Smaczny sen Kamijo, nie zakłócony niczym był odskocznią od tego harmideru w zespole. Nie zakłócony niczym? Wolne żarty. Od czego jest Ameba? Otóż zapamiętajmy i nauczmy się – Ameba jest od zatruwania życia, a jednocześnie od przyprawiania go o odrobinę słodyczy. Wokalista spał na miękkim materacu, rozłożony od krawędzi do krawędzi łóżka.
- Witaaaaaaaaj! – Teru wskoczył na
niego zadowolony drąc się z niesamowitą mocą. Nagle w pokoju rozległ się pisk.
- Kamijo, głosem to ty się tu nie popisuj… - gitarzysta przekrzywił głowę i przypatrzył się widocznemu dosyć wyraźnie przerażeniu malującemu się w oczach lidera. Zszedł z niego po chwili i jak gdyby nigdy nic się nie stało, zaczął doprowadzać się do stanu używalności.
Kamijo podniósł się otępiały tak nietypową, chodź niemalże rutynową już pobudką. Przeciągnął się i przystąpił do porannych rytuałów. Po godzinie układania włosów, przepychanek przy lustrze z Teru i szukania ubrań do ich pokoju wpadł Masashi, a raczej został wepchnięty przez Hizakiego. Masashi jak nie Masashi. Miał na sobie srebrny diadem z białym puchem, kasztanową perukę i złoto-różową sukienkę. Za nim stał Hizaki, usiłujący wcisnąć mu różdżkę z puchatą gwiazdką do ręki. Mina basisty mówiła sama za siebie.
- Nowy image! – wyszczerzył się długowłosy gitarzysta, wieszając się brunetowi na plecach pokrytych falbankami.
- Dla kogo nowy, dla tego nowy… - mruknął czarnowłosy. Wszyscy spojrzeli się na niego zaskoczeni.
- No co… Chodziłem kiedyś na wolontariat do domu dziecka.
- Oooooo, słodko. Ładnie ci w tym kolorze. – Teru stanął na palcach i zaczął uważnie przyglądać się twarzy przyjaciela.
- Super… Hizaki… Co ty u diabła robisz? – odwrócił się z niepewnością.
- Przyczepiam ci skrzydełka! – odpowiedział złotowłosy swoim najcieńszym głosikiem.
- Wróżka odlatuuuuuje… - Masashi wyślizgnął się z rąk gitarzysty, strząsnął z siebie perukę i ruszył do przodu, potrącając przy tym Teru. Białowłosy oparł się o ścianę.
- Duży, ja tu jestem! – fuknął. Nagle wszyscy umilkli i zmierzyli go wzrokiem. Dziś wielki dzień. Dziś wielki dzień, w którym to nogi gitarzysty przestają dobrze prezentować się odsłonięte. Kamijo skinął głową na Hizakiego. Przyjrzał mu się pierwszy raz tego dnia i stwierdził, że naprawdę umie wyglądać jak mężczyzna. Zrezygnował z wąskich i ekscentrycznych t-shirtów, na rzecz zwykłej, czarnej bluzy założonej do luźnych spodni.
Gitarzysta posłał mu porozumiewawcze spojrzenie. Wyszedł z pokoju.
- Coś się stało? – zapytał niepewnie Teru.
- Masashi, rozpocznij odczarowywanie się, jesteś potrzebny. – rozkazał Kamijo. Basista posłusznie zaczął wyplątywać się z falbanek i błyszczących materiałów. Rzucił wszystko w kąt. Przez ten czas, Hizaki powrócił, ciągnąc ziewającego Yukiego za rękę.
- Kamijo, głosem to ty się tu nie popisuj… - gitarzysta przekrzywił głowę i przypatrzył się widocznemu dosyć wyraźnie przerażeniu malującemu się w oczach lidera. Zszedł z niego po chwili i jak gdyby nigdy nic się nie stało, zaczął doprowadzać się do stanu używalności.
Kamijo podniósł się otępiały tak nietypową, chodź niemalże rutynową już pobudką. Przeciągnął się i przystąpił do porannych rytuałów. Po godzinie układania włosów, przepychanek przy lustrze z Teru i szukania ubrań do ich pokoju wpadł Masashi, a raczej został wepchnięty przez Hizakiego. Masashi jak nie Masashi. Miał na sobie srebrny diadem z białym puchem, kasztanową perukę i złoto-różową sukienkę. Za nim stał Hizaki, usiłujący wcisnąć mu różdżkę z puchatą gwiazdką do ręki. Mina basisty mówiła sama za siebie.
- Nowy image! – wyszczerzył się długowłosy gitarzysta, wieszając się brunetowi na plecach pokrytych falbankami.
- Dla kogo nowy, dla tego nowy… - mruknął czarnowłosy. Wszyscy spojrzeli się na niego zaskoczeni.
- No co… Chodziłem kiedyś na wolontariat do domu dziecka.
- Oooooo, słodko. Ładnie ci w tym kolorze. – Teru stanął na palcach i zaczął uważnie przyglądać się twarzy przyjaciela.
- Super… Hizaki… Co ty u diabła robisz? – odwrócił się z niepewnością.
- Przyczepiam ci skrzydełka! – odpowiedział złotowłosy swoim najcieńszym głosikiem.
- Wróżka odlatuuuuuje… - Masashi wyślizgnął się z rąk gitarzysty, strząsnął z siebie perukę i ruszył do przodu, potrącając przy tym Teru. Białowłosy oparł się o ścianę.
- Duży, ja tu jestem! – fuknął. Nagle wszyscy umilkli i zmierzyli go wzrokiem. Dziś wielki dzień. Dziś wielki dzień, w którym to nogi gitarzysty przestają dobrze prezentować się odsłonięte. Kamijo skinął głową na Hizakiego. Przyjrzał mu się pierwszy raz tego dnia i stwierdził, że naprawdę umie wyglądać jak mężczyzna. Zrezygnował z wąskich i ekscentrycznych t-shirtów, na rzecz zwykłej, czarnej bluzy założonej do luźnych spodni.
Gitarzysta posłał mu porozumiewawcze spojrzenie. Wyszedł z pokoju.
- Coś się stało? – zapytał niepewnie Teru.
- Masashi, rozpocznij odczarowywanie się, jesteś potrzebny. – rozkazał Kamijo. Basista posłusznie zaczął wyplątywać się z falbanek i błyszczących materiałów. Rzucił wszystko w kąt. Przez ten czas, Hizaki powrócił, ciągnąc ziewającego Yukiego za rękę.
- To dzisiaaaaaj? – przeciągnął się.
Kamijo wywrócił oczami. Młodszy gitarzysta zaczął przeczuwać coś niedobrego,
patrząc na bitchface, jaki prezentował Masashi. Wycofał się. Nie miał pojęcia
jakim cudem, ale Kamijo złapał go za nadgarstki i stanął za nim,
uniemożliwiając mu ruch. Basista sprawnie złapał drobnego Teru za biodra i
uniósł do góry. Przeniósł go na łóżko. Ameba zaczęła szamotać się i krzyczeć.
- Nie, błagam, nie dzisiaj!
- Dzisiaj, bo wczoraj myśląc że głaskałem Piisuke, głaskałem twoje udo.
Yuki rozbudził się nieco. Usiadł na łóżku, dając najmłodszemu oparcie i przejmując jego ręce od wokalisty. Przyszpilił je do materaca. Kamijo dołączył do Hizakiego i patrzyli jak zespołowy plebs usiłuje unieruchomić i obezwładnić bezustannie szarpiącego się gitarzystę.
Aktualnie nieksiężniczkowa księżniczka wyciągnęła zza pleców plastry. Podała księciowi kilka i zaczęli rozcierać je w dłoniach. Masashi mordował się ze spodniami gitarzysty. Gdy w końcu je ściągnął, Teru oszalał.
- Masashi! Wykastruję ci kota! Ciebie też wykastruję! Wykastruje ci wszystko! – Masashi przeraził się tak bardzo, że aż wcale.
- Dasz radę, jesteś mężczyzną! – pocieszał go Yuki dwa razy głośniej.
- Polemizowałbym – mruknął Hizaki. Nagle zapanowała cisza i wszyscy spojrzeli na złotowłosego.
- No co? Mam większego…
- HIZAKI! – krzyknęli chórem.
- To się jeszcze okaże – Yuki zaśmiał się złowieszczo. Reszta mu zawtórowała. Hizaki nie za bardzo wiedział o co chodzi. Wzruszył ramionami i kontynuował przygotowywanie plastrów. Kiedy obaj z Kamijo uznali, że wystarczy, przykleili je do skóry srebrzystowłosego, który dzięki tekstom starszego gitarzysty zaprzestał prób ucieczki. Pogodził się z faktem, że tak musi być. Zresztą nie chciał teksturą swojego ciała upodabniać się do tej kreatury, którą basista tak czule nazywa „Pii-chan”. Na sam dźwięk tego imienia było mu niedobrze. Nie dość, że ten kot ważył więcej niż sam Teru, to jeszcze był wredny. Pamiętał, gdy Hizaki położył mu go na twarzy, a niewzruszony kot po prostu wypuścił toksyczne substancje spod ogona prosto w jego twarz. O tak, zemsta będzie słodka… Oczywiście na jednym i na drugim.
Z chwilowego zamyślenia wyrwało go odliczanie. Zorientowanie się o co chodzi zajęło mu ułamki sekundy.
- Osiem… Siedem…
- NIEEEEEEEEE…
- Pięć…
- …EEEEEEEEE!
- THIS IS SPARTA! – wrzasnął Hizaki i oderwał plaster przed czasem.
- Falstart, łysa pało. – ochrzanił go lider. Nikt nie przejmował się płaczem Teru, prócz poczciwego Yukiego. Był on bowiem tak poczciwy, że płakał razem z nim. Ze śmiechu.
- WELCOME TO… VERSAILLES – zawył wokalista swoim głosem z czasów Lareine, odrywając plaster ze skóry gitarzysty. (dop. aut. głosem wykastrowanej kozy/owcy/kaczki)
W jego wykonaniu to jakże flagowe dla zespołu zdanie brzmiało jak bełkot skacowanego pięciolatka.
Kiedy wszystkie plastry i owłosienie najmłodszego wylądowało w śmietniku, sam ich właściciel nie miał już nawet czym płakać, a Yukiego bolał brzuch ze śmiechu, Hizaki sprawiał wrażenie zamyślonego.
- Skąd wiesz, że depiluję okolice… Bikini? – zapytał wokalistę z powagą równą świadkowi Jehowy pod drzwiami prezydenta.
- No błagam… Nie wiedziałem DOTYCHCZAS. – warknął Kamijo zakrywając oczy dłonią. Reakcja reszty była mniej więcej podobna.
- Kto jest za, ręka w górę. – odezwał się Masashi, podnosząc w końcu swój mroczny tyłek z bioder Teru, tym samym przyprawiając go o westchnienie ulgi. Rękę podniósł każdy, prócz Hizakiego, który nie wiedział o co chodzi. Basista przerzucił go sobie przez ramię i rzucił na łóżko. Pozostali doskonale wiedzieli, co robić. Teru złapał kota, po czym ułożył go starszemu koledze po fachu na twarzy, unieruchamiając ręce. Oplótł mu szyję wydepilowanymi nogami i delektował się cierpieniem Hizakiego. Masashi znów pełnił rolę ciężarka, a zaszczyt przyprawiania królewny o jęki przypadł Yukiemu oraz ponownie – Kamijo. Kiedy spodnie gitarzysty wylądowały na podłodze, a plastry na swoim miejscu, kot uciekł za drzwi. Hizaki w końcu mógł mówić.
- Przecież ja mam długie sukienki… - zawył cierpiętniczo.
- Zapomniałem ci powiedzieć że jutro masz sesję w miniówie. – lider przeniósł wzrok na malinowe bokserki Hizakiego. – No i wcale nie masz większego… - uśmiechnął się na widok czerwonej twarzy przyjaciela. Bez ostrzeżenia oderwał pierwszy plaster.
- Ach!
- Nie, błagam, nie dzisiaj!
- Dzisiaj, bo wczoraj myśląc że głaskałem Piisuke, głaskałem twoje udo.
Yuki rozbudził się nieco. Usiadł na łóżku, dając najmłodszemu oparcie i przejmując jego ręce od wokalisty. Przyszpilił je do materaca. Kamijo dołączył do Hizakiego i patrzyli jak zespołowy plebs usiłuje unieruchomić i obezwładnić bezustannie szarpiącego się gitarzystę.
Aktualnie nieksiężniczkowa księżniczka wyciągnęła zza pleców plastry. Podała księciowi kilka i zaczęli rozcierać je w dłoniach. Masashi mordował się ze spodniami gitarzysty. Gdy w końcu je ściągnął, Teru oszalał.
- Masashi! Wykastruję ci kota! Ciebie też wykastruję! Wykastruje ci wszystko! – Masashi przeraził się tak bardzo, że aż wcale.
- Dasz radę, jesteś mężczyzną! – pocieszał go Yuki dwa razy głośniej.
- Polemizowałbym – mruknął Hizaki. Nagle zapanowała cisza i wszyscy spojrzeli na złotowłosego.
- No co? Mam większego…
- HIZAKI! – krzyknęli chórem.
- To się jeszcze okaże – Yuki zaśmiał się złowieszczo. Reszta mu zawtórowała. Hizaki nie za bardzo wiedział o co chodzi. Wzruszył ramionami i kontynuował przygotowywanie plastrów. Kiedy obaj z Kamijo uznali, że wystarczy, przykleili je do skóry srebrzystowłosego, który dzięki tekstom starszego gitarzysty zaprzestał prób ucieczki. Pogodził się z faktem, że tak musi być. Zresztą nie chciał teksturą swojego ciała upodabniać się do tej kreatury, którą basista tak czule nazywa „Pii-chan”. Na sam dźwięk tego imienia było mu niedobrze. Nie dość, że ten kot ważył więcej niż sam Teru, to jeszcze był wredny. Pamiętał, gdy Hizaki położył mu go na twarzy, a niewzruszony kot po prostu wypuścił toksyczne substancje spod ogona prosto w jego twarz. O tak, zemsta będzie słodka… Oczywiście na jednym i na drugim.
Z chwilowego zamyślenia wyrwało go odliczanie. Zorientowanie się o co chodzi zajęło mu ułamki sekundy.
- Osiem… Siedem…
- NIEEEEEEEEE…
- Pięć…
- …EEEEEEEEE!
- THIS IS SPARTA! – wrzasnął Hizaki i oderwał plaster przed czasem.
- Falstart, łysa pało. – ochrzanił go lider. Nikt nie przejmował się płaczem Teru, prócz poczciwego Yukiego. Był on bowiem tak poczciwy, że płakał razem z nim. Ze śmiechu.
- WELCOME TO… VERSAILLES – zawył wokalista swoim głosem z czasów Lareine, odrywając plaster ze skóry gitarzysty. (dop. aut. głosem wykastrowanej kozy/owcy/kaczki)
W jego wykonaniu to jakże flagowe dla zespołu zdanie brzmiało jak bełkot skacowanego pięciolatka.
Kiedy wszystkie plastry i owłosienie najmłodszego wylądowało w śmietniku, sam ich właściciel nie miał już nawet czym płakać, a Yukiego bolał brzuch ze śmiechu, Hizaki sprawiał wrażenie zamyślonego.
- Skąd wiesz, że depiluję okolice… Bikini? – zapytał wokalistę z powagą równą świadkowi Jehowy pod drzwiami prezydenta.
- No błagam… Nie wiedziałem DOTYCHCZAS. – warknął Kamijo zakrywając oczy dłonią. Reakcja reszty była mniej więcej podobna.
- Kto jest za, ręka w górę. – odezwał się Masashi, podnosząc w końcu swój mroczny tyłek z bioder Teru, tym samym przyprawiając go o westchnienie ulgi. Rękę podniósł każdy, prócz Hizakiego, który nie wiedział o co chodzi. Basista przerzucił go sobie przez ramię i rzucił na łóżko. Pozostali doskonale wiedzieli, co robić. Teru złapał kota, po czym ułożył go starszemu koledze po fachu na twarzy, unieruchamiając ręce. Oplótł mu szyję wydepilowanymi nogami i delektował się cierpieniem Hizakiego. Masashi znów pełnił rolę ciężarka, a zaszczyt przyprawiania królewny o jęki przypadł Yukiemu oraz ponownie – Kamijo. Kiedy spodnie gitarzysty wylądowały na podłodze, a plastry na swoim miejscu, kot uciekł za drzwi. Hizaki w końcu mógł mówić.
- Przecież ja mam długie sukienki… - zawył cierpiętniczo.
- Zapomniałem ci powiedzieć że jutro masz sesję w miniówie. – lider przeniósł wzrok na malinowe bokserki Hizakiego. – No i wcale nie masz większego… - uśmiechnął się na widok czerwonej twarzy przyjaciela. Bez ostrzeżenia oderwał pierwszy plaster.
- Ach!
Drugi plaster oderwał
perkusista.
- Och…
Następnie zaczęli szaleńczo pozbywać się szatańskich kawałków papieru z nóg księżniczki.
- KAMIJO TY MORDERCZA KOZO! – wydarł się długowłosy, sprawiając, że meble w pokoju zadrżały.
- Mee, królewno. – adresat obelgi zacmokał po idealnym zaprezentowaniu brzmienia tego godnego zwierzęcia.
- Jak tylko stąd wstanę…
- Och…
Następnie zaczęli szaleńczo pozbywać się szatańskich kawałków papieru z nóg księżniczki.
- KAMIJO TY MORDERCZA KOZO! – wydarł się długowłosy, sprawiając, że meble w pokoju zadrżały.
- Mee, królewno. – adresat obelgi zacmokał po idealnym zaprezentowaniu brzmienia tego godnego zwierzęcia.
- Jak tylko stąd wstanę…
O matuchno, to jest genialne XD Dusiłam się ze śmiechu czytając :D
OdpowiedzUsuńMiło takie rzeczy czytać, w końcu cel osiągnięty! :D
UsuńMam nadzieję, że jeszcze zajrzysz, do napisania ^^