niedziela, 8 marca 2015

Aristocrat's Symphony II

      Gdy podczas trasy ma się ten wyczekany dzień wolny, muzyków zwykle dopada nuda. Tak tez było tym razem. W małżeńskim pokoju Kamijo i Hizakiego siedziała cała piątka znudzonych członków zespołu. Masashi bawił się laserem ze swoim kotem torturując go przez umieszczanie czerwonego punkcika w niedostępnych dla opasłego czworonoga krańcach ścian, Hizaki leżał głową w dół na łóżku z nogami zaplecionymi o podstawkę baldachimu, a Teru zajął się wykonywaniem królewskiego portretu. Kamijo trwał więc bez ruchu, bo za każdym razem, gdy drgnął, Teru rzucał w niego czymkolwiek, co tylko miał pod ręką. Stracił już buty, kilka ołówków i trzymał lidera w strachu, że zaraz rzuci w niego spodniami. Yuki zaś rozwalił się z tabletem na łóżku opierając nogi o brzuch Hizakiego i przeglądał blogi i profile fanek, które przyciągnęły jego uwagę. 
      - Zabierzcie ode mnie ten ser… - jęknął Hizaki.
      - To nie ser, to moje stopy – zakomunikował Yuki, jakby najnormalniejszą rzeczą w świecie było to, że jego stopy zapachem przypominały podstarzały cheddar.
      - Nie o tym mówię, ale giry też zabieraj… Masashi, twój kot tego nie zje, a przed chwilą zrzucił mi to na czoło. – żalił się gitarzysta, zbyt leniwy, by zdjąć sobie skrawek pożywienia z twarzy. Masashi pokierował czerwony punkcik na szyję gitarzysty. Kot wskoczył… Wtarabanił się na jego głowę zrzucając nieszczęsny ser.
      - Dzięki. – bąknął długowłosy, po czym zarzucił głową zrzucając z siebie zwierzę.
      - Kamijo, masz krzywy ryj! – stwierdził Teru, który po raz kolejny męczył się z ustami wokalisty.
      - Wybacz, mógłbyś sprostować? – przekomarzał się Kamijo.
      - Co, w mordę chcesz? Amebko, ja to załatwię, w końcu jeszcze kiedyś nazwie mnie kobietą. – rzekł ze stoickim spokojem Hizaki, który zajął ręce zaplataniem sobie warkoczyka na grzywce.
      - Cholera, słuchajcie tego! – roześmiał się Yuki, który natknął się na angielski blog z yaoi z Versailles w roli głównej.
      - „Hizaki, kochanie – szepnął rozgrzany lider do ucha swojego kochanka, delikatnie je przygryzając. Długowłosy jęknął, oddając się Kamijo całkowicie.” – wyrecytował teatralnym tonem, przez cały czas usiłując się nie śmiać. Hizaki podniósł się.

      - Planujemy jakiś koncert charytatywny?
      - Nie... Nie wiem. A na co byś zbierał? – zapytał lider.
      - Na budowę psychiatryka dla yaoistek. Leczyłbym je tam osobiście.
      - Obawiam się, że musiałbyś zainwestować w cewniki – skomentował Teru. Yuki wybuchł szaleńczym śmiechem.
      - Co znowu tam masz? – dopytywał się Masashi.
      - „Już… - jęknął jasnowłosy zaciskając dłonie na ramionach swojego partnera. Ten odgarnął włosy i mocnym pchnięciem wszedł w…”
      - DOSYĆ! – Hizaki z przerażeniem patrzył się na swojego „partnera”. Wokalista uśmiechnął się niczym pedofil i poruszył brwiami. Gitarzysta kontynuując wygłupy oblizał lubieżnie usta i zaczął się śmiać.
       - Coooo… Masashi, jest źle. „Boże, Miwa… Tam! – jęczał perkusista i w pewnym momencie wygiął się w łuk pod bliskim szczytu Masashim” – Hizaki zakrył twarz dłoniami, Teru zaczął nabijać się z Yukiego, a Masashi wytrzeszczył oczy na szatyna.
       - Teru, zamknij się. Czytałem coś o trójkącie Terijozaki i ty byłeś na samym dole. – ze śmiechu dźwięki, jakie wydawał młodszy gitarzysta zaczęły przeradzać się w coś na wzór szlochu.
      - Tak, wiemy, że wolałbyś być na górze…
      - Kurwa, chyba w pairingu z hot dogiem…
      - Majonezik, mmm…
      - Cicho…
Masashi zaczął spoglądać Yukiemu przez ramię i czytać to, co perkusista. Oparł się podbródkiem na jego ramieniu. Zapadła cisza. Pozostali mierzyli ich spojrzeniami, od czasu do czasu wysyłając sobie nawzajem porozumiewawcze znaki.
      - Mmmmmm… - mruknął Hizaki wykonując taniec brwi - Kiedy ślub, kochani? – popatrzył na przytuloną do siebie dwójkę. Nagle Masashi z grobową powagą podniósł się i spojrzał na gitarzystę.
      - Jebać mazaki. – zakomunikował.
      - Mazaki? Wolałbyś Yukiego. – parsknął Hizaki.
      - Jak ciebie słyszę to chyba tak… – Yuki odsunął się nieco od basisty, który zorientował się, że długowłosemu, jaki i całej reszcie, nie licząc perkusisty, należy przybliżyć temat.
      - Mazaki… Hizaś, otóż Masashi jest mazakiem a ty skuwką… Tak, tak to mniej więcej wygląda… - Yuki uśmiechnął się szeroko do zdziwionego blondyna. Reszta zareagowała grupowym rechotem na tak piękne porównanie.
      - Patrzcie, napisali też jakieś yuri – Yuki zrobił się czerwony ze śmiechu.
      - Kayaki? – zdziwił się białowłosy naciągając rękawy bluzy na nadgarstki.
      - KAYAKI? YURI? – Hizaki podniósł się i gwałtownie wyprostował.
      - Tak, księżniczko – Masashi mrugnął mu kocim laserem przed oczami. – Ty i Kaya.
      - Kajaki to Kamijo ma na stopach… - mruknął zrezygnowany gitarzysta wracając do siadu. Lider popatrzył się na swoje buty. Na podeszwie widniała poważna liczba, a mianowicie wiek, który osiągnie za trzy lata.
      - Nie jest tak źle… - bąknął i zaplótł ręce na piersi.
Yuki nieprzerwanie pokładał się ze śmiechu. Basista delikatnie zabrał mu urządzenie z rąk, wyłączył i schował do swojej szuflady. Szatyn natychmiast się uspokoił.
      - Hizaaaś… - mruknął wokalista cicho.
      - Czego chcesz, płetwalu?
      - Naprawdę twierdzisz, że mam za duże stopy? – adresat wypowiedzi skrzywił się na to pytanie. Był w pełni świadomy, że swoim zachowaniem sprawił, że ego lidera zgłodniało. Od jego odpowiedzi zależało, czy Kamijo będzie do końca życia męczył ich tematem swoich stóp. Teru słusznie naciskał na niego wzrokiem, znał Kamijo bardzo dobrze i wiedział, czego się spodziewać.
      - Żartowałem, głąbie. Wiesz dobrze, że i tak zawsze wyglądasz najlepiej z nas… - zdobył się na sztuczny uśmiech. Teru odetchnął z ulgą.

  Następny dzień był dniem koncertu. Tak, jak cały dzień wszystko przebiega spokojnie i normalnie, to zawsze coś się musi stać w okolicach próby. Otóż Masashi stwierdził, że koniecznie musi zabrać kota ze sobą. Nie było to być może najlepszym pomysłem, ale należało do konieczności, ze względu na długość doby hotelowej i zmiany samochodu. Wtedy Piisuke musiałby przebywać w hotelu dla zwierząt, a tego mroczna stara panna z kotem by nie chciała.
      - Masashi… Nie wiem, czy tak miało być, ale twój kot właśnie siedzi na klimatyzatorze… - Teru zadarł głowę do góry. Jego ułożone już włosy, jak zwykle, ani drgnęły.
      - Co? – czarnowłosy zajęty „plumkaniem” na niepodłączonej gitarze oderwał się od czynności i spojrzał w górę. Jego ukochany asystent pozdrowił go tylko cichym „miał” i położył się na urządzeniu spadając przy tym z obydwu stron. Masashi zaklął w myślach i odstawił gitarę.
      - Zawołaj kogoś, trzeba go ściągnąć. – polecił gitarzyście. Ten wolał nie ryzykować i poszedł na poszukiwania byle kogo.
      - Kici, kici… Chodź do tatusia… - basista wyciągnął ręce do kota, niestety bezskutecznie. Pomieszczenie było naprawdę wysokie, a kot siedział wciśnięty w szparę między klimatyzacją a sufitem.
      - No, no, ciekawie… - zaśmiał się Hizaki stojąc w drzwiach całkowicie już gotowy. Zza niego wyłonił się Teru.
      - Dobra, Hizaki, właź na mnie. – rzucił Masashi nie odwracając wzroku od pupila.
      - Ja? Nie mogłeś jego poprosić? – wskazał na Teru.
      - Nie. Tylko ja kogoś udźwignę, a Teru jest bardziej inteligentny od ciebie i może nami pokierować. Właź mi na plecy. – schylił się.
      - Nie ma mowy. Bardziej inteligentny? – gitarzysta prychnął. – Nie po piwie… - pstryknął białowłosego w nos.
      - Nie przypominaj… Nie piję już.
      - Tak, wiemy, wiemy…
      - Hizaki, ruszaj się! – poganiał Masashi.
      - Nie ma mowy!
      - Naprawdę, proszę cię. Później zrobię, co będziesz chciał…
      - Co będę chciał? – długowłosy uśmiechnął się pod nosem.
      - Niech stracę… Co będziesz chciał…
      - Zgoda. – Hizaki zaczął wspinać się na ramiona basisty. Kiedy siedział już stabilnie, Masashi podniósł się. Blondyn wyciągnął ręce w stronę klimatyzatora.
      - W prawo… Nie, w lewo… No mówię, w lewo te łapska! Niech to, naprawdę kobiety mają problemy ze stronami… - białowłosy wywrócił oczami.
      - Jak stąd zejdę… - mruknął i kontynuował wyginanie się, by dosięgnąć kota.
      - Nie dasz rady, cofnął się… To na nic. – oświadczył Teru. Masashi gwałtownie schylił się, aż Hizakiemu zadarła się suknia do góry.
      - Sam to załatwię… - burknął niego zdenerwowany basista, zrzucając Hizakiego na futon. Podstawił sobie stolik, na nim ustawił krzesło. Stanął przed swoją skomplikowaną konstrukcją i zaczął zakręcać na palcu kruczoczarny kosmyk jeszcze nieprzygotowanych włosów. A świadczył o ich niegotowości sam fakt, że dało się je zakręcić na palcu… Gitarzyści przyglądali mu się siedząc obok siebie na futonie. Postawił na stoliku jedną nogę, drugą. Konstrukcja zachwiała się, ale co to dla niego! Jak widać wspólnymi cechami Masashiego i jego kota były tylko cyferki na wadze. Basista odbił się od rogu balansującego stołu i podciągnął się na wnęce w ścianie. Wspiął się na nią zaczepiając się łokciem i ostrożnie wyciągnął drugą ręką drzemiącego kota za ogon. Chwycił go jedną ręką pod przednie łapy w mgnieniu oka przyciągając do siebie, by nie spadł. Pii wbił pazury w jego marynarkę i spojrzał się z przerażeniem na właściciela, który powoli opuścił się na podłogę i wpakował go do transportera. Tym razem nie zapomniał upewnić się, czy drzwiczki są zamknięte. Teru i Hizaki nagrodzili go oklaskami.
      - Brawo, Tarzanie! – zaśmiał się białowłosy.
      - Od dzisiaj będę ci mówić Małpashi-senpai. – zawtórował mu Hizaki.
      - Spadaj, księżniczka-san.
      - Okej, Małpashi-senpai.
      - Mówił, spadaj! – Teru popchnął Hizakiego tak, że chwilę później zdezorientowany gitarzysta siedział na podłodze. Białowłosy zaśmiał się złowieszczo, co w jego wykonaniu wyglądało jak mroczny chomik, który zaprezentował wiewiórce plan kradnięcia orzechów.
      - Tyle czasu na to czekałem. – rzucił wstając z siedziska.
      - Pało, lakier mi z paznokcia zdrapałeś. – w Hizakim krew się zagotowała.
      - Upsiiii… - Teru ulotnił się z pokoju.
      - Malujesz to… - długowłosy wstał z podłogi i podążył za Teru. Jego niewykrywalność ucierpiała ze względu na roznoszący się po pokojach stukot obcasów.
Masashi już jako Małpashi-senpai uśmiechnął się tylko pod nosem i powrócił do ćwiczenia fragmentów „Ayakashi”.

___________________

O, hej. Skoro już tu jesteś, miło by było przeczytać jakiś komentarz ^^ Zostaw jakiś
 ślad po sobie!
Mówią, że dotykanie klawiatury dodaje urody ;)

3 komentarze:

  1. Super xD tylko robisz błędy... Przeważnie literówki... Nic wielkiego ;)
    Będziesz pisała tylko o Versailles??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wim, że są błędy. Wszystkiego się nie wyłapie podczas czytania, beta by się przydała :P
      Nie, pojawi się też coś innego, z pewnością c:

      Usuń
  2. Piekne!!! Kocham Twoje parodie! Weeeny~! Porownanie do mazaka boskie. XD

    OdpowiedzUsuń

Skoro już to czytasz, może byłoby warto coś po sobie zostawić? :D