Cudownego i pięknego dnia, Kaoru obudził się pierwszy raz w od dawna przed godziną piętnastą. Do jego czarnego pokoju, o ścianach pokrytych plakatami Kyary Pamyu Pamyu i Babymetal, zaglądały poranne promienie słońca, wesoło rażąc w oczy gitarzystę. Przeciągnął się, czując poranną rześkość i wypoczęcie, przy okazji przewracając stertę pudeł po pizzy, mierzącą dokładnie metr i siedemdziesiąt osiem centymetrów.
- Witaj, Antoinette. - pogładził czerstwą już
bagietkę, która leżała obok niego na poduszce. Odsunął kołdrę.
Złocistą, twardą jak kamień skórkę pieczywa pokrywał jasny meszek. Kaoru pokręcił głową i uśmiechnął się lekko.
- Och, kochana... Dojrzewasz! - zapiszczał. Zgarnął przyjaciółkę z pościeli, podbiegł do okna, otworzył je i wyrzucił ją jak najdalej potrafił. Zdecydowanie wolał "nieletnie" bagietki, zdatne do ewentualnego spożycia gdyby przypadkiem znalazł się w pułapce. Nie był pedofilem, nic z tych rzeczy. Lubił po prostu, gdy pod twardą powłoką, kryła się delikatna niczym obłoki na błękitnym, majowym niebie osobowość. Był także fanem gładkiej skóry, którą Antoinette niestety nie mogła się poszczycić. Tak szybko dorosła... Kaoru powędrował do łazienki, by pozbyć się oleju nałożonego wieczorem na włosy. Co jak co, ale czupryna była dla niego sprawą pierwszoplanową. Można by skwitować go stwierdzeniem "włosomaniaczka reprezentująca płeć męską". Choć... Co do płci Kyo i Die miewali czasem wątpliwości. Tak czy siak, lider rockowego zespołu musi posiadać piękną kaskadę błyszczących włosów, opadającą zmysłowo na ramiona, by przyciągać fanki... fanów... i bagietki, w ostateczności. Szorując kasztanowe fale, gitarzysta stwierdził, że skończy z chwytaniem za ostatniądeskę bagietkę
ratunku i zakończy jakże niedumny rozdział swego życia, traktujący o miłosnych
podchodach w piekarni.
Złocistą, twardą jak kamień skórkę pieczywa pokrywał jasny meszek. Kaoru pokręcił głową i uśmiechnął się lekko.
- Och, kochana... Dojrzewasz! - zapiszczał. Zgarnął przyjaciółkę z pościeli, podbiegł do okna, otworzył je i wyrzucił ją jak najdalej potrafił. Zdecydowanie wolał "nieletnie" bagietki, zdatne do ewentualnego spożycia gdyby przypadkiem znalazł się w pułapce. Nie był pedofilem, nic z tych rzeczy. Lubił po prostu, gdy pod twardą powłoką, kryła się delikatna niczym obłoki na błękitnym, majowym niebie osobowość. Był także fanem gładkiej skóry, którą Antoinette niestety nie mogła się poszczycić. Tak szybko dorosła... Kaoru powędrował do łazienki, by pozbyć się oleju nałożonego wieczorem na włosy. Co jak co, ale czupryna była dla niego sprawą pierwszoplanową. Można by skwitować go stwierdzeniem "włosomaniaczka reprezentująca płeć męską". Choć... Co do płci Kyo i Die miewali czasem wątpliwości. Tak czy siak, lider rockowego zespołu musi posiadać piękną kaskadę błyszczących włosów, opadającą zmysłowo na ramiona, by przyciągać fanki... fanów... i bagietki, w ostateczności. Szorując kasztanowe fale, gitarzysta stwierdził, że skończy z chwytaniem za ostatnią
***
- Zabieraj stąd tego buciora! - głośny szept basisty
rozległ się w ogródku lidera, pod samym balkonem, który właściciel pozostawił
otwarty nie wykazując się przy tym zdolnością abstrakcyjnego myślenia, jaką
natura obdarzyła już małpy.
- Którego? - zapytał niewinnie Shinya, wspinając się po
przyjacielu, by dosięgnąć rogu balkonu.
- Najlepiej i ten z mojego nosa i ten z ramienia.
- Lecę! - krzyknął perkusista i runął między grządki
piwonii i petunii.
- Shin-chan... Drzwi są otwarte... - mruknął zażenowany Toshiya, pociągając za klamkę. Perkusista zaklął, podniósł się i pozbywszy się ziemi z ciemnych jeansów, dosłownie wskoczył do środka. Za nim spokojnie i w ciszy wszedł brunet, cicho zamykając drzwi. Z łazienki dobiegał szum wody i zawodzenie. Shinya wzdrygnął się.
- Czyli to prawda... - szepnął.
- Co?
- Że on hoduje lwy morskie w wannie...
- To nie lwy morskie, to foczka Kaoru-san... - westchnął ciemnowłosy, drapiąc się po głowie.
Obaj wiedzieli, że rytuał kąpielowy gitarzysty trochę potrwa. Mieli więc wystarczającą ilość czasu na poszukiwania. Tylko tu nasuwało się pytanie - gdzie mógł znajdować się puchaty zeszycik z zapiskami dotyczącymi życia fana Francji?
- Jak dla mnie trzyma to z bielizną.
- Brudną, czy czystą?
- To to się rozdziela? - Toshiya zdawał się być zaskoczony.
- Eee... - zawahał się blondyn. - Nieważne. Ty sprawdzasz. - skrzywił się.
Niestety, nie było tam niczego co wskazywałoby na obecność dziennika. Znaleźli jedynie parę myszy, prawdopodobnie ser pleśniowy i opakowanie po czerwonej fasoli. W wyglądającym na czyste mieszkaniu zupełnie nie spodziewaliby się takich znalezisk. Nie spodziewaliby się, gdyby owe mieszkanie nie należało do tak dobrze znanej im osoby, która swój lunch wyciąga z kapelusza, niczym jakiś średniej klasy magik. Kiedy przetrzepali wszystkie możliwe i niemożliwe miejsca, najciemniejsze dziury i zagłębienia domu gitarzysty i nie znaleźli ani jednego, najmniejszego nawet skrawka papieru, który nie pochodził z książki, spojrzeli się po sobie ze zrezygnowaniem.
- Nie ma...
- Kąpie się z nim, czy co? - żachnął się ciemnowłosy.
- Nie wiem, ale zjadłbym coś... - perkusista zaczął zmierzać w stronę kuchni, przy akompaniamencie kolejnych, oślich brzmień dochodzących z miejsca szatańskich obrzędów mycia włosów. Toshiya osunął się, pozbawiony wszelkiej nadziei, na kanapę.
- Jest! - na dźwięk słów Shinyi, basista wstał i pobiegł do kuchni. Blondyn stał przy lodówce z zachwytem w oczach, wpatrując się w jej zawartość.
- Shin-chan... Drzwi są otwarte... - mruknął zażenowany Toshiya, pociągając za klamkę. Perkusista zaklął, podniósł się i pozbywszy się ziemi z ciemnych jeansów, dosłownie wskoczył do środka. Za nim spokojnie i w ciszy wszedł brunet, cicho zamykając drzwi. Z łazienki dobiegał szum wody i zawodzenie. Shinya wzdrygnął się.
- Czyli to prawda... - szepnął.
- Co?
- Że on hoduje lwy morskie w wannie...
- To nie lwy morskie, to foczka Kaoru-san... - westchnął ciemnowłosy, drapiąc się po głowie.
Obaj wiedzieli, że rytuał kąpielowy gitarzysty trochę potrwa. Mieli więc wystarczającą ilość czasu na poszukiwania. Tylko tu nasuwało się pytanie - gdzie mógł znajdować się puchaty zeszycik z zapiskami dotyczącymi życia fana Francji?
- Jak dla mnie trzyma to z bielizną.
- Brudną, czy czystą?
- To to się rozdziela? - Toshiya zdawał się być zaskoczony.
- Eee... - zawahał się blondyn. - Nieważne. Ty sprawdzasz. - skrzywił się.
Niestety, nie było tam niczego co wskazywałoby na obecność dziennika. Znaleźli jedynie parę myszy, prawdopodobnie ser pleśniowy i opakowanie po czerwonej fasoli. W wyglądającym na czyste mieszkaniu zupełnie nie spodziewaliby się takich znalezisk. Nie spodziewaliby się, gdyby owe mieszkanie nie należało do tak dobrze znanej im osoby, która swój lunch wyciąga z kapelusza, niczym jakiś średniej klasy magik. Kiedy przetrzepali wszystkie możliwe i niemożliwe miejsca, najciemniejsze dziury i zagłębienia domu gitarzysty i nie znaleźli ani jednego, najmniejszego nawet skrawka papieru, który nie pochodził z książki, spojrzeli się po sobie ze zrezygnowaniem.
- Nie ma...
- Kąpie się z nim, czy co? - żachnął się ciemnowłosy.
- Nie wiem, ale zjadłbym coś... - perkusista zaczął zmierzać w stronę kuchni, przy akompaniamencie kolejnych, oślich brzmień dochodzących z miejsca szatańskich obrzędów mycia włosów. Toshiya osunął się, pozbawiony wszelkiej nadziei, na kanapę.
- Jest! - na dźwięk słów Shinyi, basista wstał i pobiegł do kuchni. Blondyn stał przy lodówce z zachwytem w oczach, wpatrując się w jej zawartość.
- Jajka? Serio, obłożył to jajkami? - zdziwił się starszy.
Shinya, nie dbając o nic wyciągnął szybkim ruchem dziennik z lodówki. Schował
go szybko pod koszulkę i zatrzasnął lodówkę.
- Zmywamy się.
- Zmywamy się.
***
Kochany Pamiętniczku
Będę tu zapisywać swoje
życie, od początku do końca, z każdym szczegółem.
Dzisiejszy dzień można
zaliczyć do udanych. Udało nam się uformować zespół. Poznałem czterech
przychlastów, są trochę głupi ale i tak ich lubię. Gitarzysta chciał umówić się
z perkusistą, więc będzie ciekawie.
- Stop! - jasnowłosy przerwał czytanie. - Mam
rozumieć, że Die...
- Nie, myślał że jesteś babą. - wyjaśnił mu przyjaciel. - Czytaj dalej.
Perkusista przewrócił kartki do bardziej aktualnych wpisów, gdyż te interesowały go najbardziej.
Zmoczyłem spodnie z radości.
Ten fragment rzucił mu się w oczy, co sprawiło, że zaczął przewracać strony w zastraszająco szybkim tempie. Dopiero, gdy Toshiya złapał go za ręce, a łokciem przysunął dziennik bliżej siebie, uspokoił się. Basista podniósł pamiętnik, otworzył na przypadkowej stronie i zaczął czytać.
Nie wiem już, co mam robić. Zakochałem się. Ona jest w mojej głowie, w mojej pamięci, nie może odejść sprzed mych oczu. Jest w snach, marzeniach... Wszędzie. Ona, cudowna, egzotyczna, tak bliska, a jednocześnie tak odległa... Jest piękna i zachwycająca w każdym calu. Kocha sztukę, a jej historia porusza mnie i zachwyca do granic możliwości...
- Ale on jest głęboki...
- Skąd wiesz?
- Zamknij się... - perkusista odwrócił się w stronę okna.
Kocham każdy jej cal. Gdy morze obmywa złoty, piaskowy odcień jej ciała, gdy obsypują ją krople letnich deszczy...
Po prostu, tam zostawiłem swoje serce. Jeden, jedyny raz pokochałem jakiekolwiek istnienie z taką niewysłowioną siłą.
O, moja muzo, kiedyż będę mógł znów cię ujrzeć?
Francjo!
- Niczego nie żałuję. Robimy ksero, za parę lat będzie z tego niezła książka. - zaśmiał się jasnowłosy.
- On jest chory.
- Jak do tego doszedłeś?
Francjo, ojczyzno mej duszy...
W jej imię zadecydowałem zmienić się na lepsze. Muszę spróbować przeżyć wewnętrzną przemianę.
Poznałem także kobietę.
Jej imię brzmi Antoinette.
Poznaliśmy się w piekarni. Skusiła mnie zmysłowym zapachem od jej złocistej skóry. Piękny kształt jej ciała, ideał w każdym calu pobudzał moje zmysły do czerwoności.
Na odwrocie strony wklejone było kolorowe zdjęcie rzeczonej piękności. Piękności, z którą bliskie spotkanie odbyło kiedyś czoło Shina. Mężczyźni zlustrowali fotografię wzrokiem, który na pewno nie wyrażał "pobudzenia zmysłów". Toshiya przewrócił kilka kartek w tył. Powrócił do czytania na głos.
Dzisiaj koncert. A ja zjadłem wczoraj czternaście ogórków i popiłem maślanką. Boję się.
Ogólnie, zapowiada się dobrze. Shinya prawie wywalił się ostatnio, wchodząc na scenę, a Toshiya znowu odmówił sprzątania nam łazienek. Pewnie przez te ogórki... Starałem się dobrze wyperfumować kibel...
Ostatnio czuję się jakoś źle ze samym sobą. Oczywiście nadal jestem cudowny, ale tylko cudowny. Nie podoba mi się to, że brakuje mi na siebie określeń. Powinienem chyba porozmawiać z psychologiem o problemach z samoakceptacją.
Moja mama miała urodziny! Wysłałem jej książkę "Jak radzić sobie ze starością?". Nie wiem, dlaczego nie odbiera...
I poczciwy Kyo dał mi płytę Fasolek. Podziękowałem mu pięknie, ale potraktował to jako żart. Jako fan mocnego grania, ten polski klasyk jest bardzo bliski mojemu sercu.
"Szczotka, pasta, kubek, ciepła woda...
Tak się zaczyna wielka przygoda!"
Naprawdę, są niesamowici. Lubię też oglądać ich PV.
Wokół tego wpisu znajdowało się tyle serduszek rysowanych kredkami świecowymi, że basista zatrzasnął zeszycik w trybie natychmiastowym.
- Pan Francja jest psycholem. - stwierdził.
- Pan Francja skopie nam tyłki.
Nagle w pokoju rozległ się dźwięk telefonu. Shinya odblokował ekran. Zbladł.
Dzwonił Kaoru.
- Nie, myślał że jesteś babą. - wyjaśnił mu przyjaciel. - Czytaj dalej.
Perkusista przewrócił kartki do bardziej aktualnych wpisów, gdyż te interesowały go najbardziej.
Zmoczyłem spodnie z radości.
Ten fragment rzucił mu się w oczy, co sprawiło, że zaczął przewracać strony w zastraszająco szybkim tempie. Dopiero, gdy Toshiya złapał go za ręce, a łokciem przysunął dziennik bliżej siebie, uspokoił się. Basista podniósł pamiętnik, otworzył na przypadkowej stronie i zaczął czytać.
Nie wiem już, co mam robić. Zakochałem się. Ona jest w mojej głowie, w mojej pamięci, nie może odejść sprzed mych oczu. Jest w snach, marzeniach... Wszędzie. Ona, cudowna, egzotyczna, tak bliska, a jednocześnie tak odległa... Jest piękna i zachwycająca w każdym calu. Kocha sztukę, a jej historia porusza mnie i zachwyca do granic możliwości...
- Ale on jest głęboki...
- Skąd wiesz?
- Zamknij się... - perkusista odwrócił się w stronę okna.
Kocham każdy jej cal. Gdy morze obmywa złoty, piaskowy odcień jej ciała, gdy obsypują ją krople letnich deszczy...
Po prostu, tam zostawiłem swoje serce. Jeden, jedyny raz pokochałem jakiekolwiek istnienie z taką niewysłowioną siłą.
O, moja muzo, kiedyż będę mógł znów cię ujrzeć?
Francjo!
- Niczego nie żałuję. Robimy ksero, za parę lat będzie z tego niezła książka. - zaśmiał się jasnowłosy.
- On jest chory.
- Jak do tego doszedłeś?
Francjo, ojczyzno mej duszy...
W jej imię zadecydowałem zmienić się na lepsze. Muszę spróbować przeżyć wewnętrzną przemianę.
Poznałem także kobietę.
Jej imię brzmi Antoinette.
Poznaliśmy się w piekarni. Skusiła mnie zmysłowym zapachem od jej złocistej skóry. Piękny kształt jej ciała, ideał w każdym calu pobudzał moje zmysły do czerwoności.
Na odwrocie strony wklejone było kolorowe zdjęcie rzeczonej piękności. Piękności, z którą bliskie spotkanie odbyło kiedyś czoło Shina. Mężczyźni zlustrowali fotografię wzrokiem, który na pewno nie wyrażał "pobudzenia zmysłów". Toshiya przewrócił kilka kartek w tył. Powrócił do czytania na głos.
Dzisiaj koncert. A ja zjadłem wczoraj czternaście ogórków i popiłem maślanką. Boję się.
Ogólnie, zapowiada się dobrze. Shinya prawie wywalił się ostatnio, wchodząc na scenę, a Toshiya znowu odmówił sprzątania nam łazienek. Pewnie przez te ogórki... Starałem się dobrze wyperfumować kibel...
Ostatnio czuję się jakoś źle ze samym sobą. Oczywiście nadal jestem cudowny, ale tylko cudowny. Nie podoba mi się to, że brakuje mi na siebie określeń. Powinienem chyba porozmawiać z psychologiem o problemach z samoakceptacją.
Moja mama miała urodziny! Wysłałem jej książkę "Jak radzić sobie ze starością?". Nie wiem, dlaczego nie odbiera...
I poczciwy Kyo dał mi płytę Fasolek. Podziękowałem mu pięknie, ale potraktował to jako żart. Jako fan mocnego grania, ten polski klasyk jest bardzo bliski mojemu sercu.
"Szczotka, pasta, kubek, ciepła woda...
Tak się zaczyna wielka przygoda!"
Naprawdę, są niesamowici. Lubię też oglądać ich PV.
Wokół tego wpisu znajdowało się tyle serduszek rysowanych kredkami świecowymi, że basista zatrzasnął zeszycik w trybie natychmiastowym.
- Pan Francja jest psycholem. - stwierdził.
- Pan Francja skopie nam tyłki.
Nagle w pokoju rozległ się dźwięk telefonu. Shinya odblokował ekran. Zbladł.
Dzwonił Kaoru.
___________________________
Przybywam z drugą częścią moich psychoz! Będzie ich z pewnością jeszcze więcej.
Bardzo cieszy mnie, że na blogu jest jakakolwiek aktywność i odzew z Waszej strony. Motywujecie ^^ Dziękuję!
Wena dosłownie się ze mnie wylewa, niczym woda z łazienki Kaoru. Tak więc... Czy są jakieś zespoły, o których rzeczy tego typu chcielibyście tu znaleźć? Pomijając Gazetto, bo tu już zbieram pomysły.
Niech ten tydzień szybko minie, byle do majówki!
Bardzo cieszy mnie, że na blogu jest jakakolwiek aktywność i odzew z Waszej strony. Motywujecie ^^ Dziękuję!
Wena dosłownie się ze mnie wylewa, niczym woda z łazienki Kaoru. Tak więc... Czy są jakieś zespoły, o których rzeczy tego typu chcielibyście tu znaleźć? Pomijając Gazetto, bo tu już zbieram pomysły.
Niech ten tydzień szybko minie, byle do majówki!