poniedziałek, 29 lutego 2016

Puchate zło

Ostrzegam przed tym opowiadaniem. Nie jest normalne. Czytacie na własne ryzyko!!!

___________________________________________

       Obudził mnie jakiś hałas dochodzący prawdopodobnie z kuchni. Otworzyłem niechętnie oczy i rozejrzałem się wokół. Blade światło dochodzące z kuchni pozwoliło mi ocenić, że znajdowałem się w domu Hizakiego. W jego sypialni. W jego łóżku.
Co tu się, do diabła, dzieje?
Usłyszałem trzask rozbijanego szkła. Soczyste „kurwa” rozpłynęło się echem po domu. Przeciągnąłem się i wstałem. Poprawiłem koszulkę i wyciągnięte szorty, po czym skierowałem się do kuchni, sprawdzić czy nie zmaterializował się tam jeszcze groźniejszy stwór niż sam właściciel domu.
        - Jak będziesz tyle żreć to się przestaniesz mieścić w te kiecki.
        - Wypchaj się. Co ty tu w ogóle robisz? – zapytał, oblizując palec umoczony w słoiku nutelli. Skrzywiłem się. Wyglądał naprawdę niewyjściowo.
        - Myślałem, że mi powiesz.
        - Czemu jesteś w moim łóżku?
        - To ty nie wiesz?
Popatrzyliśmy się na siebie. Długowłosy zakręcił słoik. Patrzył na mnie w ciszy i ugryzł kawałek kiełbasy.
         - Przestaniesz w końcu żreć? Jest trzecia!
         - Ty. Nie tak ostro. – usłyszałem jakiś dziewczęcy głos.
         - Kto mówi?! -  rozejrzałem się. Hizaki wytrzeszczył oczy. Zabrałem mu kiełbasę i odłożyłem do lodówki razem ze słoikiem nutelli.
         - Zluzuj majty. Będziesz robić co ci mówię. – odparł Głos.
         - Skarbie, wracajmy do łóżka. – przytuliłem się do gitarzysty, który niemal zadławił się jedzeniem. Śmierdział potem, czosnkiem i orzechami. Zrobiło mi się niedobrze, jednak nie mogłem go puścić.
         - Ty udręczony zboczeńcu! – odskoczył ode mnie. Och, nic nie opisze mej wdzięczności. – Włamałeś mi się do domu, wlazłeś do łóżka! Nie lepiej było powiedzieć co czujesz?!
          - Ale ja cię nie ko… - zacząłem. Jednak Głos mi przerwał.
          - Kochasz.
          - Przepraszam, Hizaś… Nie umiałem ci tego powiedzieć i… I… - zawahałem się. Nie wiedziałem, czy mnie nie odrzuci. Tak strasznie się tego bałem.
          - Kamijo… - zbliżył się do mnie i pogładził po policzku.
Znów zionął tym pieprzonym czosnkiem.
         - Możesz przestać oddychać? – zapytałem, odsuwając go od siebie.
        - Przypomnij mi dlaczego się z tobą zadaję…? – zmrużył oczy i wbił we mnie mordercze spojrzenie.
         - Nie wiem. Dla darmowego szczypiorku?
         - Z miłości, kochanie. – zachichotał. Był taki uroczy. Złapałem go za rękę i starłem z policzka pozostałości czekolady.
         - Mówisz?- pocałowałem go.
Smakował jak stara skarpeta.
          - Co ty odpierdalasz? – jasnowłosy szybko się wytarł i popatrzył na mnie z wyrzutem.
          - Ty też to słyszysz? – zapytałem spanikowany, rozglądając się. Chwyciłem patelnię.
          - Co?
          - Uspokójcie się i róbcie co wam każę! – Głos obudził się na nowo.
          - Kto tu jest? – Hizaki wstał.
          - Dacie mi pisać to fanfiction, czy nie? – warknął głos.
          - Chodźmy spać, słoneczko. – pociągnąłem go do łóżka. – Będziesz jutro zmęczony.
          - Racja. – odparł. Poszliśmy do łóżka i zasnęliśmy przytuleni.
Rano obudziłem się przed moją księżniczką. Jasnowłosy spał słodko, z lekko otwartymi oczami. Taki był najpiękniejszy. Z samego rana, śpiący lub zaspany.
Przede wszystkim dla tego, że się nie odzywał.
Wstałem ze świadomością, że będzie to piękny dzień. Postanowiłem zabrać się za robienie śniadania. Nuciłem jeden z naszych kawałków, smażąc naleśniki.
Nagle zacząłem zastanawiać się nad tym, co ja właściwie robię. Skoro już zacząłem, miałem zamiar skończyć. Nagle mój przyjaciel wszedł do kuchni, przeciągając się.
          - Co tu odwalasz?
          - Nakurwiam salto. – odparłem, przerzucając naleśnika na drugą stronę. – A tak na serio, ile zjesz?
          - Czemu ty mi robisz jedzenie?
          - Zapytaj się Jej. No i nie chcę żebyś był głodny. Wyspałeś się?- uśmiechnąłem się.
          - Tak… Dziękuję za chęci, ale chyba nie będę dzisiaj za dużo jadł. – mój ukochany popatrzył na talerz ze stosem na oko dwudziestu naleśników.
          - Nie jestem głodny.
Zastanowił się przez chwilę.
          - Żartowałem. Co tak mało? Mam się tym najeść? – wyjął z lodówki bitą śmietanę i zabrał wszystko, co do tej pory usmażyłem.
          - To też dla mnie.
         - W Chodakowską się bawisz?
         - Smacznego, kochanie. – usiadłem naprzeciwko niego i przyglądałem się jak je. Uwielbiałem na niego patrzeć.
         - Nie jesz? – spojrzał na mnie niepewnie.
         - Nie. Nie jestem głodny.
         - Oj daj się skusić… - uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę z naleśnikiem, pchając mi go do ust. – Leci samolocik.
        
- TUPOLEW! – krzyknąłem i korzystając, że odwrócił uwagę od talerza zabrałem mu połowę porcji, szybko uciekając do salonu.
         - Niech to szlag… - burknął.
Po jedzeniu poszedłem poszukać swoich rzeczy. Jednak one… One były w połowie szafy Hizakiego! Kiedy długowłosy otworzył drugą jej połowę, miałem wrażenie, że szczęką zaraz zaora podłogę.
        - Oddaj. Mi. Moje. Ubrania.
Zajrzałem do szafy. Były tam same sukienki. Parsknąłem śmiechem.
Mój ukochany nagle usiadł na łóżku i zwinął się w kłębek. Miał minę, jakby zaraz miał zacząć płakać. Podszedłem do niego i przytuliłem go. Wtulił się we mnie i pociągnął noskiem.
         - Co się stało, cukiereczku?
         - Nie mam co na siebie włożyć… - odparł smutno. Westchnąłem ciężko. Czasem był jak kobieta. Chwyciłem jego filigranowe ramiona i pocałowałem w czoło.
         - Na pewno coś się znajdzie. Zobacz. – wstałem i odszukałem w szafie jedną z jego najseksowniejszych sukienek. Była czarna ze skórzanymi elementami. Miejscami przeszyta czarną koronką. Uroku dodawały jej krwistoczerwone kokardki. Dobrałem mu do tego koronkowe pończochy i buty na wysokim obcasie.
         -
Bije ci na mózg?
         - Jezu. Dam ci coś mojego. – westchnąłem, wpychając te rzeczy z powrotem do szafy.
Znalazłem mu jakiś t-shirt i pierwsze spodnie, jakie wpadły mi w ręce.
Kiedy się w końcu ubrał, wyglądał przeuroczo. Moja koszulka wprost na nim wisiała. Był taki delikatny. Pociągnąłem go na łóżko i przytuliłem.
        - Kocham cię, wiesz?
        - Ja ciebie…
              
...Nie.
Odsunąłem się. Hizaki beknął donośnie, wprawiając w drgania prawdopodobnie wszystkie okoliczne budynki. Zawtórowałem mu. Roześmialiśmy się głośno.
          - Ale wali. – zarechotałem.
          - Jak ty. – odparł. – Ile już nosisz tą koszulkę? Tydzień?
          - Mam się obrazić? – obruszyłem się. – Dwa tygodnie. I dopiero zaczyna pachnieć.
          - Moja szkoła. – westchnął, podkładając ręce pod głowę.
A Głos chyba postanowił dać za wygraną. Na szczęście Internetu.

______________________________

Jeżeli zadajesz sobie pytanie, co się właśnie stało...
Już, służę pomocą.
Do napisania tegoż cudactwa zainspirowała mnie fala masowego shitu na jedno kopyto, zalewająca internet. Zapraszam do dyskusji o typowych fanfikach! Trochę tego jest. A napisanie czegoś takiego jak wyżej od dawna krążyło mi po głowie. Może i nietypowo, ale jak pralka to pralka. Mieszamy.



2 komentarze:

Skoro już to czytasz, może byłoby warto coś po sobie zostawić? :D