poniedziałek, 30 maja 2016

Jurrasic Park #2

Druga część wita. Hewenajsdej ^^

-----------------------------------------------------


       Spokojnie dotychczas wyglądającym Parkiem Jurajskim wstrząsnął dziki skowyt. Masashi zapiszczał i kolejny już raz wskoczył na ręce Kamijo. Tym razem wokalista przewrócił się, nie wytrzymując ciężaru basisty.
          - Masashi, ty pipo!
          - Słyszałeś to?! – odparł oburzony czarnowłosy, podnosząc się i kuląc pod ścianą.
          - Osobiście – zaczął Teru – uważam, że każde stworzenie zasługuje na byt. Powinniśmy mu pomóc zanim będzie za późno.
          - No proszę, jednak trochę ci go szkoda? – wokalista uniósł brew pytająco.
          - Hizakiego? – prychnął białowłosy - Absolutnie. Mówiłem raczej o tym biednym pterodaktylu. Dlatego nie panikuj, gruby. Przeżyłeś już gorsze rzeczy niż ryk jakiegoś gada.
          - Przeżyłem dużo ryków jednego gada.
          - Otóż to.
          - Musimy po niego iść? – zapytał Yuki – Tak jest dobrze, cicho, spokojnie i nikt mi nie żłopie wódki.
          - TO ON? – zdziwiła się chórem cała pozostała trójka.
          - No… Wór bez dna. Pamiętacie jak byliśmy w Rosji i…
          - Kamijo skończył w szpitalu, ja na wytrzeźwieniówce, Masashi przy kiblu, a Hizaki kąpał się z Ruskimi nago w przerębli. Pamiętamy.
Wokalista wzdrygnął się na dramatyczne wspomnienie.
          - Ale to przecież nasz przyjaciel… - stwierdził pokrótce basista.
          - Przyjaciel… Kat, dzieciaczki, kat!
          - Tobie powinno zależeć, tylko on potrafi nastroić ci gitarę. – skomentował Kamijo.
          - Cholera, miał wam nie mówić…
          - Nam nie powiedział, na Twitterze było. – mruknął Yuki. Teru spąsowiał i spuścił głowę, postanawiając że nie pokaże się już nigdy fanom. Nigdy. Choćby… No dobrze, tylko Hizaki był w stanie go do tego nakłonić.
Po chwili do pokoju wparował Gackt ze strzelbą.
          - Gdzie jest mój kochany przyjaciel? – rozejrzał się radośnie.
          - Tu jest problem. Porwany. – odparł Teru.
          - Boże, przez kogo?! – przeraził się właściciel parku.
          - Wydaje się nam że to pterodaktyl…
          - Pytam kto go porwał, wiem, że to pterodaktyl. I gdzie, do cholery, jest Hizaki?
          - Znaczy… Miałem na myśli, że to Hizakiego porwał pterodaktyl.
          - Na rany Chrystusa, przecież on go zabije!
Masashi od nowa zaczął zanosić się płaczem. Tym razem Gackt usiadł obok niego i zaczął płakać razem z nim.
         - A tak kochałem Pusię… - zawył. Basista odsunął się od niego i wpatrywał się w starszego jak wryty. – Hizaki zrobi jej krzywdę! Musimy iść! – oświadczył.
Kamijo popatrzył na Yukiego. Obaj totalnie nie wiedzieli kogo mają ratować. Wiedzieli jednak, że muszą gdzieś iść. W podobnej sytuacji byli Masashi i Teru.
Około godziny później wyruszyli w drogę.


W tym samym czasie, gdzieś cholernie daleko…

Blondyn przestał w końcu się drzeć, kiedy tylko pterodaktyl odstawił go na stabilną powierzchnię. Otrzepał rękawy bluzy z liści, jakie przyczepiały się do niego, gdy dinozaur zabawowo uderzał nim o gałęzie. Popatrzył z wściekłością na większego od siebie gada.
           - Zadowolony z siebie jesteś?! I na co ci ja? Zeżresz mnie, czy zostawisz tu samego, co? – wrzeszczał. Był zły na to łuskowate stworzenie. Zabrało go bez śniadania z domu, po czym zupełnie bez szacunku rzuciło do jakiegoś dziwnego kosza.
Kosza… Kosz…
Czy to było jego gniazdo?
Hizaki zaklął w myślach.
          - Czy ty wiesz, kim ja jestem?! Mógłbym kupić ciebie całego łącznie z tą zakichaną dżunglą. Trochę szacunku.
Pterodaktyl przekrzywił głowę, po czym odwrócił się i odleciał w dół. Gitarzysta usiadł w gnieździe i skrzyżował ręce na ramionach. Te wszystkie historie nadawały się do jakiegoś niskobudżetowego, komercyjnego programu o ludzkich problemach. Miał już dosyć takiego  życia. Najchętniej znalazłby sobie jakąś kobietę i wyjechał razem z nią na Hawaje.
Nagle centralnie przed nim wylądowała wielka, włochata locha z nadgryzionym gardłem.
Spadłaś mi z nieba, pomyślał. Westchnął ciężko i spojrzał na wpatrującego się w niego z krawędzi gniazda dinozaura. Zdał sobie sprawę, że póki nie zmieni wizerunku, jego życie nie ulegnie żadnej zmianie. Patrzył to na zabitą świnię, to na pterodaktyla. Nie miał pojęcia co zrobić.
           - No i co? Mam to zjeść niby? – prychnął. Popatrzył na wytrzeszczone w grymasie przerażenia oczy martwego zwierzęcia, przy czym sam się skrzywił, i odwrócił głowę, spoglądając na zielone szczyty drzew.
Nie mdlej, Hizaki.
Podskoczył, kiedy usłyszał za sobą jakiś rumor. Pterodaktyl pochłaniał właśnie posiłek. 
***

           - Czy naprawdę to musi być tak zarośnięte? W ogóle nie dbasz o ten swój park. – fuknął Teru, podnosząc swoje chude nogi wytrwale, by nie utknęły w  trawie. Patrząc na gitarzystę można było pomyśleć, że zdmuchnie go pierwszy lżejszy wiatr. Powłoka odleci niczym przebity balonik, a kości z głuchym stukotem opadną na ziemię. W jednej chwili zza ogrodzenia dobiegł ich czyjś śpiew.

Zakosiłem czarny ciągnik
Zakosiłem czarny ciągnik
SIEDEM JEDEN MA DO SETKI!
Gackt rzucił kamieniem w stronę palisady. Poczerwieniał ze złości
          - Masz odpowiedź. – syknął. Białowłosy wolał nie zadawać więcej pytań.
          - Po co miałby kosić trawę? Tu żyją dinozaury, debilu.
          - Teraz już dinozaury i Hizaki.
          - Jeden gwizd. Gady.
Szli tak dosyć długo, rozmawiając o byle czym. W pewnym momencie Gackt stanął i uniósł dłoń, każąc wszystkim zrobić to samo. Zrobiło się cicho. Jedynie w krzakach coś zaszeleściło. Wszyscy zwrócili głowy w kierunku, z którego dochodził dźwięk. Nagle na ziemię upadło pół bagietki. Gackt odsunął się od miejsca, z którego mogło wyskoczyć potencjalne zagrożenie.
           - Co to może być za dinozaur? – zapytał Kamijo szeptem.
           - Nie mam pojęcia… - odparł Gackt. Teru znudzony kucaniem usiadł na trawie.
           - Pewnie to nic specjalnego a szykujecie się jakbyście znaleźli jakiegoś smoka. – prychnął. Oparł się o drzewo.
           - Cśśśśś! – odezwało się drzewo. Teru popatrzył do góry i omal nie dostał zawału. Krzyknął przenikliwie, łamiąc chyba wszystkie zasady dotyczące zachowania w tym miejscu.
Z zarośli wypadł długowłosy, brodaty mężczyzna w berecie.
           - Wiedziałem, że tu jesteście! – krzyknał, podnosząc z ziemii bagietkę. Rozejrzał się wokół. – Na wszystkie moje croissanty, co tu robicie? I gdzie macie tego nieziemskiego stwora? – zapytał przybysz z przerażeniem.
Masashi już prawie płakał z nerwów.
           - C-co to za gatunek…? - zapytał, wyglądając przez palce dłoni, którymi przed chwilą zasłonił twarz.
           - To tylko Kaoru. – uspokoił wszystkich Kamijo, patrząc z niepewnością na szatyna. – Co tu robisz?
           - Układam sobie życie. – odwarknął. – Widzieliście gdzieś resztę mojego zespołu?
           - Nie.
           - D-d-d-d-d… - jąkał się Teru. Wszyscy przyglądali mu się ze zdziwieniem.
            - Co?
            - D-d-dinozaur! – pisnął i wycofał się w stronę Masashiego, piszczeć razem z przyjacielem.
            - Nie dinozaur, tylko Kyo na Toshim. – bąknął Kaoru. Podniósł z ziemi jakiś pniak i cisnął nim w obiekt, który jęknął boleśnie, po czym skróciwszy się o połowę głucho rąbnął o ziemię. – Die, Shinya, do cholery!
W pewnej chwili poruszył się wielki czerwony kwiat, który okazał się być włosami gitarzysty oraz jego liście, pod którymi chował się perkusista.
           - Czy ja naprawdę wyglądam na dinozaura? – Kyo pokazał się Teru w całej swojej półtorametrowej osobie.
            - Chyba n-nie…
            - Z twarzy trochę… - zauważył Masashi. Niski odpowiedział mu cichym warknięciem.
            - Okej, dlaczego tu jesteście? – zapytał Gackt zirytowany już tym wszystkim.
            - Oni chcieli iść na spacer. Wrzucili mi tu Antoinette, więc musiałem ją uratować. I trochę się zgubiliśmy… - wyjaśnił Kaoru.
Jeszcze przez chwilę Gackt burczał coś o zabezpieczeniach i dziurawym ogrodzeniu. Westchnął ciężko i policzył do dziesięciu. 

***

Hizaki nie mógł już tego wszystkiego znieść. Kiedy pterodaktyl przytargał mu kolejne martwe zwierzę, obryzgując przy okazji obfitą ilością krwi, jasnowłosy postanowił się stamtąd zmywać. Wyjrzał za gniazdo. Z jednej strony była przepaść, z drugiej… Skała. Przez cały czas mógł stąd wyjść. Zdawał sobie jednak sprawę, że nie zrobił tego ze względu na swój odwieczny idiotyzm. Wyszedł z gniazda i powędrował w dół góry po jej łagodniejszym stoku. Był naprawdę zdenerwowany. Już planował jak bardzo złoi skórę Kamijo za to, że tylko się przypatrywał całej scenie porwania. Przez kilka dni żywił się owocami, kąpał się w strumieniu, powodując tym samym, że żadne zwierzę nie było w stanie napić się z niego wody bez uszczerbku na zdrowiu. Woń ulubionych perfum na koszulce od dawna zakłócał odór zeschniętej krwi, potu i sam Bóg wie czego jeszcze, ale z pewnością było to gorsze niż to, czym zwykł pachnieć Hizaki gdy podczas urlopu zostawał sam w domu z meksykańskim żarciem i konsolą. Nie dało się wątpić w jego obecność w Królestwie Gadów. Zawsze było ją czuć w powietrzu – dosłownie dopiero z odległości dwustu metrów.
Już w chwili gdy pojawił się w niezależnym ekosystemie, nad puszczą zaczęła unosić się chmura totalitarnych rządów. Mógł być Panem tego miejsca, jednak Opatrzność miała dla niego inne plany.

          Zrezygnowana grupa poszukiwawcza właśnie urządzała sobie odpoczynek. Kamijo usiłował rozpalić ognisko pod dyktaturą Kaoru, który chciał opiec bagietkę, a Teru opowiadał Masashiemu bajki, by ten w końcu przestał jęczeć i trząść się jak galaretka. Nagle ziemia zadrżała. Na niebie widać było odlatujące pterodaktyle, obok nich zarośla przecinały różne gatunki roślino i mięsożernych stworzeń. Gackt zbladł.
          - Co się dzieje? – zapytał Yuki.
          - Król się zbliża… Tyrranosaurus Rex… - wyszeptał.
          - To ma takie małe łapki? – zapytał perkusista z podnieceniem w głosie.
          - …Tak. – starszy popatrzył na niego katem oka.
          - Ale super. Słyszeliście, że idzie tu tyranozaur?! – zwrócił się do Masashiego i Teru. Gitarzysta posłał mu karcące spojrzenie, kiedy Masashi zamknął oczy i ścisnął jasnowłosego jeszcze mocniej niż do tej pory. Z kamienia zaczęła ściekać strużka niezidentyfikowanej cieczy, co nie uszło uwadze Yukiego. Oprócz tego w powietrzu czuć było okrutny smród.
          - Masashi, czy ty…
          - Nic nie poradzę! – krzyknął rozpaczliwie brunet. – To tylko siusiu…
 Perkusista skrzywił się i pokłonił się Teru, który chyba się modlił, a przynajmniej tak wyglądał.
W pewnej chwili wielki i potężny Tyrranosaurus Rex z kwikiem minął obozowisko. Cała grupa oprócz Masashiego śledziła go wzrokiem. Zapadła cisza.
Zaszeleściły liście.
          - Hizaki! – ucieszył się Kamijo i skoczył między gałęzie i trawy, w kierunku, z którego wcześniej wszyscy uciekali. – Tak się o ciebie martwi…
Tylko tyle zdążył powiedzieć przed tym jak zaciął się z przerażenia.
Stał przed nim. Jego włosy przez krew i kąpiele w przypadkowych zbiornikach wodnych przybrały odcień rudości, nie mówiąc już o stopniu, w jakim były skołtunione. Na brudnej twarzy widniały ślady krwi, a podarta koszulka nadawała całości brutalnego charakteru. Dodatkowo mina Hizakiego mówiła sama za siebie i z pewnością nie było to wzruszenie, że ktoś w ogóle go szukał. Podszedł do Kamijo i spojrzał mu w oczy, wieńcząc tę chwilę znokautowaniem go przy użyciu głowy. Pociągnął go za nogi w stronę reszty.
           - I co, gałgany? Zadowoleni? Kim jestem?
 Zza drzewa dobiegł cichy szept.
          - H-hi-hizakim?
          - Królem dżungli, do cholery! Jazda do domu, mam ochotę na kebaba. – warknął i poszedł przed siebie. Kamijo podniósł głowę.
          - Hizaś! – odezwał się śpiewnie.
          - Czego?!
          - Do domu w drugą stronę…

           

2 komentarze:

  1. Dlaczego ja jeszcze nie skomentowałam? :')
    No nic, z małym (dużym) opóźnieniem przybywam żeby powiedzieć, że opko zwaliło mnie z nóg. Na szkolnej dyskotece z okazji dnia bachora podkradałam wi-fi i czytałam. Wzrok nauczycielek kiedy zaczęłam szaleńczo się śmiać - bezcenny. <3 Wiader weny, Koroś~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odzyskałam nadzieję, że mnie nie porzuciłaś <3
      Dziękuję!

      Usuń

Skoro już to czytasz, może byłoby warto coś po sobie zostawić? :D