sobota, 19 grudnia 2015

S jak surviv... Szkoła (III)

        - Leci Hizaki ponad lasem, wymachuje swym…
        - Atłasem. Tego co pierwsze przychodzi na myśl to raczej nie ma. – roześmiał się Aoi, a zaraz zawtórował mu Uruha. Właśnie przechodzili obok sali od biologii. Nagle stanęło przed nimi To we własnej osobie. Twarz miało nieludzką, pachniało kiszoną kapustą i uśmiechało się złowieszczo.
        - Ja – zaakcentował – nie mam… TEGO?!
Uruha popatrzył na Aoiego z wymalowaną na twarzy świadomością rychłego końca.
        - M-My tak tylko ż-żartujemy… - odezwał się spłoszony czarnowłosy.
        - A opowiedzieć ci coś, podrostku? – syknął Hizaki, stając na palcach niczym Chihuahua próbujący ugryźć dobermana. – Wiesz jak powstała jaskinia Akiyoshi?
Brunet pokręcił głową.
        - Stałem wtedy przodem do góry i zobaczyłem fajną dupę w telefonie. – odparł. Uśmiechnął się z satysfakcją. Zawrócił do swojej sali i zamknął za sobą z hukiem drzwi. Tym właśnie sposobem wpadli na lekcję plastyki spóźnieni. Nauczyciel stojący pod tablicą zmierzył ich nienawistnym wzrokiem, podrzucając puszkę sardynek w dłoni.
         - Siadać. – rozkazał. 
Spóźnialscy szybko zajęli miejsca w ostatnich rzędach, skrywając się przed rybimi ślepiami belfra.
         - Jestem Karyu. Dzisiaj rysujemy martwą naturę. – powiedział, po czym wyciągnął z szafki za biurkiem tacę z wypatroszonym karpiem na talerzu. Jej wyraz twarzy mówił „Pomocy”. – To Andżej. Sam zabiłem. – uśmiechnął się, wbijając w oko ryby pałeczkę. – To doda dramatyzmu scenie. Wczujcie się w to. Chcę widzieć wasze emocje na kartce. Chcę widzieć… Rybi akt! – westchnął przejmująco i wylał na karpia puszkę sardynek. Już dawno odpuścił sobie nauczanie o stylach architektonicznych, malarskich, epokach w sztuce. I tak każdy miał to głęboko gdzieś. W klasie zapadła cisza. Było słychać tylko zawzięte skrobnięcie ołówka o kartkę. Wszystkie głowy zwróciły się w stronę Yukiego, zamaszystymi ruchami kreślącego coś na kartce. Zadowolony Karyu podszedł do niego i popatrzył na rysunek.
          - Widzę tu uczucia… Niesamowita ekspresja! Ta kreska… Szybko się uczysz! – pochwalił ucznia i zmierzwił mu włosy. Mina Yukiego mówiła sama za siebie.
          - Ale panie psorze… To po prostu kutas. – bąknął.
          - Kutas? Ciekawy tytuł… Wędruje na szkolną wystawę przy wejściu! – klasnął w dłonie Karyu. Yuki uderzył głową o blat stołu.
           - No dobrze. Przejdźmy więc do konkretów. Ołówki w dłonie i rysujemy rybki, moje rybeńki! – rozpromienił się Karyu i poszedł usiąść za biurkiem. Na koniec lekcji wszyscy zaczęli składać w rogu jego biurka kartki z męskimi organami płciowymi ukazanymi na wiele sposobów.
          - Żywa natura… Martwa natura… Co za różnica? – westchnął Karyu, zagryzając sardynkę z talerza. Nie trzeba chyba wspominać, że pół godziny później przed drzwiami wejściowymi do szkoły wisiała przepiękna wystawa prac uczniów.
          - No, Yukiś… Błyszczysz talentem! – pochwalił kolegę Masashi, klepiąc lekko szatyna w plecy, czym spowodował, że zaczął się on zastanawiać czy powinien zgłosić się do lekarza z obitymi płucami.
          - Wiem. Ten kolo to debil. – parsknął w odpowiedzi.
          - Spokojnie, teraz niemiecki.
          - NIEMIECKI? KOCHAM NIEMIECKI. – wrzasnął Kamijo. Biednemu Yukiemu zadzwoniło przez to w uszach.
          - Czego ty nie kochasz…
          - Hizakiego. – odparł blondyn.
          - Te, Dżolo! – usłyszeli zza siebie głos Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. – Nie wzywaj imienia Pana Boga swego na daremno.


          - Yo, jestem Yoshiki. – zaczął nauczyciel, zanim jeszcze klasa zdążyła zająć miejsca. – Nauczycie się ze mną szprechać niczym Fuhrer. – uśmiechnął się, siadając na biurku. Kamijo wbijał w niego pełne fascynacji spojrzenie. Oczekiwał tego, że po wyjściu z każdej jego lekcji będzie o krok bliżej napisania piosenki w innym języku niż japoński.
          - A jak będzie „Bonjour Honey” po niemiecku? – zapytał.
          - Guten Morgen, Herzblatt! – odparł Yoshiki. – A co, wolałbyś się witać z ukochaną po niemiecku?
          - Nie… Znudziło mi się już „Bonjour”.
          - No dobrze. Zacznijmy więc lekcję. Będę uczył was praktycznych rzeczy, które przydadzą wam się w życiu. W końcu język to rzecz codzienna… Zapiszcie temat. – odchrząknął. – Dyktuję: Rindfleischetikettierungsüberwachungsaufgabenübertragungsgesetz.
          - Słucham?!
          - Powtórzy pan?
          - Was?
          - Że co?
         - Rindfleischetikettierungsüberwachungsaufgabenübertragungsgesetz. W tłumaczeniu ustawa o przekazywaniu obowiązków nadzoru znakowania mięsa wołowego. Zapiszemy sobie słownictwo związane z tą ustawą, żebyście mogli ją lepiej zrozumieć. – rozpromienił się Yoshiki, zaczynając podśpiewywać sobie „Du hast” pod nosem. Niemiecki był dla niego wszystkim. Wymawiając długie słowa uspokajał się. Uspokajał się, kiedy patrzył na łamiący się język uczniów i konsternację na ich twarzach, kiedy dyktował im kolejną porcję dwudziestoliterowców do wyrycia na pamięć. Był jednak w swoim fachu profesjonalistą. Nagle do sali wpadł Meto. Fizyk rozejrzał się po klasie.
            - Niemiecki być! Fizyka po niemiecki kochać! – ucieszył się i usiadł na śmietniku. – Meto może pomóc!
            - Achtung! – wykrzyknął Yoshiki, składając ręce. Z opresji wyratował klasę dzwonek.

         Edukacja do bezpieczeństwa to bardzo ważny i przydatny w życiu przedmiot. Doskonale wiedział o tym Yuuki, zapisując na tablicy definicję pożaru. Nie mógł wypuścić z sali nikogo bez tej wiedzy.
          - Pożar to niekontrolowany proces spalania materii organicznej lub nieorganicznej. Warunkiem zapoczątkowania pożaru jest utworzenie trójkąta spalania. Pożar stwarza zagrożenie dla życia. Podczas pożaru należy rozpoznać sytuację. W pierwszej kolejności należy określić miejsce i rozmiar zdarzenia. Następnie trzeba wszcząć alarm oraz odciąć dopływ gazu i prądu. Kolejnym punktem jest podjęcie prób ugaszenia ognia i zawiadomienie straży pożarnej. Dopiero na końcu jest ewakuacja. Jakieś pytania?
Cisza. Nikogo nie obchodziło to, co mówił.
           - Dosyć tego! Te, Blondyna! – wskazał na Shinyę, który nie za bardzo wiedział co się dzieje. – Definicja pożaru, ale już!
Jasnowłosy skrzywił się. Myślał nad tym, co powiedzieć. Został właśnie wybudzony z przedpołudniowej drzemki i jego mózg nie był skory do funkcjonowania.
       - Pożar miałem
        Ledwo się wyratowałem
        Trójkąt spalania
        Ku przeznaczeniu ludność skłania
        - Brawo. Mógłbyś zostać wieszczem narodu, ale z EDB piątki nie będzie. Pała. – mruknął Yuuki. – Ktoś jeszcze nie zna definicji?
Toshiya podniósł rękę.
         - Ja z innym pytaniem.
         - Ależ proszę.
         - Do czego nam się ta definicja przyda w życiu? – zapytał z uśmiechem.
         - Kiedyś mi podziękujesz. – Yuuki zmierzył go nienawistnym spojrzeniem. – A teraz sprawdzian z pierwszej pomocy. Zaraz sprawdzę kto tu jeszcze nie zaliczył… No proszę. Numerek ósmy. Chodź, chudzielcu, porobisz mu za poszkodowanego. – Yuuki wskazał palcem Teru. Ten posłusznie wstał, ale widząc, że to Kyo jest numerkiem ósmym zbladł i upał zemdlony na ziemię. Był to jego wróg numer jeden. Czasem zastanawiał się, czy naprawdę tak jest, że gdyby nie fakt, że Kyo bał się dwa razy wyższego Masashiego, to urwałby mu łeb już jakieś dziesięć razy. Łysy uczeń zeskoczył z krzesła i poszedł w kierunku leżącego Teru.
         - Wczuł się. – Yuuki pokiwał głową z podziwem. Obserwował, co Kyo zamierza zrobić. Podszedł od prawej strony do Teru, uklęknął i przyłożył mu parę razy z otwartej dłoni w policzek. Nauczyciel aż się skrzywił. Masashi siedział już w pełnej gotowości do ataku. Miarka się przebrała, kiedy Kyo zaczął układać Teru w pozycji bezpiecznej… nogą. Masashi złapał niskiego za kostki i wstał, unosząc go do góry. Yuuki przyglądał się całej scenie.
         - Goryl, uspokój się. Nic się nie stanie temu chudemu pryszczowi. Możesz mnie puścić.
Czarnowłosy z wielką radością wykonał polecenie i zajął miejsce z powrotem. Kyo upadł bezwładnie na ziemię, powodując przebudzenie się Teru.
         - Piąteczka! – rozpromienił się Yuuki. – Dla całej trójki!
      
        Zaraz po wyjściu z sali Teru uciekał przed Kyo, bo ten miał dzisiaj dzień gangstera. Postanowił wyładować się na srebrzystowłosym, bo skomentował jego technikę udzielania mu pierwszej pomocy. Zdziwił się jednak, kiedy jego czoło zatrzymała jakaś wielka dłoń. Popatrzył w górę i ujrzał Masashiego. Zza niego wychylał się Teru.
        - Na górze róże, na dole leluje. A Kyo dziś w kiblu sobie ponurkuje. – zanucił srebrzystowłosy. Losu Kyo można się było domyślić.

      Chemia była kolejną już lekcją, na którą kurduplowaty łysolek wpadł spóźniony i mokry. Jego oczom ukazał się dosyć oryginalnie wystrojony mężczyzna z zakrytą połową twarzy i włosami o odcieniu wody w Morzu Bałtyckim. Na nogach miał wysokie buty i różowe kabaretki zakończone koronką. Korzystając z tego, że był zapatrzony w układ okresowy pierwiastków Kyo pobiegł na tyły sali i usiadł w wolnej ławce.
        - Dzień dobry! Witam na pierwszej lekcji chemii w tym roku! – wrzasnął nagle turkusowowłosy, sprawiając że cała klasa aż podskoczyła. – Zajmiemy się dzisiaj podstawowymi zasadami chemii praktycznej, pozwalającej wam przetrwać w tej szkole. Ja nazywam się Takemasa i jestem najnormalniejszy z całego grona pedagogicznego. – powiedział, opierając nogę o biurko, przy czym podciągnął koronkowe pończochy. – A więc… Naszą instytucję tworzą… Jakby nie patrzeć  sami mężczyźni. Zdajecie sobie sprawę z niebezpieczeństwa zaczadzenia? Powinniście znać budowę większości gazów, jakie Was, drodzy uczniowie, otaczają. Teraz pytanie… W jakiej sali stężenie tlenu w powietrzu jest najmniejsze?
          - Biologia… - odparła zgodnie cała klasa.
          - I muzyka. Tam też lepiej nie oddychać.
Nagle budynek zadrżał. Drzwi otworzyły się i stanął w nich Hizaki, a zaraz za nim Kaoru.
          - U nas? Nie oddychać?  - zapytał Kaoru oburzony.
          - Po co trzymać bąka w dupie, niech se lata po chałupie! – zaśmiał się Hizaki. Takemasa w tym czasie zasłonił ciaśniej nos i zapalił świeczkę. Postawił ją na stoliku do doświadczeń. Dwójka nauczycieli weszła do sali. Niemal od razu, kiedy biolog dygnął przed klasą, podnosząc sukienkę, świeczka zachowała się jak istny miotacz ognia. Takemasa nie przewidział jednak, że świeca stała zbyt blisko firanek. Zajęły się one ogniem, który rozprzestrzeniał się z ogromną prędkością.
           - Pożar – zaczął Ruki z głębi klasy – to niekontrolowany proces spalania materii, w tym przypadku organicznej.
           - W pierwszej kolejności należy określić miejsce i rozmiar zdarzenia. – dodał Tsuzuku.
           - Rozmiar: 1, 68, około 58 kilogramów. Miejsce… Tylny zderzak. – zakomunikował Aoi.
          - Sugerujesz że płonie mi dupa? – zapytał Hizaki, oglądając się za siebie.
           - Nie tego rozmiar, chromosomie submetacentryczny! Pożar jest duży i w szkole! – poprawił go Kamijo.
          -  Następnie trzeba wszcząć alarm oraz odciąć dopływ gazu i prądu… Ma ktoś szarą taśmę? – wykrzyczał w panice Uruha.
          - Jasne! – odparł Koichi, zaczynając owijać nią Hizakiego od pasa w dół. W tym czasie Takemasa poszedł wyłączyć prąd.
          - Kolejnym punktem jest podjęcie prób ugaszenia ognia i zawiadomienie straży pożarnej. Dopiero na końcu jest ewakuacja.
            - Na czerstwą bagietkę, dzwonię po straż! – pisnął Kaoru i wybiegł z pomieszczenia. Po chwili wszyscy stali przed budynkiem i patrzyli na płomienie pożerające szkołę niczym Hizaki kolejną porcję kurczaka z KFC. Nauczyciel zadzwonił bowiem po straż graniczną. Tłumaczył się, że nie ma ludzi nieomylnych. W końcu wszyscy uznali, że fakt, że jeszcze nie ma blond włosów to tylko oznaka, że jego mózg wciąż walczy. Uwadze zgromadzonych umknął Kyo i Die podlewający płomienie kanistrami z benzyną. Nim wóz faktycznie zdolny do ugaszenia pożaru dojechał na miejsce była ona już właściwie kupką popiołu.
       Tak oto zakończyła się ta piękna historia instytucji niemającej prawa istnienia.
_________________________________________

Last but not least. No dobra. Koniec szkoły. Cieszymy się? :D

Ostatnio mało mnie tu. Naprawdę mało. Nauka mnie zjada, ale cóż, sama chciałam. I to nie tak, że na Święta dla Was nic nie mam, o nie. Coś się jeszcze pojawi, mam nadzieję, że przed Wigilią. Mam nadzieję...
Na wszelki wypadek - Wesołych Świąt! Spędźcie je jak najlepiej się da. ^^

2 komentarze:

  1. Za każdym razem kiedy czytam Twoje opowiadania płaczę ze śmiechu, tym razem też nie było inaczej. Trochę szkoda, że seria się kończy bo baaardzo ją lubię, ale skoro tak to teraz tylko czekać na coś nowego. *^*

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie jest ostateczny koniec szkoły ;) Kiedyś jeszcze na pewno coś o tej tematyce się pojawi. Zbyt dużo mam inspiracji we własnej budzie...

    OdpowiedzUsuń

Skoro już to czytasz, może byłoby warto coś po sobie zostawić? :D