaska i trzyma ją wielki żółw. Nagle gitarzysta i perkusista popatrzyli na siebie ucieszeni.
    - Ty też masz taką wielką?
    - Chyba tak! - odparł Natsu. Coś szarpnęło ich obydwu tak mocno, że gdyby Zin nie złapał ich za kaptury musiałby łowić ryby, wędki i wędkarzy na raz. Wstali i zaparli się. Ciągnęli ile sił.
    - To chyba jakaś orka!
    - Rekin!
Gdy owy potwór szarpnął ponownie, obaj mężczyźni zaczeli sie drzeć.
    - Sieć! Zin, zarzuć sieć! Blondyn był naprawdę szybki. Pomógł nowym znajomym wyciągnąć tę dorodną sztukę z wody. Jakież było jego zdziwienie, gdy z wody wyjęli stworzenie o długich włosach w odcieniu kasztanowego brązu.
    - Ariel... - westchnął rozmarzony.
    - Ja ci, kurwa, dam Ariel. - warknęła syrenka, szamocząc się w sieci.
    - Potwór z Loch Ness! - przeraził się jasnowłosy gitarzysta.
    - Hizaki! - zapiszczał Natsu. Spłoszyli tymi wrzaskami wszystkie ptaki w promieniu kilku kilometrów. Odsunęli się od sieci. Księżniczka rozpruła ją i wydostała się ze środka niczym Herkules z gardła hydry lernejskiej. Zgarnęła z kieszeni Cazquiego swój biusto, a raczej sutkonosz i poszła w stronę brzegu.
    - Pierdolę, nie łowię. - mruknął Natsu.
    - Hizaś! - Zin pobiegł za nim.
    - Co?! - gitarzysta odwrócił się z przytupem.
    - Otworzysz...? - zapytał, podając mu słoik. Hizaki otworzył go dwoma palcami. - Dziękuję, jesteś wielki. - uśmiechnął się Zin i radośnie wrócił do reszty. Perkusista wyglądał, jakby zobaczył ducha. - Wszyscy tak reagują. Ale on mnie nie bije, bo jestem najmłodszy. – wokalista rozpromieniony wcisnął przynętę na haczyk i zarzucił wędkę. – Ruszać się, słyszałem, że o tej porze dobrze biorą węgorze.
     - Co do… - Daichi podniósł się z pływającego materaca i zdjął sobie z kąpielówek haczyk. – Nie wiem, co ty chcesz łowić, ale mój węgorz nie lubi robaków. – prychnął i odpłynął kilkanaście metrów dalej, wrzucając wcześniej spławik do wody. Zin wzruszył ramionami i usiadł na brzegu mola. Cazqui spojrzał na Natsu. Obydwaj poszli w ślady Zina. Nagle szatynowi rozjaśniły się oczy. Coś ewidentnie było na haczyku! Niezbyt duże, ale zawsze  było to coś innego niż stanik Hizakiego, Hizaki, czy też gacie Daichiego… Kiedy przed jego oczami zjawiło się włochate coś, skrzywił się. Nowy gatunek ryby? Wodny bizon, czy coś…
      - Na bitwę pod Lipskiem, oddajże mi to!
Ten głos wyrwał Natsu z zamyślenia. Ku niemu płynął Kaoru, świecący łysiną. Gdzieś za nim, na łódce Die pokładał się ze śmiechu. Pan lider do tej pory nie zorientował się, kto ogolił go kiedyś w nocy. Cazqui zareagował szybciej od skrzywionego cały czas w ten sam wyrażający głęboką degustację sposób i rzucił Kaoru perukę.
      - Módlcie się o łaskę Antoinette! – ryknął, odpływając. Łódź duszącego się ze śmiechu Die’a wkrótce została wywrócona do góry dnem.
      - Co on pierdoli? – zapytał Zin szeptem.
      - A czy kogoś to obchodzi? – odparł Natsu.
      - O, Zin! Znalazłem cię! – ucieszył się Teru, który pojawił się jakby znikąd, wykręcając do jeziora jakieś różowe gacie. Najprawdopodobniej należały do Hizakiego, ale nikt wolał nie pogrążać młodszego gitarzysty jeszcze bardziej. – Daj spróbować! – wziął wędkę i zamachnął się nią jakby zarzucał lasso.
     - Ostrożnie! – krzyknął Zin, ale było już za późno. Na haczyku wisiała koronkowo-falbankowo-czerwona spódniczka, a Hizaki szedł w ich stronę po pomoście w samej koszulce i bieliźnie. Cała czwórka zbladła i w jednym momencie wszyscy wskoczyli do wody. Cazqui w strachu zdążył jeszcze odrzucić księżniczce spódniczkę.

      Jeszcze tego samego dnia, a właściwie w przeciągu dwóch godzin Hizaki zaczął się pakować do łodzi.
     - Co robisz? – zapytał niepewnie Teru, wieszając pranie na sznurkach rozpiętych od wierzby do wierzby.
     - Wyjeżdża. Z nami. – warknął Kaoru, wrzucając na łódkę swoją torbę. W łódce położył kocyk i poduszkę, a na tym wszystkim ułożył pieszczotliwie bagietkę. Jakaż była jego rozpacz, gdy Hizaki postawił na tym wszystkim własne pakunki.
     - Dokąd!? – wystraszył się białowłosy.
     - Na wyspę. – warknął starszy gitarzysta, poprawiając kok. – Będziemy tam żyć, a potem ktoś nas uratuje. Teru popatrzył w dal. Fakt, na środku jeziora była wysepka. Zarośnięta z każdej możliwej strony, właściwie to średnio dostępna. Nie zauważył nawet, kiedy Hizaki zepchnął do wody łódź i odpłynął razem z Kaoru w stronę zachodzącego słońca. Poszedł pić z resztą.
Po całej nocy zorientował się, co się stało. Wpadł w panikę, zaczął biegać po namiotach i budzić wszystkich.
      - Kaoru i Hizaki się wynieśli! Kaoru i Hizaki się wynieśli! Na jezioro!
Die i Kyo już otwierali szampana, podczas gdy Daichi skakał wesoło dookoła namiotów i rozrzucał konfetti. Hiro zaczął śpiewać „Szczęśliwej drogi już czas”, a Zin popatrzył na Teru ze zdziwieniem.
      - Przecież do jutra to jezioro wypierdoli razem ze wszystkim w promieniu dwóch kilometrów. – zauważył Cazqui.
      - Nie, cholera, trzeba ich pilnować. – stwierdził Zin, wpychając Hiro do ust jeden z walających się wszędzie kawałków bagietek.
       - Ale jak? Zabrali naszą łódź. – pisnął Teru.
 W tym momencie Zin spojrzał w stronę jeziora. Przy molo zacumowany był dosyć spory, czerwony rowerek wodny.
      - Myślę, że mam jakiś plan. Kto szybko pedałuje?
      - Najlepiej to Kamijo, ale jego tu nie ma. – westchnął Teru. Wokalista wywrócił oczami. Dobrze wiedział, że jako dwójka wiecznych przydupasów księżniczki i tak skończą we dwoje za sterem.
       - Ja i Teru napędzamy i sterujemy, reszta na tył. Złapiecie ich i będziecie trzymać. Kto na orle gniazdo?
        - Orle gniazdo? To rowerek wodny…
        - Na maskę! Jakkolwiek to się nazywa.
        - Ja! – zgłosił się Hiro, wypluwając bagietkę.
Skończyło się to tak, że dopóki brunet nie usiadł na dziobie rowerka, nie było możliwe poruszanie się przy jego pomocy.
        - Jak nazwiemy tę łajbę? – zapytał rozmarzony.
        - Po co?
        - Tak… Żeby było fajnie.
        - Może Determinator 2016?
        - Wspaniale!
Kiedy dopływali do wyspy, ich uszu dobiegł krzyk.
        - Piraci! Piraci!
Cała załoga z bagażnika wybiegła na ląd, by schwytać uchodźców i deportować do ziemi ojczystej. Gra została rozpoczęta. Należało działać szybko, schwytać zbiega i nie wypuścić. Z Kaoru poszło gładko. Cazqui wykorzystał wędkarstwo w praktyce i zwabił gitarzystę bagietką, gdzie Natsu i Daichi naciągnęli na niego worek na śmieci z dziurą, żeby jakoś oddychać. Związali worek i odnieśli na rowerek. Hizakiego natomiast nigdzie nie było widać.
      - Stać! – Kyo uniósł dłoń, wsadzając Hiro palec do nosa. Wszyscy poszli dalej, nie zauważając nawet małej rączki uniesionej do góry, teraz z obrzydzaniem wycieranej przez jej właściciela o trawnik. Hiro kichnął i poszedł dalej, potykając się o niższego kolegę po fachu. Nikt nie przejmował się, że mając kilkanaście godzin Hizaki prawdopodobnie zdążył już zorganizować cały arsenał.
Nikt nie znał go tak dobrze.
Nagle z drzewa zeskoczył on sam. Ten, przed którym drżeli wszyscy.
Problem był taki, że zawisł na falbankach jakieś pół metra od podłoża. Został bezwzględnie związany i szybko zaniesiony tam, gdzie już czekał jego kompan. Przez całą drogę przeklinał pod nosem. Wrzucony na pokład zareagował atakiem szału. Pierwszy rzucił się na niego Daichi, usiłując utrudnić mu szamotaninę własnym ciężarem. Następni byli Natsu i Cazqui, a na samym końcu Die i rzucony niczym wisienka na szczyt wielkiego tortu Kyo. Zin razem z Teru dawali z siebie wszystko, by na brzegu znaleźć się jak najszybciej. Marny był jednak cały ten trud. Gdzieś w połowie drogi usłyszeli pękające liny, a kopuła ochronna zbudowana z członków załogi rozpadła się na czynniki pierwsze, wywołując plusk i sztorm.
        - Pedałować, pedałować. – wywarczał Hizaki, bijąc po rękach tych, którzy próbowali się w jakikolwiek sposób ratować. Uwolni całego czerwonego ze złości i braku powietrza Kaoru, który rozpłakał się żałośnie.
         - Co się stało? – zapytał Hizaki.
         - Bo ja… Nie zabrałem kocyka.
         - Pojedziemy po niego, ale nie dzisiaj. Najpierw pomścimy… Co możemy pomścić?
         - Nie wiem… Antoinette!
         - Ja ją zjadłem.
         - To pomścimy zemstę! – oświadczył Kaoru, zalewając się łzami jeszcze bardziej. Długowłosy odwinął sobie z nogi sznurek i strzelił nim jak z bata, poganiając i tak już upoconych Teru i Zina. Jeszcze się doigrają.


______________

Mam sporo czasu i chyba nawet weny.

Yuuki Lubi Stokrotki
Króciutkie komentarze też są spoko, nikt nie oczekuje, że napiszesz drugą notkę ;)
A ociekacz do sałaty sama kiedyś dostałam na święta , czego nikomu nie życzę...

Saggie
Te pięć godzin to było przyjemne pięć godzin, bo nie wliczyłam czasu, w którym wkurzałam się że nie wiem co pisać i że tyle to już trwa xD Ale mniejsza, satysfakcja jest, bo dawno nie namachałam tyle literek, o.

Kto nowy niech się przywita. Kto stary ale nie komentuje, niech też się przywita. Pralka to takie moje mieszkanko, gdzie trzymam swoje karteczki. Czy wchodzisz do czyjegoś mieszkanka, przeglądasz mu karteczki i idziesz? ^^

5 komentarzy:

  1. Kiedy dobiorę się do komputera , skomentuję to jakoś przyzwoicie - na razie zaklepuję miejsce.
    (I szpytam tylko ~ będą Despy w Psychiatryku albo inne "karty pacjentów"? ;0; )
    ~Saggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na święte rzepki, zapomniałam o tym. Przysiądę się i zrobię ;)

      Usuń
  2. Lubię czytać karteczki bez wiedzy właściciela / właścicielki.
    Antoinette maczana w jogurcie naturalnym jest pyszna ;-D
    Martuś

    OdpowiedzUsuń
  3. Wakacyjny odcinek pod koniec sierpnia? Lepiej późno niż wcale ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Wakacyjny odcinek pod koniec sierpnia? Lepiej późno niż wcale ��

    OdpowiedzUsuń

Skoro już to czytasz, może byłoby warto coś po sobie zostawić? :D