sobota, 11 lipca 2015

SPA

„SPA
         Spółka Popierdolonych Artystów”

W ofercie
v  Masash z peelingiem cukrowym
v  ManiTeru i PediTeru
v  Hizakupunktura
v  Deyukipilacja
v  Kamijąpiel błotna
Gwarantujemy stuprocentowe zadowolenie!

    
         Kyo spojrzał na ulotkę daną mu przez jakiegoś dzikiego transwestytę. Popatrzył na nią na wszystkie możliwe sposoby próbując znaleźć związek między usługami SPA a militarną szatą graficzną reklamy. Rzucił okiem w stronę mężczyzny, który nie przejmując się, że był w spódniczce ostentacyjnie drapał się po jajach. Prosta grzywka, długie, jasne i kręcone włosy, sztuczne rzęsy, mocno umalowane oczy i… jedno oko, które zaglądało człowiekowi do duszy, telepiąc się niezależnie od drugiego, raz na prawo, raz na lewo, niczym tabun pijanych gości na weselu. Do tego należy dodać skarpetkę wystającą zza dekoltu i umięśnione ramiona. Odwrócił świstek gładkiego papieru. Na odwrocie widniał wielki napis wytłuszczonym drukiem, przyozdobiony różowym moro.

           Dla pierwszych klientów -90%!

Brzmiało kusząco. Prawdopodobnie właśnie to skłoniło wokalistę do wciśnięcia ulotki do portfela, pomiędzy prezerwatywę, a zdjęcie Die z podstawówki. Wsiadł do autobusu i pojechał na rutynową próbę. Kiedy wszedł do środka, prawie od razu zaatakował wszystkich świeżą informacją.
         - Zabieram was w fajne miejsce dzisiaj po próbie. – oświadczył bez powitania.
         - Idziemy do burdelu? – Die wyjrzał zza fotela.
         - Idziemy do piekarni! – Kaoru uderzył czerwonowłosego Antoinette v37 w głowę.
         - Nie… i nie. Z kim ja żyję… - wokalista przeczesał włosy ręką i odstawił torbę na stół. Shinya chwilę później brutalnie go podciął i cisnął w niego torbą.
         - Nie widzisz, do cholery, że to umyłem?! – zapiszczał i pochylił się nad Kyo. Zaraz jednak zgiął się jeszcze bardziej, sycząc z bólu i upadł obok.
         - Oczy Ważki! – ucieszył się Toshiya. Wzrok wszystkich członków zespołu powędrował na trzymającego się za krocze perkusistę.
         - Czy ty mu właśnie zgniotłeś… - zapytał Kaoru.
         - Tak! – zawołał uradowany basista. – Zrobiłem mu Oczy Ważki.
         - Oczy Ważki? A czemu tak? – zdziwił się lider.
         - Bo ciągniesz za genitalia, a ofierze oczy wychodzą jak ważce. – wyjaśnił Toshiya.
Zapadła całkowita cisza. Oczy Ważki były idealnym zwieńczeniem całej głupoty tworzącej wówczas Dir en Grey. – Przy Skorpionie ukręcasz, a przy Słoniu zgniatasz.
Shinya z furią podniósł się i chwycił basistę za genitalia, wykręcając dłoń o trzysta sześćdziesiąt stopni. Toshiya jęknął i runął na podłogę.
        - Możecie się przestać obmacywać? – zaproponował Kaoru, odgryzając kawałek bagietki.

***

Kaoru, Die, Toshiya i Shinya szli gęsiego za Kyo, szukającym adresu z ulotki. Skręcił w stronę oliwkowego pawilonu. Stał przed nim niewielki czołg, terenowy samochód i kilka wojskowych skrzyń. Nad blaszanymi drzwiami zawieszony był wielki, czarno-biały szyld z napisem „SPA”.
Poniżej, drobnym maczkiem zapisano rozwinięcie skrótu.
„Spółka Popierdolonych Artystów”
          - SPA? Zabrałeś nas do SPA? – zapytał lider, łapiąc Kyo za ramię.
          - Przyda się nam trochę relaksu, nie? – uśmiechnął się. Reszta już szarżowała do środka.
          - A czy to nie jest… pedalskie? – skrzywił się Kaoru.
          - A czy łapanie się nawzajem za jaja jest mniej pedalskie? Czy posiadanie pełnej szafy kosmetyków do włosów jest mniej pedalskie? – wokalista uśmiechnął się pobłażliwie i wszedł do środka. Kaoru wzruszył ramionami i poszedł za nim. Przywitała ich uśmiechnięta recepcjonis…ta. Tego faceta Kyo doskonale kojarzył. Uśmiechał się do nich, zdejmując nogi ze stołu i układając spódniczkę tak, by nie wystawał spod niej materiał bokserek.
          - Dzień dobry! – przywitał się, odsuwając od siebie witającego się Shinyę. – Widzę, że szanowny Kyo nie zbagatelizował sprawy. – wyszczerzył się.
          - Dzień do… Chwila. Skąd znasz moje imię?
          - Jak to, skąd? Ciebie na ulicy nie poznać? Ja jestem Hizaki.

         - Ten Hizaki? Rany boskie, na zdjęciach wyglądasz ładniej. – Kyo przeczesał włosy palcami. Shinya spiorunował go wzrokiem. Wiedział, że się znali, ale nie spodziewał się, że i on pozna gitarzystę.
         - Dlaczego założyliście to… - zaczął Kaoru, jednak Hizaki uciszył go lufą kałasznikowa przyłożoną do czoła.
         - Nie czas na rozmowy. – syknął. – Jestem w pracy. Dajcie mi pracować. – urwał.
– BACZNOŚĆ! – krzyknął nagle, prostując się. Pięciu mężczyzn odruchowo podskoczyło i poszło w ślady księżniczki. – Pokryj, wyrównaj. – dodał. W tej chwili zza niego wyłonił się uśmiechnięty Kamijo. Położył Hizakiemu rękę na ramieniu. Ten jednak zamachnął się do tyłu, uderzył go w twarz, odwrócił się i zakładając dźwignię na rękę, powalił.
         - Jeszcze jeden taki numer i będziesz musiał sobie nastawiać szczękę! – ryknął długowłosy.
         - No już, dobrze… Nie męcz tak naszych jedynych klientów. – powiedział cicho, podnosząc się. – Witam, witam, a kogo my tu mamy? – ucieszył się.
         - Pracuj, głąbie! Na pogaduszki przyjdzie pora!
         - No dobrze. – Kaoru usiadł na jednej ze skrzyń przy stole i przyjrzał się ulotce. – Ja bym skorzystał z „Kamijąpieli błotnej”. – stwierdził po krótkim namyśle.
         - A ja z „Deyukipilacji”. – stwierdził Die, spoglądając liderowi przez ramię. Hizaki popatrzył się na niego, przekrzywiając głowę. – No co? Trzeba jakoś wyglądać w bikini.
         - Pedał. – długowłosy wzruszył ramionami i podciągnął wyżej spódniczkę.
         - Czuję, że „Masash” jest dla mnie. – oświadczył Toshiya.
         - Mnie się podoba „ManiTeru i PediTeru”. – perkusista wskazał palcem na ulotkę.
         - Pedał. – podsumował go Hizaki, skrobiąc blat stołu czerwonym tipsem. – O, Kyo! Idziesz do mnie na akupunkturę! – ucieszył się. Kyo przeklinał w tym momencie całe swoje życie.
          - Welcome to Versailles… - Kamijo skłonił się i teatralnym gestem zaprosił gości na salony.

***

          - Ciao! – przywitał się srebrzysto włosy i podbiegł do Shinyi. Złapał go za ręce i obejrzał paznokcie. Pociągnął go na krzesło, nalał wody do masażera stóp i usiadł po przeciwnej stronie stolika.
          - Co u ciebie? – zapytał rozpromieniony, umieszczając dłonie perkusisty w małej miseczce.
        - Nic specjalnego, Kaoru biega z bagietkami jak dawniej.
        - Bardzo was Hizaki męczył?
        - Nie… Tak. Nie wiem w zasadzie. – Shinya zastanowił się przez chwilę, po czym skierował wzrok za okno. Teru nucąc jakiś kawałek Kyary Pamyu Pamyu zaczął zajmować się tym, czym miał się zajmować. Po godzinie paznokcie blondyna przyozdobione były różowymi delfinkami na niebieskim tle. Spojrzał na nie, po czym przeniósł wzrok na zadowolonego Teru.
        - Hybryda. Nie zmyjesz za szybko. – rozpromienił się gitarzysta. Chwilę później leżał na podłodze cierpiąc na Oczy Ważki.

***

        - Witaj, Die! Co kosimy? – zaszczebiotał Yuki, uśmiechając się od ucha do ucha.
        - Wszystko co się da!
Uśmiech Yukiego nieznacznie zmalał, co nie uszło uwadze gitarzysty.
        - Mówiłem, że co się da. Chcę zachować resztki godności.
        - Stary. Jesteś tu. Nie masz już godności. – oświadczył poważnym tonem Yuki i zaczął przygotowywać plastry z woskiem. – Teoretycznie rzecz biorąc, po wizycie w SPA żaden z nas nie jest już stuprocentowym facetem. – przeszedł koło okna. Nagle zza rzeczonego okna wyłoniła się muskularna ręka i przydusiła perkusistę.
       - Chyba wy. – Hizaki wyjrzał spod parapetu i otrzepał perfekcyjnie zakręcone włosy z nasion trawy. Poprawił spódniczkę i popatrzył na zaskoczonego perkusistę. – Ja się czuję jak prawdziwy ogier. – mruknął.
       - Chyba ogr! – krzyknął Kamijo z pokoju obok, machając do blondyna.
Yuki powoli zamknął okno i przekręcił klucz w drzwiach.
        - On jest wszędzie. – odetchnął. Rozmieszał wosk i rozłożył plastry na blacie przy fotelu, na którym siedział Daisuke. – Rozbieraj się.
Kiedy Die zrobił, co szatyn mu kazał, plastry w mik pokryły całe jego ciało.
Później było słychać już tylko pisk.

***


Wrzeszczenie gitarzysty Dir en Grey obudziło Masashiego, który poświęcał swój czas popołudniowej drzemce. Rozejrzał się po gabinecie. Wszystko było tak oczojebnie różowe, że basista nie za bardzo wiedział jak funkcjonować. W imię przegranego zakładu musiał nosić lateksowy, opinający kostium w panterkę. Nie łamał rozkazu, gdyż założył się z samą księżniczką o to, kto potrafi beknąć dłużej. A księżniczki nigdy nie przegrywają. Świadczył o tym także wystrój gabinetu. W zakupionym pawilonie znajdowało się pięć sal połączonych przedpokojem. Kiedy trzy normalne zostały w mgnieniu oka zarezerwowane przez Kamijo, Teru i Yukiego została jedna różowa, a druga przypominająca swoim charakterem salę tortur. Oczywiście, że Hizaki zapragnął zakładu. Masashi także nie był przeciwny, gdyż uważał, że uda mu się wypierdzieć dzwonek Nokii i zagnie tym gitarzystę. Długowłosy był jednak nie do złamania i uraczył zmysł węchu i słuchu Masashiego wypierdzianym „The Revenant Choir”.
Swojemu wyczynowi zawdzięczał możliwość dodatkowej stylizacji salonu Masashiego i oczywiście własnego. Jeżeli chodzi o gabinet masażysty, to Hizaki zdecydował się na zastosowanie wściekłych odcieni różu, piórek i jednorożców. Basista nie dawał za wygraną w dziedzinie stroju i codziennie przychodził do nowej pracy w kreacji scenicznej. Dlatego właśnie strój był przedmiotem następnego zakładu. Teraz Hizaki był w pełni usatysfakcjonowany.
          - Toshiya? Ty tu? – zdziwił się Miwa, poprawiając nogawkę silikonowego kombinezonu.
          - Tak, ja tu. Kyo znalazł ulo… Masashi, a cóż to za taktyczne wdzianko? – parsknął śmiechem Toshiya.
           - Nie podoba się? To dobrze, bo mi też nie. – wymamrotał wyższy. – Rozbieraj się, nakładaj papierowe gacie i leżeć. – polecił. Toshiya posłusznie wykonał wszystkie czynności, a Masashi zaczął rozprowadzać na jego skórze drobnoziarnisty kosmetyk. Mężczyzna w pozycji horyzontalnej przymknął oczy i westchnął zrelaksowany.
           - Nadajesz się… Przez Hizakiego tu jesteś?
           - Tak. Czynię swoją powinność w stroju dzikiej pantery przez tego udręczonego jełopa.
Tu z szafy wyskoczył udręczony jełop.
           - No proszę. Obgadujecie mnie na zmianę. – długowłosy zakręcił batem w powietrzu, po czym strzelił z niego wprost w Masashiego. – Tresowane zwierzęta są posłuszne. – uśmiechnął się i wyszedł, zostawiając basistę z wyzwiskami uparcie cisnącymi mu się na usta.

***

           - Kaoru, bagietki nie potrzebują kąpieli błotnych! – jęknął Kamijo, zatrzymując kolegę przed wielką balią z błotem.
         - Pozwę was o rasizm. Dlaczego Antoinette nie może tu wejść? Bo co? Bo zanieczyści błoto? A co, przepraszam, drugi człowiek to już może, nie?
          - Antoinette… Jest bułką. – wokalista przeczesał włosy z rezygnacją. Przymknął oczy, próbując opanować nerwy spowodowane własną bezsilnością i bezradnością w zaistniałej sytuacji.
           - I dlatego każdy ją dyskryminuje? Nie może iść na basen, do kina, SPA tylko dlatego, że jest bułką? Pierdolę takie życie! – krzyczał lider Diru.
Kamijo westchnął głośno. Nie wiedział już jak przetłumaczyć Kaoru, że pod chrupiącą skórką nie ma absolutnie nic poza jasnym miękiszem.
           - Wchodź już z tym, jak cię to zadowoli… Nie mam już siły… - jęknął.
           - NIE TRAKTUJ JEJ PRZEDMIOTOWO!
           - Cicho… Właź z nią do tej wanny i bądź cicho. – blondyn wywrócił oczami. Gitarzysta wyjątkowo posłuchał go i od razu wykonał polecenie. Kamijo dumny z przynajmniej częściowego zwycięstwa zabrał się za korektę tekstów w pokoju obok. Kilka minut później usłyszał wołanie Kaoru. Potraktował je poważnie dopiero po upływie dziesięciu minut. Zwlókł się z fotela i zajrzał do salki z wanną.
           - No co?
           - Już za późno… Antoinette bardzo chciało się do toalety… - Kamijo wytrzeszczył oczy. – No i chyba zrobiła kupę. – gitarzysta zrobił minę niewinnego kociątka.
           - Czy ja ci, kretynie, nie mówiłem, że to błoto jest wielokrotnego użytku?! – wrzasnął wokalista.

***
           Siedząc pod drzwiami gabinetu Hizakiego i czekając na niego, Kyo przychodziły na myśl straszne rzeczy. Zaczął obgryzać sobie nadgarstek, gdy zobaczył, że zabrakło mu paznokci. W końcu akupunktura wiąże się z pewnego rodzaju bólem, a Hizaki był jego wcieleniem. Pseudonim „Hizaki” można było tłumaczyć jako ucieleśnienie bólu.
           - Dlaczego obrabiasz sobie ręce? – zapytała długowłosa istota siedząca obok Kyo. Niższy podskoczył z piskiem i odsunął się od gitarzysty. „Czyli zaraz się zacznie…” pomyślał. – Zapraszam cię do środka. – jasnowłosy uśmiechnął się szatańsko i uchylił przed Kyo pancerne, ciężkie drzwi. Wokalista na drżących nogach powstał i niepewnie wszedł do środka. Kiedy jarzeniówki zawieszone na ciężkich, tłukących się o siebie łańcuchach rozbłysły białym, nadzwyczaj intensywnym światłem przeraził się nie na żarty. Pierwszym, co rzucało się w oczy była żelazna dziewica stojąca na podwyższeniu w centrum gabinetu. Dookoła znajdowały się jedynie metalowe skrzynie z przyrządami do mordowania akupunktury. Wykonał pierwszy krok.
            - Czuję się jak w jakimś niskobudżetowym horrorze. – stwierdził.
            - Spokojnie, nie pracuję nad modyfikacją kodów genetycznych jadowitych pająków, szarańczy, nie hoduję rekina ośmiornicy ani morderczych pomidorów. Sushi też nie robię.* - zapewnił Hizaki, ciepło się uśmiechając. o dziwo. Ciepły uśmiech w jego przypadku zwykle kojarzył się z rozpaloną do czerwoności podkową odciśniętą na twarzy delikwenta. Tym razem jednak to na twarzy królewny widniał najprawdziwszy wyraz emocji bez cienia złośliwości. Być może można było w nim tylko odnaleźć cień kpiny, ale widoczny był postęp. Otóż gitarzysta pierwszy raz od dawna nie wyglądał, jakby chciał kogoś zabić. Podszedł do żelaznej dziewicy, pociągnął za niewielką dźwignię. Narzędzie tortur rozsunęło się, ukazując wyściełane miękkim skajem wnętrze.
            - Siadaj. – polecił mężczyzna w spódniczce, ściągając marynarkę.
            Kyo wcale, a wcale nie spodziewał się takich pozytywnych wrażeń. Musiał przyznać, że gitarzysta naprawdę znał się na rzeczy i sprawił mu tylko tyle bólu ile było konieczne, a może i nawet mniej. Kiedy wyjął mu już wszystkie igły, czy jak to tam zwą, odszedł i sięgnął po coś do skrzyni. Odwrócił się i rzucił w stronę Kyo jakiś przedmiot. Wokalista złapał go, czując rozlewający się po wewnętrznych stronach dłoni ból.
             - Naciąłeś się! -  roześmiał się Hizaki, zadowolony, że udało mu się wykorzystać nabyte odruchy drugiej osoby do swojego kanonicznego już żartu z rzucaniem kaktusa.  – Akupunktura, dziwko! – śmiał się demonicznie. Kyo cisnął w niego kaktusem i opuścił gabinet. Tak właśnie kończą się wizyty w przypadkowych, niesprawdzonych miejscach.
            Nigdy więcej – powiedział sobie w duchu


_______________________________________

 Jestem z powrotem, przeżyłam!
Masa inspiracji. Byłam jedna na 30 chłopa. Od razu mówię, że samo opowiadanie już zawiera wiele rzeczy, które zdarzyły się na tej patoli zwanej obozem. Jak na mnie, to nie było mnie dość długo... Postaram się to wynagrodzić. Ale nie obiecuję niczego, bo jak zaczynam obiecywać to zawsze coś wypada.
Kogo zamknąć w psychiatryku w następnej kolejności? Mamy już Hizasia i Kaoru. Kandydatów jest masa. 


A, oczywiście. Zapomniałam, nah.
Dziękuję za życzenia odnośnie miłych wakacji :D
Saggie, mam nadzieję że czekoladki smakowały :)


8 komentarzy:

  1. Przeczytałam wczoraj, lecz piszę tak późno, bo sprzęt mi nawalił >.<
    Wspaniały powrót. Ah, jesteś chyba jedyną autorką (z tych, które znam), która dotrzymuje obietnic :3
    Jak zawsze hilarystyczne dialogi (istnieje takie słowo?), ciekawy pomysł.
    Skoro masa inspiracji, to czekamy (≧ ∀ ≦)
    Pytasz kogo zamknąć, może Teru?
    Btw, jak było na wakacjach? Na jakim obozie byłaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dotrzymuję obietnic? A ja właśnie mam troszkę takie pretensje do siebie, że nie '-' Staram się jak mogę i skoro z twojego punktu widzenia jest dobrze to... Dobrze! :D
      Teru, Teru... Wiesz, w psychiatryku zamykam parami. Myślę, że z Kaiem w pokoiku będzie mu dobrze xD

      Byłam na obozie militarnym ASG. Yep, zamiłowanie pewnego rodzaju. Dlatego byłam jedyną dziewczyną, ale i tak było świetnie. Gdyby było więcej dziewczyn, nie sądzę, że byłoby tyle chorych wydarzeń, które przyniosły ze sobą dosyć spory plik z pomysłami na następne notki. Obóz polegał na...
      1. Zapieprzaj na rozruchu od 6:30
      2. Zapieprzaj na blok poranny (wyczerpujący, samoobrona, ewentualnie wyjście na całodniowe strzelanki)
      3. Zapieprzaj na blok popołudniowy (strzelanki, survival, liny)
      4. Zapieprzaj na blok wieczorny (czasem mega męczący, jak bieg 7 km, czasem np. film)
      Wszystko z byłymi wojskowymi. Szczerze polecam, jeśli chcesz schudnąć w dziesięć dni XD I najeść się weny, o tak.

      Usuń
    2. No wiesz, obiecałaś, że po 10 coś będzie i wrzuciłaś opowiadanie już następnego dnia ;)
      Świetny pomysł z Kaiem ♥
      Kurczę, gdybym miała z kim jechać na obóz, to pojechałabym na takie coś ;) Brzmi niesamowicie, moje klimaty.

      Usuń
    3. Możesz jechać ze mną za rok! :D

      Usuń
    4. Dla mnie świetnie ;)
      Wątpię tylko, żebyś ze mną wytrzymała ;3

      Usuń
  2. Hahahahahahahaha, świetne XD
    Aga powraca i dalej będzie komentowała z anonima :D
    ~Aga <3

    OdpowiedzUsuń
  3. To było cudowne XD Dawno się tak nie uśmiałam. XD Kocham to rozwinięcie skrótu SPA i Twój opis oka Księżniczki.
    I bagietkę. Przepraszam, nie będę jej traktować przedmiotowo; I Antoinette. <3
    I te rozmowy, i sytuacje. Wszystko jest po prostu jak zawsze pomysłowe i prześmieszne ;D
    Moim zdaniem, ten blog to najlepszy blog z j-rockowymi opowiadaniami w całym internecie.
    Nie ma ani Mary Sue, ani yaoi, tylko humor w czystej postaci, lepiej być nie mogło <3
    A czekoladki smakowały, co prawda układałam na kartce z liczbami kawałki milki oreo, ale atmosfera oczekiwania jak na gwiazdkę. ;D
    I tylko trochę rodzinka mi to popsuła, bo 11-stego prawie w ogóle mnie nie było w domu, a co za tym idzie - przy komputerze.
    Za to przeczytałam wczoraj i siedziałam w niemym zachwycie, więc dopiero dziś komentuję. ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, ty tak serio z czekoladkami xD
      I dziękuję! Aż mam kolejny napęd na dodanie jak najszybciej notki :)

      Usuń

Skoro już to czytasz, może byłoby warto coś po sobie zostawić? :D