środa, 4 maja 2016

Jurassic Park #1

A więc po blokadzie czasowej i twórczej wracam. Znacie to uczucie, kiedy wszystko co napiszecie okazuje się być do bani? Ja na szczęście już tego nie czuję, heh. Zamykam się już, miłego czytania. Mam nadzieję, że nie zwątpiliście, że wrócę i nadal tu jesteście. Pranie wznowione, miłego czytania ^^

Aha, wielkie dziękuję dla Syo za podrzucenie pomysłu. Serduszkuję z całego serduszka.   
- - - - - - - - - - - - 

          - Dobry wieczór państwu, dzisiaj mamy zaszczyt gościć w naszym studio  znany wszystkim zespół Versailles!
Rozległy się brawa publiczności, która zawsze była, ale nikt nie wiedział po co. Hizaki uśmiechał się, patrząc przed siebie. Teru kopnął go w kostkę, widząc, że lider siedzi w sposób, w jaki kreowana przez niego postać sceniczna nie powinna. Starszy posłusznie zarzucił nogę na nogę i wyprostował się, co wywołało u srebrzystowłosego uśmiech triumfu. Blondyn westchnął, przymykając na chwilę oczy.
       - A więc niedługo wychodzi nowy album! Co będzie jego główną myślą przewodnią?
       - Dziczyzna… - wymamrotał Hizaki. Reszta z wymalowaną na twarzach konsternacją, jak na jakiś znak skierowała spojrzenia w jego stronę.
       - Wczoraj mieliśmy małe spotkanie towarzyskie, jest w dosyć kiepskim stanie…
       - Ty zaraz będziesz w gorszym. – naburmuszony gitarzysta trącił perkusistę czubkiem buta. – Motywem przewodnim jest… Jest… No… Wolność, tak, wolność. Wie pan, ta dzika, młodzieńcza wolność. Chcieliśmy tchnąć trochę życia w nasze kawałki, dlatego następny teledysk nagramy w dżungli. – uśmiechnął się zadowolony z siebie.
        - W dżungli?! – zdziwiła się pozostała czwórka.
        - To jest na żywo, bęcwały.
        - Kurde, faktycznie. – bąknął Masashi. Dziennikarka zaczęła się śmiać, próbując rozładować dosyć ciężką atmosferę. Śmiała się samotnie. Jedyna nie miała świadomości, że to co czeka resztę zespołu wcale ich nie bawiło.
        - Ciekawy pomysł. Żaden zespół visualowy nie zdecydował się do tej pory na takie posunięcie. Czekamy z niecierpliwością.
        - O to właśnie chodzi. Chcemy czegoś nowego.
        - Ty chcesz, my nie. – skomentował Teru z uśmiechem, chcąc widocznie by brzmiało to jak wymownie sugerujący coś Hizakiemu żart.
        - Często zdarzają wam się takie konflikty? – zaśmiała się dziennikarka.
        - Oczywiście, że…
        - Tak! – Masashi prawie wyskoczył z fotela. Yuki zakrył mu usta wystraszony.
        - Nie. Po prostu lubimy się przekomarzać. – perkusista spojrzał na zadowolonego z siebie Hizakiego i uśmiechnął się do dziennikarki. Oprócz nich było tu jeszcze kilka innych zespołów, co dawało nadzieję na to, że ich czas antenowy szybciej dobiegnie końca. Nie pomylili się.
        - Z uwagi na to, że dziś jest dzień szczerości… Czy macie jakąś szczerą wiadomość dla fanów? Może związaną z nowym albumem?
         - Szczerze powiem, że od tej babskiej pozy mam przez pół życia obolałe jaja. I robię to dla was. Dlatego bądźcie z nami, nie zawiedziemy was! – palnął Hizaki, wieńcząc przemowę szerokim uśmiechem.
         - Kamijo…?
         - Narażamy się na gniew potwora, byście nie musieli oglądać reprodukcji Tarzana zamiast normalnego teledysku. Trzymajcie za nas kciuki, proszę. – wokalista ukłonił się i przekazał głos Teru.
         - Nie zawiedziemy was, postaramy się przeżyć – roześmiał się białowłosy. Następny w kolejce był Yuki.
         - To dla nas duże wyzwanie, bądźcie cierpliwi jak Masashi,
         - Nie jestem cierpliwy. – bąknął czarnowłosy. – Tak, to było szczere…
         - Bardzo dziękujemy, brawa! – uśmiechnęła się kobieta. 

***

          - Ciebie do reszty popierdoliło!
          - Jedziemy do A-a-a-a-ma-zoooooooniiiiiiii! – śpiewał długowłosy, zrywając z powieki sztuczne rzęsy.
          - Hizaki!
          - Kto to?
Teru uderzył głową o ścianę. Kamijo poklepał go po plecach.
          - Nie zauważyłeś, że jest jakiś za dobry? Nie psuj tego, życie ci się znudziło? – szepnął. – Po co ci ta Amazonia, księżniczko?
Gitarzysta niczym torpeda znalazł się przy nim. Miał zmyty makijaż z połowy twarzy. Żelaznym uściskiem złapał Kamijo za szyję i spojrzał mu w oczy.
          - Jeszcze raz nazwij mnie księżniczką….
          - Jedziemy do Amazonii… - zacharczał wokalista, usiłując złapać oddech.
To był właśnie ten moment, w którym zdali sobie sprawę, że dyskusja nie wchodziła w grę.
          - Jakie masz plany na ten teledysk? – zapytał Masashi.
          - To będzie tak… Dobrze pomyślałeś z inspiracją Tarzanem, możesz być czymś w rodzaju Jane…
          - A Tarzan…?
          - Zapuszczę brodę.
         - Znowu?
          - Tak. Wiecie ile kosztuje wyjazd do Amazonii?
          - Dla nas to będzie roczny dochód. – skwitował Yuki. – Nadal chcesz?
          - Jednak nie jedziemy do Amazonii. Zrobię wam niespodziankę. – uśmiechnął się.

___________________________

W tamtym momencie jeszcze nikt nie spodziewał się, że po tygodniu obudzą się  w Range Roverze przed ogromną bramą z przewodnikiem, wypowiadającym słowa…
         - Witamy w Parku Jurajskim. Oto moje dzieło, dzieło Gackta…
Wyprzedził ich czarny ciągnik.
         - Zbudował park, a traktora dalej nie ma! – krzyknął zadowolony z siebie Mana-sama i odjechał w siną dal. Gackt zaklął pod nosem. Brama otworzyła się, by mogli wjechać za wysokie ogrodzenie.
         - Park Jurajski?! – wystraszył się Masashi. – Boję się psów, a co dopiero tych gadzin! – zapiszczał, włażąc Teru na kolana. Drobniejszy jęknął boleśnie.
          - Jak nie schudniesz to te gadziny będą się bać ciebie. – skomentował. Yuki zaś siedział skulony między fotelami i grał z wciśniętym między drzwi a nogę Hizakiego Kamijo w łapki. Obaj usiłowali się odstresować. Jedynie starszy gitarzysta patrzył przez szybę zafascynowaniem godnym prawdziwemu pasjonatowi dżungli. Gdy dojechali na miejsce, wyskoczył szybko z samochodu, kopiąc przy okazji wokalistę w czoło. Ten stracił przytomność. Yuki wydał z siebie okrzyk radości spowodowany zwycięstwem w grze, w którą nieprzerwanie grali od kilku godzin. Przerzucił sobie wokalistę przez ramię, by zanieść go do pokoju, do którego prowadził ich Gackt. Był to pokój z trzema małymi łóżkami i jednym podwójnym, które oczywiście zajął Hizaki. Yuki korzystając, że wokalista jest nieprzytomny rzucił go na połowę dużego łóżka. Gitarzysta także postanowił skorzystać, więc skopał bezwładne ciało przyjaciela na podłogę. Popatrzył perkusiście w oczy, gotów do ewentualnego ataku. Ten jednak tylko wzruszył ramionami i zajął pojedyncze łóżko. Kamijo będzie musiał sobie radzić. To nie Sheraton, to przecież Park Jurajski. Najsilniejszy przeżywa. Nie ulegało wątpliwości, kto był tym najsilniejszym. Po jakimś czasie do pokoju zajrzał właściciel parku.
           - Jedzenie macie w lodówce, kuchnia jest za tymi drzwiami – wskazał. – Odpocznijcie, jutro zwiedzamy. Czujcie się jak w domu. – uśmiechnął się i wyszedł. Nikt jednak nie był głodny. Hizaki chrapał rozłożony w poprzek łóżka, Masashi skulił się pod kołdrą, a Teru klął pod nosem na brak Internetu. Kamijo powoli podniósł się z podłogi. Syknął z bólu, rozglądając się wokół.
           - Widzę że znowu z tym śpię?
           - Nie byłbym taki pewien… - mruknął Yuki. Wokalista położył się na wolnym fragmencie łóżka, ostrożnie przesuwając Hizakiego i przykrywając kocem, by nieco go znieczulić. Ten jednak poczuł uginający się pod ciężarem drugiego ciała materac i zaatakował intruza wydając z siebie dźwięk, którego nie powstydziłby się pterodaktyl. Masashi zapiszczał płaczliwie, a Kamijo odskoczywszy, popatrzył na Yukiego.
           - Zmieszczę się obok ciebie? – zapytał cicho, proszącym głosem. Nie chciał kolejnej nocy spędzić na podłodze.
            - Wierzę w karmę, dlatego się zlituję. – westchnął perkusista, przesuwając się. – Ale kołdrę weź swoją.
            - Dzięki.
            - Czekaj! – powstrzymał go głos Masashiego. – Możesz… spać ze mną?
 Cała czwórka osłupiałym wzrokiem patrzyła się na bruneta.
            - Jesteś największy ze wszystkich, nie sądzę żebym się zmieścił.
            - Ale… Ja się boję… - szepnął basista i zaczerwienił się. Hizaki sprawiał wrażenie, jakby właśnie przez tłumiony śmiech gniły mu wnętrzności.
             - W tym momencie to ja boję się ciebie…
             - Proszę! Jak nie przyjdziesz to ja do was przyjdę! Teru mnie nie chce.
             - Ostatnio mnie przygniotłeś!
             - Widzisz?! – zawył rozpaczliwie najwyższy, wyglądając spod kołdry.
             - Idziesz do niego. – Yuki zepchnął z łóżka Kamijo. – Zbieraj karmę – uśmiechnął się szyderczo, po czym ułożył się wygodnie.


Następnego dnia na blondyna czekał trud wyplątania się z objęć basisty. Czuł się dosyć dziwnie. Usłyszał dźwięki dochodzące z kuchni. Wstał i poszedł za hałasem. Łóżko księżniczki było nienagannie pościelone.
            - Hej! – powitał go Hizaki, mieszając jajecznicę. Na blacie leżały trzy połówki skorupek, czwartą miał na głowie
             - Hej, skąd masz takie wielkie jaja?
             - Dar od Boga, hehe – zarechotał gitarzysta, dumnie prezentując swoje męskie wdzięki.
              - Nie teee… - jęknął Kamijo i odwrócił się zdegustowany. – Te na patelni.
              - Znalazłem.
             - Gdzie?
             - Tam. – pokazał palcem w stronę okna. Na parapecie siedział ogromny pterodaktyl. Kamijo wycofał się nieco. Oczywiście Hizaki nie pomyślał, by okno zamknąć. Gad złapał go za koszulkę i szarpnął. Długowłosy krzyknął przejmująco. Kiedy Kamijo rzucił się na pomoc, było już za późno. Stwór odlatywał razem z drącym się gitarzystą.
            - POBUDKA! HIZAKIEGO PORWAŁ PTERODAKTYL! – wykrzyczał, pędząc do sypialni.
            - Nareszcie… - westchnął Teru, nakrywając twarz poduszką. Masashi przeskoczył do łóżka Yukiego, który zaskoczony zwalił się na podłogę.
            - Kogo Hizaki porwał? – zapytał zaspany.
            - Pterodaktyla! Znaczy pterodaktyl Hizakiego porwał!
            - Jaki daktyl…
            - Ptero, kurwa, daktyl!
            - To czym ty się przejmujesz? – zapytał, unosząc głowę i przecierając oczy. Masashi rozpłakał się i pobiegł przytulić się do Kamijo, który westchnął przeciągle.
            - Ubierać się! Musimy mu pomóc. – rozkazał, głaszcząc Masashiego po plecach.



(To be continued, rzecz jasna.)

3 komentarze:

  1. To było epickie :3
    Pewnie znowu dostane takiej psycho weny że jak ktoś zobaczy moje rysunki to zapyta co ćpie xD

    Wiadra weny c:

    Yukkiśxd

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, gdzie miałam mózg czytając końcówkę, ale pomyślałam, że to Hizaki porwał pterodaktyla i wcale mnie to nie zdziwiło. :") Jak zwykle opowiadanie epickie, cieszę się, że wróciłaś. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez serię niefortunnych zdarzeń ze strony google jaka mnie spotkała, kiedy próbowałam skomentować to opowiadanie, pozwolę sobie po prostu zacytować przedmówczynie: epickie!
    Epickie od początku do końca (jajeczna scena mnie zakrztusiła). Kwikogenne w jak najbardziej pozytywnym tego dziwnego słówka znaczeniu. ^^
    Czekam na kolejną część! ;w;

    OdpowiedzUsuń

Skoro już to czytasz, może byłoby warto coś po sobie zostawić? :D