niedziela, 27 grudnia 2015

Żyd-zaki i Wigilia Właściwa

        - Reita, upiekłeś już ten sernik? Ile można robić ciasto! – krzyczał Uruha, który dramatycznie potrzebował w tej chwili doprawić barszcz. Stał z garnkiem pod zamkniętymi drzwiami, zza których dochodziły piski i inne dziwne dźwięki, do których emisji zdolni byli tylko basiści. Tymczasem Aoi wspaniałomyślnie poprosił Rukiego o przyniesienie stołu z garażu. Skończyło się to tak, że gitarzysta musiał nieść stół razem z leżącym na nim wokalistą.
        - Powinienem robić ciasto. – prychnął.
        - W kuchni jest miejsce kobiet.
        - A Reita?! – oburzył się niski. – Ach… No dobra. – zreflektował się, kiedy dopatrzył się pobłażającego wyrazu w spojrzeniu przyjaciela. – A w ogóle, czemu ten stół jest z blachy?
        - Kai zaprosił Hizakiego. Jak nie skombinujemy łańcucha i metalowego krzesła to możemy zaprosić jeszcze straż pożarną.
        - Mój Boże! – zapiszczał Ruki, podnosząc się. Aoi nie wytrzymał i upuścił stół na ziemię, przeklinając cicho.
        - Nie wzywaj pana Boga na daremno! – odezwał się Kai, wyglądając przez okno. Yuu wywrócił oczyma. Odprowadził niskiego mężczyznę wzrokiem do garażu, po czym zaczął się siłować ze stołem. Po chwili jednak mebel się podniósł i sam wmaszerował do domu.
       - Och… Na was zawsze mogę liczyć. – uśmiechnął się. Spod stołu zamerdał do niego kozi ogonek.
        Uruha klęczał pod drzwiami od kuchni i mieszał barszcz, dodając do niego wyrzucone przed chwilą przez Reitę z kuchni przyprawy, klnąc pod nosem. Kiedy przeszkodził mu Ruki, ciągnący wielki wór z garażu, wstał i pchnął go w stronę garnka. Dalszej części historii można się już domyślić. Tak właśnie wokalista skończył z czerwonym ombre. W dodatku barszcz był bogatszy o niestandardowy składnik w postaci lakieru do włosów. Niższy odcisnął płyn z końcówek i uciekł razem z workiem w głąb domu. Kiedy Reita w końcu otworzył drzwi, młodszy gitarzysta od razu zajął kuchnię.
      W końcu wszystko było gotowe. Cały zespół stał w przedpokoju w pełnej gotowości na przyjęcie gości. Tyle, że nigdzie nie było Rukiego. Po chwili jednak przymaszerował w masce przeciwgazowej, kasku i kombinezonie podobnym do tych używanych w Czarnobylu.
       - Po co… - zaczął Uruha.
Wszystko stało się jednak jasne, kiedy usłyszał trzask, a w wyłamanych drzwiach stanął Hizaki.
        - O…Otwarte było. – szepnął Reita, chowając się przerażony za Rukim. Ku ich zdziwieniu, księżniczka zaprezentowała się w pięknej, świątecznej sukni, nie zapominając o jakże świątecznym dodatku – brodzie. Nie była ona jednak siwa, a czarna jak smoła.
       - A cóż to za charakteryzacja? – rozpromienił się Kai. Na twarzach reszty przybyłych gości – Kamijo, Teru, Yukiego i Masashiego pojawiło się lekkie zakłopotanie.
       - Charakteryzacja? – Hizaki roześmiał się diabolicznie. – Jest prawdziwa! Pół roku się nie goliłem! – oświadczył z dumą. Miny członków Gazette wyrażały wszystko. Słychać było tylko syk butli z tlenem, którą na chwilę uruchomił Ruki.
        - Nie chcecie wiedzieć jakie stwory tam żyją… - mruknął Kamijo ukradkiem.

           Nie trzeba było długo czekać, by zjechali się wszyscy goście. Mana-sama zdemolował ogródek swoim czarnym ciągnikiem, co wywołało u Gackta niemalże palpitacje serca. Jak on śmiał się mu pokazywać, po tym jak bezczelnie odjechał JEGO ciągnikiem? Pech chciał, że zostali oni posadzeni naprzeciw siebie. Przez resztę wieczoru po prostu bacznie się obserwowali. Mana uśmiechał się lekko, a Gackt sczerzył zęby, powarkując. Członkowie Mejibray razem z zaprzyjaźnionym D’espairsRay zajęli miejsca przy i pod stołem. Gdzieś w tyle Kamijo próbował podstępem skłonić Hizakiego, żeby usiadł na krześle. Kiedy się udało, Masashi owinął go łańcuchem, pozwalając Yukiemu na zapięcie wszystkiego za pomocą ogromnej kłódki.
       - Co wy robicie, do cholery!? Związali Świętego Mikołaja!
       - Nie jesteś Świętym Miko…
       - Co ty wiesz! Wypuścić mnie!
       - Nie drzyj japy. – mruknął Teru.
       - WYPUŚĆCIE MNIE!
       - ZAMKNIJ. MORDĘ. – warknął pewien wysoki mężczyzna, zapychając otwór gębowy Hizakiego karpiem. – No. Wesołych. – rozpromienił się, klepiąc Hizakiego zatkanego rybą po policzku. Ruki podkręcił nieco butlę tlenową, kiedy spojrzał w stronę krzesła, na którym siedział zdetronizowany już władca.
        - Są Święta, a ty się nadal o wszystko sapiesz. Wrzuć na luz, nikt nie chce twojego terroru. – westchnął Yuki i z litości dla zwierząt wyciągnął świątecznego karpia z ust księżniczki. Już ledwo dyszał. Włożył go do miski z wodą i postawił na podłodze. – Będziesz grzeczny? – zapytał. Hizaki zrobił minę niewinnego szczeniaczka i pokiwał głową.
        - Kamijo, może naprawdę go wypuśćmy? – zaproponował Teru, opierając się o parapet i przyglądając Świętemu Mikołajowi.
        - NIE! ON NAS WSZYSTKICH POZABIJA! – wrzasnął wokalista. Był to moment, w którym Ruki owinął się kocem gaśniczym.
        - Ja? – zapytał Hizaki. – Przecież ja bym muchy nie skrzywdził. Czy facet noszący stringi jest w stanie kogoś zabić?
        - Nosisz stringi?
        - Nie, ale Masashi nosi.
        - A co to ma do rzeczy…?
        - Miałeś nikomu nie mówić! – zaszlochał basista i wybiegł z domu. Yuki i Teru spojrzeli się na siebie porozumiewawczo i poszli za nim.
        - Durne umowy. To za to, że powiedziałeś im, że nie noszę bielizny, debilu! – krzyknął Hizaki za czarnowłosym. Nagle w pokoju zapanowała całkowita cisza. – Powiedział, prawda?
Nikt nie odezwał się słowem.
        - Nie ruszysz się stąd przez resztę wieczoru, dziękuję. – bąknął Kamijo i  odłożył kluczyk do kłódki na parapet za krzesłem, co okazało się jego życiowym błędem. Nie doceniał Hizakiego.

           - Meto wiedzieć, że w krowa żołądek żyć dużo bakteriów?
           - Nie. Meto nie wiedzieć. A Zero wiedzieć że jak włożyć jajko do octu to jajko zmięknąć? – odpowiedział szeptem Meto, by nikt nie zorientował się, że siedzi z najlepszym przyjacielem pod stołem.
           - Meto wiedzieć! Meto robić tak z kościami!
           - Bo Zero pytanie mieć.
           - Zero mówić!
           - Czy jakby włożyć Hizaki do ocet to on też zmięknąć?
           - Pewno tak. Trzeba próba.
           - A nie bać się? – zapytał przerażony Zero, jakby Meto powiedział mu, że zginie za pięć minut.
            - Hizaki być związany, nie ma czego. – Meto wskazał na nogi skrępowane łańcuchami. – A może by zrobić Hizaki miękki?
            - Będzie spokój jak Hizaki zmięknąć!
Zero zaczął się skradać w kierunku drzwi. Przywołał do siebie gestem dłoni przyjaciela i pobiegł do kuchni. Zaczął szybko otwierać wszystkie szafki. W tym czasie do pomieszczenia wszedł nieco zbity z tropu mężczyzna, chodź co do tego można by było mieć wątpliwości ze względu na czarne legginsy w niebieskie brokatowe papryczki chilli, jakie miał na sobie i żółtej przepasce na nosie i jakże dopasowanym do wszystkiego różowym makijażu oczu.
             - Co wy robicie? – zapytał, podążając w stronę piekarnika.
 Intryganci zmierzyli się porozumiewawczymi spojrzeniami.
              - DEZERTER! – krzyknęli i rzucili się na niego.
              - Jesteście gorsi niż kozy tego murzyna. – bąknął Reita.
              - Kogo? – Aoi zajrzał do pokoju, a za nim Tamara, Pan Guziczek, Kluseczka i Pysio przystrojone  gwiazdami Dawida, ponieważ Ruki pomylił ów symbol z pentagramami kiedy zajmował się dekoracjami.
              - Nikogo takiego… - bąknął uziemiony basista. Aoi opuścił kuchnię.
              - Mieć sprawę. Chcemy zrobić Hizaki miękki i potrzebować do tego ocet. – wyjaśnł krótko Meto. – Ocet i wanna.
               - Wszystko jest. Droga wolna, dajcie mi tylko wyjąć sernik… Ocet jest w tamtej szafce. – wskazał basista i podniósł się z podłogi. Meto razem z Zero zabrali ocet i popędzili do łazienki i wlali go do wanny wypełnionej do połowy wodą.
               - Yolo?
               - Yolo.
Już po chwili obaj stali z kluczem przed Hizakim.
               - Cześć Hizaki.
               - Czego? – zapytał oburzony gitarzysta.
               - Chcemy cię zmiękczyć. – Meto pokazał mu klucz i uśmiechnął  się szeroko. Brodatemu zaświeciły się oczy.
               - Zmiękczyć? Jestem na to za twardy, ale możecie spróbować. – zaśmiał się. Meto otworzył kłódkę. Momentalnie Hizaki wyrwał się i powstał  jakby ze zdwojoną siłą. – Ho, ho, ho, gnojki! – zawołał, wskakując na stół.
                - Biegnijcie, głąby. – bąknął w stronę oniemiałych wybawicieli. Reita postawił sernik na stole i rozwinął przepaskę na nos, nakrywając nią twarz.
                - Przyszedł Mikołaj. – Hizaki śmiał się diabolicznie. – Ty! – wskazał długim paznokciem Rukiego, który aż podskoczył. – Byłeś grzeczny w tym roku?
                - Ruchał się z barierką. – uśmiechnął się Uruha.
                - Kyrie Eleison! – wrzasnął Kai, klękając pod obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej namalowanych na ścianie w tyle salonu. Hizaki zaś zorientował się, że wdepnął w sałatkę Gackta.
                 - Jasna cholera, co to za rodzaj lasu? – zapytał siedzący jakby „pod Hizakim”  wokalista, spoglądając w górę. Kaya siedzący obok zlitował się nad nim i zasłonił mu oczy swoim puszystym szalem.
               - Stumilowy. Gdzieś tam jest tygrysek… - szepnął, zawiązując szal.
               - A wiesz, co tygryski lubią najbardziej? – zapytał Hizaki, pochylając się nad Kayą.
               - Niestety tak. Twój tygrysek bryka zawsze w najmniej odpowiednich momentach.
               - Nie narzekam na brak testosteronu, he… - zaśmiał się długobrody, sprawdzając czy lakier na paznokciach nie poodpryskiwał. Zeskoczył ze stołu, wycierając ubrudzoną majonezem stopę w obrus. Kai wstał z klęczek, obrzucił go pełnym nienawiści spojrzeniem i dołożył do sałatki więcej składnika.
               - Czas na prezenty! – oświadczył Mikołaj i poszedł w stronę choinki przyozdobionej gwiazdami Dawida i zeszłorocznymi pentagramami oraz kilkoma brokatowymi pisankami, przy których upierał się Reita z Rukim. Zaczęło się rozdawanie prezentów. Mejibray tak jak D’espairs Ray dostali grupowe prezenty w postaci nowych telewizorów. Kaya uraczony został kijem baseballowym, Gackt nasionami genetycznie modyfikowanej kukurydzy, a Mana akcesoriami Formuły 1 do swojego ciągnika. Dla całego Gazette Hizaki przewidział akwarium pełne szprotek i słoików majonezu poustawianych na dnie.
                - Ty dostaniesz prezent w domu. – spojrzał na Kamijo i uśmiechnął się. Ten skulił się i wbił wzrok w czubki swoich butów, wyglądając przy tym jak ofiara gwałtu. Niedługo później Yuki razem z Teru przyprowadzili Masashiego. Basista był czerwony jak jego stringi i odwracał wzrok za każdym razem, gdy przypadkiem na kogoś spojrzał.
              - Maaaasashi! Zobacz, kupiłem ci staniczek! – wyszczerzył się Hizaki. Masashi rozpłakał się i ponownie wybiegł z pomieszczenia.
              - Dosyć, cholera! – Yuki tupnął i pociągnął Hizakiego za brodę do łazienki. Wszyscy byli pełni podziwu, a Meto i Zero zafascynowani, że ich plan sam się realizuje. Yuki wepchnął przyjaciela do wanny i zgasił światło, po czym zamknął drzwi na kłódkę.  – Wyremontuję to wam, daję słowo – skłonił się przepraszająco przed stojącym Kouyou, który omal nie opluł go winem.
Reszta wieczoru minęłaby całkiem spokojnie, gdyby nie krzyki i dziwne dźwięki dochodzące z łazienki. W końcu narodziny samego Zbawiciela nie mogły być ciche i sielankowe, dlatego pewna osoba taplająca się w occie postanowiła zadbać o część dźwiękową imprezy.

_______________________________


          
Co prawda, dodane 66 minut po Świętach.
            Wzmożony opierdalling. I mam wrażenie, że słaby prezent ode mnie dostaliście XD

Jak nie wesołych, to szczęśliwego Nowego Roku! Mam nadzieję, że Wasze święta lepsze były od moich, częściowo spędzonych na pogotowiu. Tak to jest jak się jest mną.
 



3 komentarze:

  1. Jak zawsze świetne
    Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  2. Poplułam się ze śmiechu 😹 jak zawsze świetna notka :3
    Wesołych nie świąt, bo poniedziałku :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowność! ;w;
    ...Wesołego Nowego Roku. ^^

    OdpowiedzUsuń

Skoro już to czytasz, może byłoby warto coś po sobie zostawić? :D