sobota, 1 sierpnia 2015

Bandit

„Co, kapusta?! Głowa pusta!”

        W sprawie pustki w główce kapusty można by było się rozwodzić wiele, wiele czasu. Utarte przysłowie krążące wśród dzieci jest stwierdzeniem bardzo mylnym i tym samym używane jest zupełnie bezpodstawnie. Otóż z kapustą sprawa wcale taka prosta nie jest. Ba! Nie jest w ogóle prosta. Wnętrzności kapusty są bowiem delikatnie pofalowane. Swoją strukturą nieco przypomina fakturę mózgu, co jest kolejnym dowodem na to, że porównanie kapusty do głowy niemyślącego osobnika jest nietrafione co najmniej tak, jak połowa strzałów do bramki w wykonaniu Reprezentacji Polski w piłce nożnej. Dlatego właśnie Kaya nie wybrał kapusty. Ciągnie swój do swego, a ciemnowłosy zbyt inteligentny raczej nie był. Właśnie dlatego ulubionym narzędziem Kayi były równie rozgarnięte co on gwoździe i nieco mniej skomplikowana w budowie sałata. A do czego owe narzędzia mu służyły? Odpowiedź na to pytanie ma niesamowicie długie rozwinięcie.
***
          - Na Święty Młyn! – darł się Kaoru.
          - Co się stało? – zapytał wchodzący akurat  do jego mieszkania Toshiya. Kiedy wszedł do pokoju, jego oczom ukazała się... Istna rzeź. Rzeź bagietek poprzebijanych gwoździami i polanych obficie ketchupem. Tak potraktowane pieczywo było rozrzucone po całym salonie gitarzysty.
         - Cała rodzina… - lamentował lider. – Antoinette v50, Antoinette v51, 52… - wzdychał, a z jego oczu ciekły najprawdziwsze w świecie łzy. Toshiya z zaciekawieniem patrzył na twarz zrozpaczonego gitarzysty, próbując wyczytać z niej oszustwo i właściwą liderowi postawę piekarnianego rozbójnika. – Pomożesz mi je uratować? – zapytał po chwili klęczący na podłodze mężczyzna z proszącym wyrazem twarzy. Basista jakby obudził się z transu.
        - Turlaj mango! – prychnął i wybiegł z pomieszczenia, zamykając za sobą z hukiem drzwi.  Kaoru jęknął boleśnie i otworzył teatralnie ręce w stronę sufitu.
        - Czymże zawiniłem, w udręce me rozdarte serce! – krzyknął, po czym nie bezceremonialnie przystąpił do zmywania zaschniętego ketchupu ze ścian.

***

           Mia krążył zdenerwowany wokół stolika kawowego, patrząc na zawartość słoika podpisanego (gotycką czcionką) „Przecier Pomidorowy”. Tsuzuku leżał rozwalony na kanapie i przeglądał jakieś czasopismo pornograficzne.
           - Możesz przestać się kręcić? – mruknął pod nosem.
           - Nie. Nie mogę. Ktoś usiłował mnie zabić.
           - Nie przesadzasz? Sałata w twoim przecierze pomidorowym to jeszcze nie morderstwo… - stwierdził wokalista, nawet nie patrząc na blondyna. Przewrócił kolejną stronę, po czym pewna noga z niesamowitą siłą wykopała mu magazyn z ręki. Była to oczywiście noga należąca do Mii.
          - Ja wiem, że ktoś usiłuje mnie zabić! Rozumiesz? Mogłem umrzeć! Mam alergię!
          - Tja. I byłby spokój. Podasz mi gazetkę?
Mia zawarczał tylko i kontynuował zataczanie kół wokół stolika. Wtem do domu wrócił Koichi.
           - Mia, zmieniłeś upodobania? – uśmiechnął się basista.
           - Co masz na myśli? – Mia zatrzymał się i popatrzył na niego ze zdziwieniem.
           - Zasadziłeś w ogródku sałatę. Dużo tego nawet…
           - CO?
           - Stwierdzam fak… - różowowłosy urwał, gdyż blondyn wybiegł na balkon z prędkością Formuły 1. Chwilę później rozległ się krzyk przechodzący w ryk zdenerwowania.
           - Co mu? – zapytał Koichi, przysiadając na oparciu sofy.
           - Myśli że go ktoś chce zabić sałatą.
           - A. To wiele wyjaśnia. – mruknął pod nosem, otrzymawszy odpowiedź.

            W tym samym czasie, w apartamencie obok rozbrzmiewała kłótnia o to, kto wsadził sałatę do akwarium w pokoju Karyu. Najwyższy oskarżał wszystkich, łącznie z sąsiadami, z którymi zaplanowali niedawno akcję, mającą pozwolić odebrać telewizory obydwu zespołom.
          - Rozumiecie, gołębie, że ryby nie jedzą sałaty ani resztek z obiadu? – Karyu zwrócił się do Hizumiego – Nie jedzą też kotów i dewocjonaliów. A ty, Tsukasa… - brunet spojrzał się na gitarzystę niewinnie. – Śmierdzisz. Idź się umyć. – dodał. Perkusista wywrócił oczami i poszedł do łazienki.
         - A czy ty, do ciężkiej cholery, rozumiesz, że nikt w tym mieszkaniu nie dotykał twojego akwarium ani twoich ryb? – warknął Hizumi znudzony nieco kolejną gadką gitarzysty. Wtem ktoś sypnął garścią metalowych wkrętów w okno. Karyu podskoczył i podbiegł do okna. Nie udało mu się nic zobaczyć, prócz główki sałaty turlającej się niewinnie po chodniku. Zdenerwował się już nie na żarty.
        - Może mi ktoś powiedzieć co tu się dzieje?! – skierował wzrok ku górze.
        - Ja nie wiem. Nie mam pojęcia. – Hizumi rozłożył ręce. Moment później podskoczył wystraszony, gdyż Tsukasa złapał go za ramię.
        - W ogóle… Zauważyliście że Zero nie wrócił od wczoraj? – zapytał grobowym tonem.
        - Pewnie siedzi u psiej fryzjerki, nie wiecie że ona mu lubi dawać ciastka? – westchnął Karyu, siadając bez siły na kanapie. Fakt faktem, alibi Zero było dobre, jednakże niepewne. Mógł on rzucać żelastwem w szyby, ale bardziej prawdopodobne było to, że zajada psie ciasteczka od w połowie ślepej psiej stylistki. Nikt nic nie wiedział.

         Nikt nic nie wie. I nie będzie wiedział.

         Tak przynajmniej zakładał Kaya, idąc z wiadrem śrubek i torebką pełną sałaty przez zatłoczone miasto.

         Wtem w SPA rozdzwoniły się telefony. Hizaki prowadził bowiem parę innych działalności pod ladą o których wiedział tylko on i osobistości pozbawione umiejętności mówienia pokroju na przykład samej Antoinette. Po odebraniu zgłoszenia jasnowłosy wstał, przebrał się w robocze ubranie w postaci niemieckiego munduru, schował przeklęty już wielokrotnie przez Kamijo pistolet na kulki do kabury i poszedł obudzić resztę. Otworzył kopniakiem schowek na szczotki i ujrzał  Teru śpiącego na Yukim, który spał na Kamijo, który spał na Masashim, który prawdopodobnie spał na swoim kocie. Cztery pary oczu wpatrywały się w niego z przerażeniem.
         - Myśleliście że nie wiem? Nikt normalny nie idzie w cztery osoby po szczotkę. Wstawać. Mamy fuchę.
Kamijo wywrócił oczami i ziewnął. Teru przetoczył się i zaczął przysypiać, Yuki beknął i próbował spać dalej, a Masashi odgrzebywał spod siebie prawdopodobnie już szczątki Piisuke. Długowłosy warknął pod nosem i wyciągnął broń z kabury. Wycelował, przeładował i wystrzelił. Wszyscy posłusznie zerwali się do pozycji stojącej, tylko kot był w niesamowicie przyziemnym humorze.  – A więc, Watsonie… - gitarzysta pogładził Kamijo lufą po policzku. Ten przełknął ślinę dobrze wiedząc że w tym języku Watson oznacza nic innego, jak mięso armatnie.
         - Tak… Sherlocku? – bąknął, co było błędem, gdyż blondyn nadepnął go z całej siły.
         - Nie mów tak do mnie, złomie. – prychnął. Odsunął się od upatrzonej ofiary, której skrycie zazdrościł pozycji lidera. – Mamy zadanie. W okolicy grasuje przestępca zasypujący swoje ofiary metalem i sałatą.
Masashi parsknął śmiechem. Hizaki z prędkością światła stanął na palcach przed nim.
          - Bawi cię to? – zapytał upiornym głosem.
Od tego momentu mógł liczyć na całkowitą ciszę.
          - Naszym zadaniem jest uchwycić przestępcę. Żywego lub martwego.

 Niespełna godzinę później Hizaki prowadził swój oddział ulicami miasta. Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy była Samara Morgan biegająca po ulicy z dwoma telewizorami pod pachami.
         - Padnij! – krzyknął i gwałtownie obniżył pozycję. Kamijo, Yuki, Teru i Masashi stali za nim niewzruszeni i obserwowali jak księżniczka czołga się po asfalcie ku ofierze. Kiedy był w odległości kilku metrów podniósł się i wycelował w Samarę. – Poddaj się! – wrzasnął. Stworzenie krzyknęło i podniosło ręce do góry, z rumorem upuszczając telewizory ma chodnik.
        - Meto chcieć oddać, Hizaki udupić Meto. – mruknęła Samara i uciekła w krzaki. Hizaki machnął ręką i przeszedł po brutalnie zamordowanym sprzęcie. Około pięciuset metrów dalej spotkał na swojej drodze niecodziennie wystrojoną osobę. Miała na sobie czarną lolicią sukienkę, wymalowane oczy i usta, misternie upięte włosy przyozdobione gigantycznym, czarnym kwiatem. W dłoni trzymała torbę z logo Biedronki i czarne wiadro, a na stopach miała kultowe, firmowe klapki Kuboty w zestawieniu z czarnymi skarpetami, by nie gryzły się z sukienką.
          - Hizaki?! – ucieszyła się postać.
          - Kaya?! – rozpromienił się Hizaki.
          - Nie mów na mnie Kaya. Zmieniłem pseudonim.
          - A jakiego używasz teraz?
          - Zielony Wkrętas. – oświadczył z dumą brunet. Reszta załogi Hizakiego dołączyła do niego i stanęła za nim, wpatrując się w rozmówcę o nietypowym przezwisku.
          - Skaryfikacja twarzy! – zakrzyknął radośnie Teru. Widząc, że zgromadzeni nie za bardzo wiedzą o co chodzi, przystąpił do tłumaczenia. – Nie słuchacie Gangu Albanii? Kamijo, przecież śpiewałeś ostatnio pod prysznicem ich numer!
Wokalista spąsowiał i pokręcił głową.
          - Nie, coś ci się popieprzyło…
          - Ja riba! ja riba! – zaczął Teru. - Wjeżdżam do Dubaju na dzikim ośle, którego se kupiłem w Albańskim Raju…
          - Gang z Albanii, wydziarane na siodle obok kieszonki pełnej towaru.
Prostytutki skaczą z dachu Burj Khalifa, krzycząc 'Królu złoty, zajebista płyta!'
Król Dubaju na kolanach płacze ze szczęścia, wszyscy robią mi zdjęcia,
gdzie jest ta kamerka?
Podjeżdża po mnie szejk Arabski, mój rodzony brat tylko z innej matki,
Jeden z moich braci z Albańskiej szajki podbiega i krzyczy 'NIECH ŻYJE KRÓL!'
Jeden z Beduinów chce mi dać wielbłąda, ja mu daję osiołka mówiąc 'Ech i ochhaa'
Delegacja do Dubaju tak to wygląda, jest tu Brudna Darianna i Borata siostra!
Wchodzę do hotelu który ma 9 gwiazdek, Alibaba i Borixon już tam są,
Nie wiem co tam robi ksiądz Natanek, pytam się go 'Ojcze czy walisz koks?' – dokończył Kamijo.
            - Wspomnienia z trasy koncertowej? – uśmiechnął się porozumiewawczo Masashi.
            - Się wie. – wokalista znacząco poruszył brwiami. – To jak, Ka.. Zielony Wkrętasie? Myślisz nad skaryfikacją?
             - Szczerze to nie…
             - Kaya-chan, nie słuchaj tych debili! – zapiszczał Hizaki. Zbliżył się do przyjaciela i szepnął mu coś na ucho. Brunet spojrzał na niego radośnie, także zapiszczał, po czym zrzucił Kuboty i radośnie pobiegł za Hizakim w stronę zachodzącego słońca, zostawiając przy tym reklamówkę, z której wysypała się sałata i wiadro, wypełnione na oko kilogramem gwoździ.
            - Znaleźliśmy przestępcę? – zapytał Yuki.
            - Chyba tak. – odparł Kamijo.
            - Wracamy, czy idziemy się nawalić do nieprzytomności? – Teru przekrzywił głowę, patrząc na sałatę.
            - Możesz powtórzyć? – zdziwił się Masashi.
            - Idziemy się nawalić.
Reszta potraktowała to jak rozkaz. Odwrócili się za siebie, poprawili fryzury i niczym Odlotowe Agentki ruszyli na podbój okolicznych barów. W stuprocentowym spełnieniu. Brak Hizakiego równa się bezpieczeńs… Prawdziwe laski! Kamijo miał już dosyć tych z niespodzianką pod spódnicą.
             - Teru? – zaczął wokalista.
             - Tak?
             - Zarzuć bita…
             - „ Jebać blachary, co się nie chcą jebać...”

__________

Stęskniłam się! Nie było mnie chyba najdłużej jak dotąd, za co przepraszam, bo obiecałam więcej. No i wyszło jak zwykle...
Zastój weny, brak czasu i internetu, takie czynniki.
I boję się wstawiać tą notkę XD

Teraz tak jak parę(może naście) wpisów temu proszę o pomoc.
Proszę o taki durny zlepek wyrazów. Coś jak...

kisiel, szczotka, łóżko, dywan, latanie

Zasady są proste. Żadnych imion, tylko rzeczowniki i czasowniki. To jakoś... No, to działa! 




   Plus zauważam u siebie objawy fetyszu spożywczego. Kaoru, Mia, Kaya... To zaraza. 
          

4 komentarze:

  1. Good job!
    Wena chyba Ci dopisuje ^-^
    Przez długie siedzenie na tumblr często oglądałam zdjęcia Mejibray. Pomyślałam, że wyglądają jak fajny zespół. Ogarnęłam ich muzykę i stwierdziłam, że to nie jest fajny zespół - to świetny zespół.
    Poczułam potrzebę przeczytania Twoich opowiadań z ich udziałem jeszcze raz.
    Hmm, mój durny zlepek wyrazów raczej nie pomoże, ale żeby nie mieć wyrzutów sumienia - horror, czarownice, lakier do paznokci, mango, tajemnicza skrzynia.
    Eh, zawsze jak czytam swoje stare komentarze, to mam wrażenie, że piszę straszne głupoty >.<
    Btw. właśnie ogarnęłam, że powiększyłaś Psychiatryk. Lecę to ogarnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, jak zwykle pierwsza ^^
      Trochę jednak pomógł ten zlepek ;)
      Jakie tam głupoty, nie głupoty, no co ty! (nie czuję, że rymuję)
      Z Psychiatrykiem wyszło zabawnie, bo zalegało mi to od dawna. Zapomniałam po prostu ich dodać do zakładki xD

      Usuń
  2. Koroooo~! Weź rusz dupę i coś dodaj kolejnego :< nudno tutaj się zrobiło, wydaje mi się że wcześniej rozdziały były szybciej dodawane :c Zaczęłam czytać od wczoraj, najbardziej lubię Gazety, szkoda że nie ma z nimi więcej notek. Życzę weny i szybszego tępa dodawania rozdziałów c'';
    ~Milena ^^
    O i sorry że z anonima ;c

    OdpowiedzUsuń
  3. Saggie i jej wyrażanie opinii, bardzo nie na poziomie powraca.
    Sam wstęp mnie tak urzekł, że czytałam go kilka razy. Jest po prostu piękny.
    Zamach na bagietki tak mną wstrząsnął, że parsknęłam dzikim śmiechem, aż brat na mnie dziwnie spojrzał.
    To samo z ,,zamachem'' na życie Mii.
    Scena w składziku też mnie rozwaliła, przepisałam ją koleżance pogrążonej w głębokiej depresji i wysłałam, to mnie oskarżyła o wysyłanie fragmentów jakiś hardów. Tfu, tfu. Bardzo współczuję temu kotu, czymże on zawinił? Uwielbiam militarną wersję Versalek, na podstawie tego nawet pisałam RP z inną koleżanką, bez obaw, nigdzie tego nie publikujemy, bo to nie nasz pomysł, a prawa autorskie trzeba szanować.
    Tak, wiem, że zbytnio się rozpisuję, ale mam tak jakoś od... *liczy na palcach, po chwili brakuje jej palców* ...od zawsze.
    Kiedy przeczytałam moment z Gangiem Albanii to miałam na twarzy wypisane ,,O mój Boże, nawet TUUU?!''
    Ale mimo skrajnego przerażenia, się śmiałam.
    ,,Niespodzianka pod spódniczką'' - hahahahahahkjdhkjwhdkjhwgaghahahahahjkjdlkhwkjhwhhahahahahjkkwjhhahahhahahahaha - mniej więcej tak mogłam zabrzmieć. Okay, czuję, że za dużo powiedziałam. Saggie, starczy. Zaczynam sama się upominać, coś ze mną nie tak?... No, aha, słowa!
    Cthulhu (to nie imię, nie, nie. To CZYSTE ZŁO) , dzicy wyznawcy, bluźnierstwo, posążek, nekromancja.
    Przepraszam, ale czytałam za dużo Lovecrafta i prawie o niczym innym teraz nie myślę.
    I dałam sobie zakaz na używanie emotikon, fajnie, prawda?
    Okay, kończę ten wywód i życzę weny~!

    OdpowiedzUsuń

Skoro już to czytasz, może byłoby warto coś po sobie zostawić? :D