-
Jasna cholera! – dało się usłyszeć krzyk zza ściany. Kamijo właśnie przebierał
się i zmywał makijaż po koncercie. Odłożył buteleczkę z płynem do demakijażu i
zajrzał do pokoju obok. Tak jak przewidywał, Hizaki męczył się z sukienką. Ręce
miał powyginane we wszystkie strony rozpaczliwie usiłując dosięgnąć sznurków od
gorsetu, chciałoby się powiedzieć…
- Stop, teraz Hizaki, ręka jak złamana. Nakurwia węgorza, nananananana. – do pokoju wsunęły się niemalże białe, całkowicie sztywne włosy, a za nimi ich właściciel. Kamijo patrząc na to wszystko czuł się oderwany od rzeczywistości, więc z powrotem zaczął pocierać powiekę wacikiem nasączonym płynem, który sprawiał, że dotychczasowy książę Versailles zaczął przypominać księcia pand.
- Gdzie Masashiego zgubiłeś? – zapytał białowłosego nie zaprzestając prób zmycia apokalipso odpornego tuszu z rzęs.
- Zobaczył jakiegoś kota. Jak zwykle wyszliśmy na papierosa, ale tylko w teorii, bo on mówiąc że idzie na papierosa ma na myśli, że idzie na whiskasa. – rzucił w odpowiedzi Teru zakręcając na palcu dłuższy kosmyk swoich włosów.
- POMOGLIBYŚCIE, A NIE STOICIE JAK TE KLOCE! – wydarł się Hizaki, aż spadła mu róża z misternie ułożonej fryzury. Zawsze gdy się denerwował, lewe oko uciekało mu do góry i tak też było tym razem.
- Spokojnie, kochany, bo ci się podpaska odklei. – odgryzł się ten sam osobnik, który przed chwilą relacjonował wokaliście wyjście na zaplecze budynku. Podszedł do przyjaciela i jednym ruchem pomógł mu w rozwiązaniu tasiemki.
- Jakieś dziękuję? – Teru uniósł brew.
- Ciesz się, że żyjesz. – odwarknął Hizaki.
- Też cię kocham. Kamijo, chcesz mój płyn? Wyglądasz jak panda, a jak będziesz to dłużej trzeć to zmienisz się w japońskiego murzyna i…
- Serio, zamknij się. – roześmiał się Kamijo. – Ale płyn daj. – najmłodszy poszedł po kosmetyk zostawiając parę książęcą sam na sam.
- Mówiłem, kurwa, żeby mi dali tę czarną kieckę, ale nie, przecież różowa jest idealna…
- Nie jest różowa. I nie przeklinaj... W ustach kobiety nie wygląda to dobrze. – wtrącił wokalista.
- A jaka, twoim zdaniem?! – zapytał gitarzysta potrząsając nerwowo loczkami.
- Malinowa. I to brudna malina.
- Gej.
- Po prostu lubię róże. – mruknął w odpowiedzi, na tę jakże nietrafną obelgę. – I znam ich kolory. Takiej jeszcze nie widziałem, w kolorze twojej kiecki. – dodał podnosząc z podłogi kwiat i wąchając go.
- Ciekawe, co byś powiedział jakby wcisnęli cię w różow… Ha! Założę się, że nie dasz rady tego na siebie założyć! – Hizaki wyprostował się, uwalniając się tym samym z barokowej szmatki. Podniósł ją i wyciągnął dłoń w stronę Kamijo, który nic nie robił sobie z tego, że stoi obok niego kumpel z umalowanymi oczami, wylakierowanym koczkiem na głowie, w wypchanym staniku i męskich bokserkach. Dodajmy jeszcze fakt, że wirtuoz wiosła nie lubował się w codziennej depilacji nóg. Krótkowłosy blondyn odsunął płatek kosmetyczny od twarzy pozostawiając na oczach czarną otoczkę i odłożył wraz z różą na stolik, przy którym stał.
- Czy to ma być wyzwanie? Przyjmuję. – wziął sukienkę przewieszoną przez ramię przyjaciela, a tamten zaczął mordować się ze stanikiem.
- Pieprzone berety na sznurku… - mruknął pod nosem, jednak wciąż delektując się wizją swojego księcia w swojej sukience. Kamijo zrzucił szlafrok i zaczął wciskać się w strój sceniczny Hizakiego. I w tym momencie do pokoju wszedł Teru w normalnych ubraniach, ze zmytym już makijażem i obiecanym kosmetykiem w dłoni.
- Wybacz że tak dłu… Co tu się wyrabia? – nie krył zdziwienia. Jako jedyny z członków zespołu po raz pierwszy miał szanse widzieć Hizakiego w biustonoszu. I do tego fakt, że pozornie normalny lider wciskał się w iście męskie wdzianko…
- Kamijo przyjął wyzwanie. I… No nie gap mi się na cycki, no! – oburzył się Hizaki
- Cycki? – Teru parsknął śmiechem.
- I jak wyglądam? – zapytał wokalista wiążąc jakiś rzemyk na boku sukienki. Gitarzyści zaczęli się śmiać. To powinno wystarczyć jako odpowiedź. Gdy Hizaki w sukience prezentował się często powalająco, a zwykle naprawdę dobrze, tak Kamijo wyglądał jak… Jak…
- Wyglądasz jak samiec pandy w sukience. – zauważył Yuki, opierając się o futrynę z założonymi rękami. Jako jedyny zdążył wziąć prysznic, przebrać w dres, zmyć makijaż i pozbyć się nadmiaru lakieru z głowy. Ale Yuki to Yuki. On zawsze wszystko robił szybciej i efektywniej.
- Co ty nie powiesz… Pomóżcie mi to zdjąć i Teru, daj to mleczko.
- Proszę bardzo – wykrztusił przez śmiech młodszy gitarzysta pociągając za sznurek przy gorsecie od sukienki i wciskając wokaliście kosmetyk w dłoń.
- Idę sobie – Kamijo wydął wargi udając obrażonego. Sukienka zjechała z niego niemal natychmiast. Zarzucił szlafrok i skierował się w stronę łazienki.
- Ruszajcie się w końcu, chcę do hotelu. – ziewnął perkusista przeciągając się. Koniec trasy robił swoje. Koniec trasy zawsze był tym dniem, w którym wypadało się napić, mimo że nie wszystkim się chciało.
- I tak nie pójdziesz spać. Masashi znalazł kota, a ja mam piwo, jakby co. – wyszczerzył się Teru w swoim najsłodszym uśmiechu.
- Kolejny sierściuch? No ja z nim nie wytrzymam… - szatyn przewrócił teatralnie oczami.
- Będziesz musiał, bo jak nie ty to nikt. Tylko ty masz tyle cierpliwości. – tłumaczył najmłodszy.
- Hizaki… Czy ty masz w staniku skarpetki? – perkusista zignorował Teru i z zaciekawieniem patrzył na drugiego gitarzystę.
- A co ty sobie myślałeś? Z czego mam sobie cycki zrobić?
- Zainwestuj w silikon – Yuki zrobił unik przed skarpetkową kulą lecącą w jego stronę.
- O, patrzcie kto wrócił! – ucieszył się białowłosy na widok basisty. Wyglądał na bardzo przygaszonego, w dodatku w kąciku jego oka widniał świeży siniak.
- Co ci? – rzucił Yuki.
- Kiciuś mnie pobił. – odburknął Masashi, po czym usiadł chowając twarz w dłoniach.
- Zrobią ci taki fajny różowy cień w kąciku oka i będą mówić, że tak ma być i że nic ci się nie stało, ale fajnie! – Teru dostał głupawki.
- Dlaczego jak ja mu chciałem pokazać jak mi się podoba, on zbył mnie tak brutalnie? – zawył teatralnie basista otwierając ramiona w stronę sufitu. Yuki usiadł obok niego.
- Wiesz, miałem podobnie z dziewczyną…
- Dziewczyna nie chciała delikatnych mięsnych kąsków w sosie?
- A… Dobra, nie ważne. – perkusista odsunął się od bruneta, który oparł się o ścianę. Wersalki dla Versailles paradoksalnie nie miały oparć.
- Yuki, nie tak się to robi – odezwał się właściciel sztywnej fryzury. Lakieru za cholerę nie dało się wyczesać. – Patrz i ucz się. – Teru usiadł obok Masashiego i poklepał go po ramieniu.
- Nie załamuj się, to tylko kot, poza tym ty masz swojego i mógłby nie tolerować nowego przyjaciela... Byłby o ciebie zazdrosny. – gitarzysta świetnie udawał poważnego, podczas gdy perkusista zagryzał wargi, by się nie śmiać. Hizaki przyglądał się im z lekkim uśmiechem na twarzy, zmywając makijaż z rozbieganego, lewego oka. Stał sobie tak oparty o jakąś komodę mając na sobie tylko czerwone bokserki z napisem „ROVE YOU”. Prawdopodobnie chodziło o „LOVE YOU”, ale w Japonii nikomu nie robiło to różnicy. Właściwie… Kto nosi gacie z wyznaniem miłości? Nie ważne, zapomnijmy.
- Tak myślisz? – ożywił się Masashi i objął Teru w przyjacielskim uścisku. Ten poklepał go po plecach i lekko zakłopotanym wzrokiem spojrzał na gryzącego pięść, poczerwieniałego ze śmiechu Yukiego. Masashi ściskał go coraz mocniej, aż w końcu drobnej budowy chłopakowi zaczęło brakować tchu.
- Yuki… Pomóż… - wydusił, a perkusista zaczął potrząsać basistą. Teru udało się choć trochę uwolnić.
- Po kota leć! – podniósł głos.
- Rusz ten jędrny tyłek i rzuć mi Piisuke. – krzyknął Yuki do Hizakiego, biernego w akcji ratowania gitarzysty. Wpływem impulsu, podbiegł do transportera z kotem i wyjął z niego ospałe i opasłe zwierzę. Rzucił nim wprost w ramiona przyjaciela. Kot szybował z gracją martwej kałamarnicy, całkowicie obojętny na to, co działo się wokół niego. Prawdopodobnie przyzwyczaił się już, że jego właściciel był jedyną osobą w zespole, która nim nie rzuca. Yuki położył Masashiemu kota na głowie, a ten wypuścił ledwo przytomnego Teru ze swoich objęć. Gitarzysta osunął się luźno na podłogę. Podtrzymali go Yuki z Hizakim.
- Nie próbujcie tego w domu… - westchnął przeciągle były więzień ramion basisty. Wszyscy spojrzeli na kota, który posyłał im nienawistne spojrzenia.
- Łazienka wolna. – mruknął Kamijo. – Wszystko dobrze? – dodał, widząc położenie reszty zespołu.
- Taaaaak… - odparli chórem. Hizaki wstał i poszedł się wykąpać. Wrócił chwilę później owinięty ręcznikiem jak kobieta, która chce zasłonić piersi.
- Hizaś, włącz men mode… - rzucił zażenowany Yuki w strone gitarzysty. Długowłosy prawie od razu ogarnął, o co chodzi i opuścił ręcznik na biodra, co zdecydowanie ujęło mu kobiecości.
- Masashi, już ok? – zapytał białowłosy wciąż siedząc na podłodze.
- Ale z czym? – zapytał udręczony kotofil, jakby zapomniał co przed chwilą robił.
- Nieważne…
Hizaki wrócił do pokoju, całkowicie już gotowy. Niemalże całkowicie udało mu się rozprostować włosy. Nareszcie zaczął przypominać mężczyznę.
- Masashi, siusiu, paciorek i spać. – zażartował odkładając ręcznik do torby. Niewzruszony basista nadal zajmował się swoim kotem.
- Masashi, bawole! – powtórzył Hizaki z nieco większą stanowczością. Adresat wypowiedzi gitarzysty wciąż jednak był nieporuszony. Yuki i Teru posłali porozumiewawcze spojrzenie Hizakiemu. Ten poszedł po Kamijo i po chwili siły miały się do siebie jak cztery do jednego. Kota nikt nie liczył, problemem było zabrać go basiście.
Młodszy gitarzysta wraz z perkusistą złapali czarnowłosego za nogi, a na sygnał dany przez lidera pociągnęli go na dół. Hizaki usiadł mu na rękach przyszpilonych nad głową ich właściciela. Kamijo zaś rzucił kota na twarz Masashiego i przystąpił do rozbierania go. Na szczęście basista wcześniej wpadł na pomysł pozbycia się ciężkiego płaszcza i butów na koturnie. Wokaliście udało się pozbawić przyjaciela koszuli, a gdy zaczął zabierać się za pasek od spodni, Masashi nagle podskoczył sprawiając, że Yuki i obaj gitarzyści omal nie wylecieli w powietrze, a kot wylądował na Hizakim. Wszyscy leżeli na ziemi, jedynie Kamijo siedział na udach Masashiego z dłonią na szlufce paska jego spodni. Czarnowłosy wspierał się na łokciach i z przerażeniem w pomalowanych oczach wpatrywał się w lidera. Ciszę przerwał dźwięk migawki od aparatu. Wszyscy skierowali wzrok w stronę Teru. Ten zastygł w pozie, w jakiej robił sobie selfie z przyjaciółmi w dwuznacznej pozie.
- No co? Na twittera będzie… - wytłumaczył się robiąc jedną z min „Nic się nie stało” i zaczął grzebać w telefonie.
- Dziecko neo… - westchnął Yuki.
- Zamknij się, masz obudowę na telefon z gameboyem.
- Była promocja…
- Nie musiałeś brać różowej. – oboje zamilkli. Oboje wiedzieli, że nie była różowa, a łososiowa i prawdopodobnie to sprowadziło ich do milczenia.
- Ka… Kami… Kamijo… - wyjąkał Masashi.
- Tak?
- Mógłbyś ze mnie zejść?
- Oczywiście… - odpowiedział z uśmiechem schodząc z obezwładnionego do niedawna basisty. – Oczywiście, kotku. – dodał zgryźliwie. Reszta zachichotała pod nosem.
- Zeskrobcie ze mnie tę górę sadła. – Hizaki wydał rozkaz.
- Pociągnij za ogon, jak nie zadziała to za to dru…
- HIZAKI, CO TY ODWALASZ?! – wydarł się Masashi zrywając się i dopadając do zdezorientowanego gitarzysty. Zatrzymał go Kamijo swoją własną torbą. Ułamek sekundy później Masashi wpatrywał się tępo w nie ukrywającego zadowolenia lidera. Hizaki zdążył w tym czasie rzucić zwierzę za siebie. Masashiemu najwyraźniej umknął ten moment w momencie uderzenia.
- Zmywaj tapetę i dupa w troki, bo nie ręczę za siebie. – uśmiechnął się wokalista jednym ze swoich przerażających grymasów. Basista momentalnie zabrał się za doprowadzanie swojego wyglądu do znormalizowanej wersji. Spakował kota do transportera i wstawił go do samochodu, podczas gdy pozostali już tam na niego czekali.
- No, nareszcie. Jedziemy do baru – ucieszył się Teru na perspektywę pochłoniętych litrów alkoholu. Masashi wpakował się na tylnią kanapę obok Teru i Yukiego.
Skończyło się to tak, że gitarzysta marudził z braku miejsca i Yuki z poświęceniem usiadł basiście na kolanach. Kamijo i Hizaki mogli mieć to gdzieś, zajęli podwójny fotel obok kierowcy.
- Stary, ale masz kościstą dupę – jęknął Masashi rozcierając nogę.
- Masz coś do mojej dupy?
- Eeee… Nie.
- Szczęście jest po twojej stronie.
Weszli do baru i zajęli stolik na sześć osób, proponując małe co nieco kierowcy. Mężczyzna zgodził się bez wahania i chwilę później obserwował zapijającego się do nieprzytomności Teru i przysypiającego na ramieniu basisty Yukiego. Hizaki opowiadał coś w miarę normalnego, więc wszyscy go słuchali. I byłoby całkiem miło, gdyby nie to, że w nagłym przypływie procentów białowłosy wpadł pod stół i ugryzł Kamijo w łydkę.
- AMEBA! – wydarł się zaskoczony lider, przed chwilą wpatrujący się w starszego gitarzystę.
- Jaka kurwa ameba? – zapytał Hizaki.
- Pod stołem jest jakaś pieprzona ameba!
- Ameb nie widać, jełopie.
- Przypominacie mi świat według kiepskich – rzucił Masashi. Rozmowna dwójka obrzuciła go spojrzeniem w stylu „are you fucking kidding me?”.
- Huhuhehuhuhehuhuhehuhuhe. Teru… Hik!... Ameba… Hik! – czkał białowłosy.
- Najebał się… Kto go niesie? Bo nie ja. – bąknął Hizaki.
- I nie ja. – dołączył się wokalista. Padło na Masashiego, bo Yuki już smacznie spał oparty o niego.
- Nienawidzę was… Chodź, amebko, kici ki…
- Deklu, ameba to nie kot. – mruknął Hizaki spoglądając na bruneta.
- Łomie, Teru to nie ameba – Kamijo popatrzył się na pozostałego wśród żywych gitarzystę.
- Zamknijcie się już, on ma swój świat… - fuknął Masashi wciągając Teru z powrotem na swoje miejsce.
- Masasiek, jesteś taką dobrą ciocią… - zauroczył się Kamijo na widok Basisty obklejonego dwoma Wersalkami. Teru bowiem aktywował czułość i wczuwając się w rolę ameby lizał basistę po policzku.
- Dlatego wolę koty…
- W ogóle, Zin, to tak cię pomijamy… - zwrócił się Hizaki w stronę kierowcy.
- Nie przeszkadza mi to – uśmiechnął się blondyn.
- Ale mógłbyś się odezwać, chociaż czasem, głupio tak – burknął Kamijo nie przestając masować pogryzionej łydki.
- Ameba się odezwie! Hehehehehehehehe – Teru rzucił się na stół, a Masashi podtrzymał go, by nie przewrócił stołu. Pociągnął go za spodnie z powrotem do pozycji siedzącej i złapał za ramiona, by ograniczyć Amebie możliwość ruchu.
- Fanki by dostały palpitacji – zaśmiał się Hizaki. Basista zmierzył go morderczym spojrzeniem.
- Jego ugryzł w łydkę. – czarnowłosy spojrzał na wokalistę. – Jeśli chcesz wyjść z baru jako wałach to pozdrawiam, mogę go puścić.
- Dobra, trzymaj. – gitarzysta wbił wzrok w drewniany blat.
- On już jest wałachem – mruknął przez sen Yuki i przerzucił głowę z ramienia Masashiego na ramię Zina.
- No zaraz mu przywalę! – warknął Hizaki, ale powstrzymał go Kamijo, łapiąc w okolicach talii. Wyjął z torby podpaskę i przykleił długowłosemu na oczy. Chłopaki spojrzeli się na niego zdziwieni. Hizaki powoli zwrócił głowę w stronę wokalisty i równie powoli odkleił środek higieniczny z twarzy. Zapanowała cisza.
- No co, noszę na wszelki… - Masashi zaczął nerwowo chrząkać. Nawet Teru zamilkł na chwilę i wpatrywał się tępo w lidera.
- Ekhe… Może by go tak obudzić? – zaproponował Hizaki, byleby zmienić temat. Złość na przyjaciela o zakwestionowanie jego męskości całkowicie mu już przeszła.
- Lepiej nie, był totalnie wyczerpany. – odradził Kamijo.
- MASASHI, JESTEŚ TAKI OZIĘBŁY! – białowłosy przyłożył basiście w twarz i zaczął płakać. I tu zaczął się problem, bo to Yuki był tym, który potrafił uspokoić każdego. Jednak on wtulał się w ramię Zina i czasem coś mamrotał. Masashi złapał filigranowego gitarzystę za nadgarstki i zaczął głaskać po głowie, żeby może chociaż trochę go uspokoić. Na ten gest, Teru wyrwał się basiście i przytulił go ściskając ze swojej całej, niewielkiej siły. Jakby chciał się odwdzięczyć za akcję sprzed paru godzin.
- Dobra robota, Masashi. Zaraz powinien zasnąć i po kłopocie. – uradował się Kamijo. Faktycznie, około kwadrans później podchmielony Teru smacznie spał opierając się o ramię czarnowłosego.
- Jak tak na was wszystkich patrzę, to czuję się samotny… - westchnął Kamijo ku zakłopotaniu Zina i basisty. – A ty, Hizaki?
- Na mnie nie licz – prychnął. – Wystarczająco dużo fanficków czytałem.
- Porozmawiajmy o tym.
- Wolisz nie. W jednym zakładałeś mi puchate kajdanki…
- Hola, hola, bez szczegółów!
- Sam chciałeś… - odparł gitarzysta podpierając się ręką o stół. – Zin, to prawda, że rozpadł ci się zespół?
- Tak… I dlatego robię w staffie. Byłem na wokalu.
- Proszę… Jak się nazywaliście?
- Paradox. – Hizaki wklepał nazwę w wyszukiwarkę na smartfonie. Włączył jakieś wideo. Rozbrzmiał mocny głos kierowcy. Znaczy… Niezłego wokalisty, który skończył jako kierowca.
- Ty, dobry jesteś – uśmiechnął się Masashi, a pozostali przy życiu członkowie zespołu spojrzeli na Zina.
- Dzięki – odrzekł blondyn.
- Dziwne, że o was nie słyszałem… - zastanawiał się Kamijo.
- Nie dziwne, tylko byliśmy do bani.
- No… Fakt, gitarzysta chyba grał na haju…
- A basista jak przedszkolak…
Nie trzeba chyba wspominać, kto był odpowiedzialny za poszczególne kwestie.
- No właśnie. – burknął Zin, widocznie niechętny do przywoływania wspomnień.
Yuki podniósł się i zaczął rozglądać się zaspanymi oczami.
- Sorry, Zin. – zwrócił się do właściciela ramienia, na którym spał.
- Mam nadzieję, że chociaż wygodny jestem – zaśmiał się w odpowiedzi.
- Dobra, koniec bo jeszcze się Hizakiemu podpaski przydadzą.
- Zamknij się, Masashi – gitarzysta odgarnął włosy za ucho i zaczął grzebać w torbie.
- Co, tamponów szukasz? – zadrwił lider. Hizaki nie wytrzymał i zamachnął się z całej siły swoją czarną, skórzaną torbą na Kamijo. Yuki i Zin patrzyli na tę akcję z niemałym podziwem, Masashi zaś chciał ratować wokalistę. Nie miał jednak takiej możliwości, gdyż Teru obejmował jego udo i spokojnie chrapał oparty o jego kolana. Torba trafiła prosto w nos Kamijo.
- Uwaliłeś mi torbę fluidem, tapeciarzu. – fuknął Hizaki, zupełnie nie przejmując się tym, że jego książę spadł z ławki.
- Powiedz lepiej, co ty tam masz… Tampony raczej tyle nie ważą.
- Chyba, że zużyte. – dodał perkusista. Hizaki oderwał się na chwilę od czyszczenia torby. Spojrzał się na Yukiego.
- Teraz już nie śpisz. – przekrzywił głowę w sposób, który zwykle zwiastował u niego chęć mordu.
- Spokojnie, księżniczko. – Kamijo podniósł się i położył Hizakiemu dłonie na ramionach.
- Nie macaj mnie, pederasto.
- UWAGA! – ryknął Masashi.
- KURWA MAĆ! – krzyknął Hizaki, który właśnie zyskał ugryzienie na wewnętrznej stronie uda. Zajrzał pod obrus i ujrzał Teru opartego na jego kolanie z miną niewiniątka.
- Zabiłbym, ale nie umiem. – westchnął Hizaki bawiąc się włosami drugiego gitarzysty. Jakoś go to wszystko uspokoiło.
- Może… Wróćmy do hotelu? – zaproponował Yuki. Pomysł został przyjęty z ogólną aprobatą.
Obowiązek przetransportowania co najmniej nietrzeźwego gitarzysty do samochodu faktycznie przypadł Masashiemu. Niestety nie wykazał on się wystarczającą delikatnością i gdy wrzucił go do na kolana perkusisty, uruchomił Radio Teru. Tym sposobem zespół całą drogę skazany był na słuchanie przebojów o Rudej, Blondi i Czarnulce.
- Stop, teraz Hizaki, ręka jak złamana. Nakurwia węgorza, nananananana. – do pokoju wsunęły się niemalże białe, całkowicie sztywne włosy, a za nimi ich właściciel. Kamijo patrząc na to wszystko czuł się oderwany od rzeczywistości, więc z powrotem zaczął pocierać powiekę wacikiem nasączonym płynem, który sprawiał, że dotychczasowy książę Versailles zaczął przypominać księcia pand.
- Gdzie Masashiego zgubiłeś? – zapytał białowłosego nie zaprzestając prób zmycia apokalipso odpornego tuszu z rzęs.
- Zobaczył jakiegoś kota. Jak zwykle wyszliśmy na papierosa, ale tylko w teorii, bo on mówiąc że idzie na papierosa ma na myśli, że idzie na whiskasa. – rzucił w odpowiedzi Teru zakręcając na palcu dłuższy kosmyk swoich włosów.
- POMOGLIBYŚCIE, A NIE STOICIE JAK TE KLOCE! – wydarł się Hizaki, aż spadła mu róża z misternie ułożonej fryzury. Zawsze gdy się denerwował, lewe oko uciekało mu do góry i tak też było tym razem.
- Spokojnie, kochany, bo ci się podpaska odklei. – odgryzł się ten sam osobnik, który przed chwilą relacjonował wokaliście wyjście na zaplecze budynku. Podszedł do przyjaciela i jednym ruchem pomógł mu w rozwiązaniu tasiemki.
- Jakieś dziękuję? – Teru uniósł brew.
- Ciesz się, że żyjesz. – odwarknął Hizaki.
- Też cię kocham. Kamijo, chcesz mój płyn? Wyglądasz jak panda, a jak będziesz to dłużej trzeć to zmienisz się w japońskiego murzyna i…
- Serio, zamknij się. – roześmiał się Kamijo. – Ale płyn daj. – najmłodszy poszedł po kosmetyk zostawiając parę książęcą sam na sam.
- Mówiłem, kurwa, żeby mi dali tę czarną kieckę, ale nie, przecież różowa jest idealna…
- Nie jest różowa. I nie przeklinaj... W ustach kobiety nie wygląda to dobrze. – wtrącił wokalista.
- A jaka, twoim zdaniem?! – zapytał gitarzysta potrząsając nerwowo loczkami.
- Malinowa. I to brudna malina.
- Gej.
- Po prostu lubię róże. – mruknął w odpowiedzi, na tę jakże nietrafną obelgę. – I znam ich kolory. Takiej jeszcze nie widziałem, w kolorze twojej kiecki. – dodał podnosząc z podłogi kwiat i wąchając go.
- Ciekawe, co byś powiedział jakby wcisnęli cię w różow… Ha! Założę się, że nie dasz rady tego na siebie założyć! – Hizaki wyprostował się, uwalniając się tym samym z barokowej szmatki. Podniósł ją i wyciągnął dłoń w stronę Kamijo, który nic nie robił sobie z tego, że stoi obok niego kumpel z umalowanymi oczami, wylakierowanym koczkiem na głowie, w wypchanym staniku i męskich bokserkach. Dodajmy jeszcze fakt, że wirtuoz wiosła nie lubował się w codziennej depilacji nóg. Krótkowłosy blondyn odsunął płatek kosmetyczny od twarzy pozostawiając na oczach czarną otoczkę i odłożył wraz z różą na stolik, przy którym stał.
- Czy to ma być wyzwanie? Przyjmuję. – wziął sukienkę przewieszoną przez ramię przyjaciela, a tamten zaczął mordować się ze stanikiem.
- Pieprzone berety na sznurku… - mruknął pod nosem, jednak wciąż delektując się wizją swojego księcia w swojej sukience. Kamijo zrzucił szlafrok i zaczął wciskać się w strój sceniczny Hizakiego. I w tym momencie do pokoju wszedł Teru w normalnych ubraniach, ze zmytym już makijażem i obiecanym kosmetykiem w dłoni.
- Wybacz że tak dłu… Co tu się wyrabia? – nie krył zdziwienia. Jako jedyny z członków zespołu po raz pierwszy miał szanse widzieć Hizakiego w biustonoszu. I do tego fakt, że pozornie normalny lider wciskał się w iście męskie wdzianko…
- Kamijo przyjął wyzwanie. I… No nie gap mi się na cycki, no! – oburzył się Hizaki
- Cycki? – Teru parsknął śmiechem.
- I jak wyglądam? – zapytał wokalista wiążąc jakiś rzemyk na boku sukienki. Gitarzyści zaczęli się śmiać. To powinno wystarczyć jako odpowiedź. Gdy Hizaki w sukience prezentował się często powalająco, a zwykle naprawdę dobrze, tak Kamijo wyglądał jak… Jak…
- Wyglądasz jak samiec pandy w sukience. – zauważył Yuki, opierając się o futrynę z założonymi rękami. Jako jedyny zdążył wziąć prysznic, przebrać w dres, zmyć makijaż i pozbyć się nadmiaru lakieru z głowy. Ale Yuki to Yuki. On zawsze wszystko robił szybciej i efektywniej.
- Co ty nie powiesz… Pomóżcie mi to zdjąć i Teru, daj to mleczko.
- Proszę bardzo – wykrztusił przez śmiech młodszy gitarzysta pociągając za sznurek przy gorsecie od sukienki i wciskając wokaliście kosmetyk w dłoń.
- Idę sobie – Kamijo wydął wargi udając obrażonego. Sukienka zjechała z niego niemal natychmiast. Zarzucił szlafrok i skierował się w stronę łazienki.
- Ruszajcie się w końcu, chcę do hotelu. – ziewnął perkusista przeciągając się. Koniec trasy robił swoje. Koniec trasy zawsze był tym dniem, w którym wypadało się napić, mimo że nie wszystkim się chciało.
- I tak nie pójdziesz spać. Masashi znalazł kota, a ja mam piwo, jakby co. – wyszczerzył się Teru w swoim najsłodszym uśmiechu.
- Kolejny sierściuch? No ja z nim nie wytrzymam… - szatyn przewrócił teatralnie oczami.
- Będziesz musiał, bo jak nie ty to nikt. Tylko ty masz tyle cierpliwości. – tłumaczył najmłodszy.
- Hizaki… Czy ty masz w staniku skarpetki? – perkusista zignorował Teru i z zaciekawieniem patrzył na drugiego gitarzystę.
- A co ty sobie myślałeś? Z czego mam sobie cycki zrobić?
- Zainwestuj w silikon – Yuki zrobił unik przed skarpetkową kulą lecącą w jego stronę.
- O, patrzcie kto wrócił! – ucieszył się białowłosy na widok basisty. Wyglądał na bardzo przygaszonego, w dodatku w kąciku jego oka widniał świeży siniak.
- Co ci? – rzucił Yuki.
- Kiciuś mnie pobił. – odburknął Masashi, po czym usiadł chowając twarz w dłoniach.
- Zrobią ci taki fajny różowy cień w kąciku oka i będą mówić, że tak ma być i że nic ci się nie stało, ale fajnie! – Teru dostał głupawki.
- Dlaczego jak ja mu chciałem pokazać jak mi się podoba, on zbył mnie tak brutalnie? – zawył teatralnie basista otwierając ramiona w stronę sufitu. Yuki usiadł obok niego.
- Wiesz, miałem podobnie z dziewczyną…
- Dziewczyna nie chciała delikatnych mięsnych kąsków w sosie?
- A… Dobra, nie ważne. – perkusista odsunął się od bruneta, który oparł się o ścianę. Wersalki dla Versailles paradoksalnie nie miały oparć.
- Yuki, nie tak się to robi – odezwał się właściciel sztywnej fryzury. Lakieru za cholerę nie dało się wyczesać. – Patrz i ucz się. – Teru usiadł obok Masashiego i poklepał go po ramieniu.
- Nie załamuj się, to tylko kot, poza tym ty masz swojego i mógłby nie tolerować nowego przyjaciela... Byłby o ciebie zazdrosny. – gitarzysta świetnie udawał poważnego, podczas gdy perkusista zagryzał wargi, by się nie śmiać. Hizaki przyglądał się im z lekkim uśmiechem na twarzy, zmywając makijaż z rozbieganego, lewego oka. Stał sobie tak oparty o jakąś komodę mając na sobie tylko czerwone bokserki z napisem „ROVE YOU”. Prawdopodobnie chodziło o „LOVE YOU”, ale w Japonii nikomu nie robiło to różnicy. Właściwie… Kto nosi gacie z wyznaniem miłości? Nie ważne, zapomnijmy.
- Tak myślisz? – ożywił się Masashi i objął Teru w przyjacielskim uścisku. Ten poklepał go po plecach i lekko zakłopotanym wzrokiem spojrzał na gryzącego pięść, poczerwieniałego ze śmiechu Yukiego. Masashi ściskał go coraz mocniej, aż w końcu drobnej budowy chłopakowi zaczęło brakować tchu.
- Yuki… Pomóż… - wydusił, a perkusista zaczął potrząsać basistą. Teru udało się choć trochę uwolnić.
- Po kota leć! – podniósł głos.
- Rusz ten jędrny tyłek i rzuć mi Piisuke. – krzyknął Yuki do Hizakiego, biernego w akcji ratowania gitarzysty. Wpływem impulsu, podbiegł do transportera z kotem i wyjął z niego ospałe i opasłe zwierzę. Rzucił nim wprost w ramiona przyjaciela. Kot szybował z gracją martwej kałamarnicy, całkowicie obojętny na to, co działo się wokół niego. Prawdopodobnie przyzwyczaił się już, że jego właściciel był jedyną osobą w zespole, która nim nie rzuca. Yuki położył Masashiemu kota na głowie, a ten wypuścił ledwo przytomnego Teru ze swoich objęć. Gitarzysta osunął się luźno na podłogę. Podtrzymali go Yuki z Hizakim.
- Nie próbujcie tego w domu… - westchnął przeciągle były więzień ramion basisty. Wszyscy spojrzeli na kota, który posyłał im nienawistne spojrzenia.
- Łazienka wolna. – mruknął Kamijo. – Wszystko dobrze? – dodał, widząc położenie reszty zespołu.
- Taaaaak… - odparli chórem. Hizaki wstał i poszedł się wykąpać. Wrócił chwilę później owinięty ręcznikiem jak kobieta, która chce zasłonić piersi.
- Hizaś, włącz men mode… - rzucił zażenowany Yuki w strone gitarzysty. Długowłosy prawie od razu ogarnął, o co chodzi i opuścił ręcznik na biodra, co zdecydowanie ujęło mu kobiecości.
- Masashi, już ok? – zapytał białowłosy wciąż siedząc na podłodze.
- Ale z czym? – zapytał udręczony kotofil, jakby zapomniał co przed chwilą robił.
- Nieważne…
Hizaki wrócił do pokoju, całkowicie już gotowy. Niemalże całkowicie udało mu się rozprostować włosy. Nareszcie zaczął przypominać mężczyznę.
- Masashi, siusiu, paciorek i spać. – zażartował odkładając ręcznik do torby. Niewzruszony basista nadal zajmował się swoim kotem.
- Masashi, bawole! – powtórzył Hizaki z nieco większą stanowczością. Adresat wypowiedzi gitarzysty wciąż jednak był nieporuszony. Yuki i Teru posłali porozumiewawcze spojrzenie Hizakiemu. Ten poszedł po Kamijo i po chwili siły miały się do siebie jak cztery do jednego. Kota nikt nie liczył, problemem było zabrać go basiście.
Młodszy gitarzysta wraz z perkusistą złapali czarnowłosego za nogi, a na sygnał dany przez lidera pociągnęli go na dół. Hizaki usiadł mu na rękach przyszpilonych nad głową ich właściciela. Kamijo zaś rzucił kota na twarz Masashiego i przystąpił do rozbierania go. Na szczęście basista wcześniej wpadł na pomysł pozbycia się ciężkiego płaszcza i butów na koturnie. Wokaliście udało się pozbawić przyjaciela koszuli, a gdy zaczął zabierać się za pasek od spodni, Masashi nagle podskoczył sprawiając, że Yuki i obaj gitarzyści omal nie wylecieli w powietrze, a kot wylądował na Hizakim. Wszyscy leżeli na ziemi, jedynie Kamijo siedział na udach Masashiego z dłonią na szlufce paska jego spodni. Czarnowłosy wspierał się na łokciach i z przerażeniem w pomalowanych oczach wpatrywał się w lidera. Ciszę przerwał dźwięk migawki od aparatu. Wszyscy skierowali wzrok w stronę Teru. Ten zastygł w pozie, w jakiej robił sobie selfie z przyjaciółmi w dwuznacznej pozie.
- No co? Na twittera będzie… - wytłumaczył się robiąc jedną z min „Nic się nie stało” i zaczął grzebać w telefonie.
- Dziecko neo… - westchnął Yuki.
- Zamknij się, masz obudowę na telefon z gameboyem.
- Była promocja…
- Nie musiałeś brać różowej. – oboje zamilkli. Oboje wiedzieli, że nie była różowa, a łososiowa i prawdopodobnie to sprowadziło ich do milczenia.
- Ka… Kami… Kamijo… - wyjąkał Masashi.
- Tak?
- Mógłbyś ze mnie zejść?
- Oczywiście… - odpowiedział z uśmiechem schodząc z obezwładnionego do niedawna basisty. – Oczywiście, kotku. – dodał zgryźliwie. Reszta zachichotała pod nosem.
- Zeskrobcie ze mnie tę górę sadła. – Hizaki wydał rozkaz.
- Pociągnij za ogon, jak nie zadziała to za to dru…
- HIZAKI, CO TY ODWALASZ?! – wydarł się Masashi zrywając się i dopadając do zdezorientowanego gitarzysty. Zatrzymał go Kamijo swoją własną torbą. Ułamek sekundy później Masashi wpatrywał się tępo w nie ukrywającego zadowolenia lidera. Hizaki zdążył w tym czasie rzucić zwierzę za siebie. Masashiemu najwyraźniej umknął ten moment w momencie uderzenia.
- Zmywaj tapetę i dupa w troki, bo nie ręczę za siebie. – uśmiechnął się wokalista jednym ze swoich przerażających grymasów. Basista momentalnie zabrał się za doprowadzanie swojego wyglądu do znormalizowanej wersji. Spakował kota do transportera i wstawił go do samochodu, podczas gdy pozostali już tam na niego czekali.
- No, nareszcie. Jedziemy do baru – ucieszył się Teru na perspektywę pochłoniętych litrów alkoholu. Masashi wpakował się na tylnią kanapę obok Teru i Yukiego.
Skończyło się to tak, że gitarzysta marudził z braku miejsca i Yuki z poświęceniem usiadł basiście na kolanach. Kamijo i Hizaki mogli mieć to gdzieś, zajęli podwójny fotel obok kierowcy.
- Stary, ale masz kościstą dupę – jęknął Masashi rozcierając nogę.
- Masz coś do mojej dupy?
- Eeee… Nie.
- Szczęście jest po twojej stronie.
Weszli do baru i zajęli stolik na sześć osób, proponując małe co nieco kierowcy. Mężczyzna zgodził się bez wahania i chwilę później obserwował zapijającego się do nieprzytomności Teru i przysypiającego na ramieniu basisty Yukiego. Hizaki opowiadał coś w miarę normalnego, więc wszyscy go słuchali. I byłoby całkiem miło, gdyby nie to, że w nagłym przypływie procentów białowłosy wpadł pod stół i ugryzł Kamijo w łydkę.
- AMEBA! – wydarł się zaskoczony lider, przed chwilą wpatrujący się w starszego gitarzystę.
- Jaka kurwa ameba? – zapytał Hizaki.
- Pod stołem jest jakaś pieprzona ameba!
- Ameb nie widać, jełopie.
- Przypominacie mi świat według kiepskich – rzucił Masashi. Rozmowna dwójka obrzuciła go spojrzeniem w stylu „are you fucking kidding me?”.
- Huhuhehuhuhehuhuhehuhuhe. Teru… Hik!... Ameba… Hik! – czkał białowłosy.
- Najebał się… Kto go niesie? Bo nie ja. – bąknął Hizaki.
- I nie ja. – dołączył się wokalista. Padło na Masashiego, bo Yuki już smacznie spał oparty o niego.
- Nienawidzę was… Chodź, amebko, kici ki…
- Deklu, ameba to nie kot. – mruknął Hizaki spoglądając na bruneta.
- Łomie, Teru to nie ameba – Kamijo popatrzył się na pozostałego wśród żywych gitarzystę.
- Zamknijcie się już, on ma swój świat… - fuknął Masashi wciągając Teru z powrotem na swoje miejsce.
- Masasiek, jesteś taką dobrą ciocią… - zauroczył się Kamijo na widok Basisty obklejonego dwoma Wersalkami. Teru bowiem aktywował czułość i wczuwając się w rolę ameby lizał basistę po policzku.
- Dlatego wolę koty…
- W ogóle, Zin, to tak cię pomijamy… - zwrócił się Hizaki w stronę kierowcy.
- Nie przeszkadza mi to – uśmiechnął się blondyn.
- Ale mógłbyś się odezwać, chociaż czasem, głupio tak – burknął Kamijo nie przestając masować pogryzionej łydki.
- Ameba się odezwie! Hehehehehehehehe – Teru rzucił się na stół, a Masashi podtrzymał go, by nie przewrócił stołu. Pociągnął go za spodnie z powrotem do pozycji siedzącej i złapał za ramiona, by ograniczyć Amebie możliwość ruchu.
- Fanki by dostały palpitacji – zaśmiał się Hizaki. Basista zmierzył go morderczym spojrzeniem.
- Jego ugryzł w łydkę. – czarnowłosy spojrzał na wokalistę. – Jeśli chcesz wyjść z baru jako wałach to pozdrawiam, mogę go puścić.
- Dobra, trzymaj. – gitarzysta wbił wzrok w drewniany blat.
- On już jest wałachem – mruknął przez sen Yuki i przerzucił głowę z ramienia Masashiego na ramię Zina.
- No zaraz mu przywalę! – warknął Hizaki, ale powstrzymał go Kamijo, łapiąc w okolicach talii. Wyjął z torby podpaskę i przykleił długowłosemu na oczy. Chłopaki spojrzeli się na niego zdziwieni. Hizaki powoli zwrócił głowę w stronę wokalisty i równie powoli odkleił środek higieniczny z twarzy. Zapanowała cisza.
- No co, noszę na wszelki… - Masashi zaczął nerwowo chrząkać. Nawet Teru zamilkł na chwilę i wpatrywał się tępo w lidera.
- Ekhe… Może by go tak obudzić? – zaproponował Hizaki, byleby zmienić temat. Złość na przyjaciela o zakwestionowanie jego męskości całkowicie mu już przeszła.
- Lepiej nie, był totalnie wyczerpany. – odradził Kamijo.
- MASASHI, JESTEŚ TAKI OZIĘBŁY! – białowłosy przyłożył basiście w twarz i zaczął płakać. I tu zaczął się problem, bo to Yuki był tym, który potrafił uspokoić każdego. Jednak on wtulał się w ramię Zina i czasem coś mamrotał. Masashi złapał filigranowego gitarzystę za nadgarstki i zaczął głaskać po głowie, żeby może chociaż trochę go uspokoić. Na ten gest, Teru wyrwał się basiście i przytulił go ściskając ze swojej całej, niewielkiej siły. Jakby chciał się odwdzięczyć za akcję sprzed paru godzin.
- Dobra robota, Masashi. Zaraz powinien zasnąć i po kłopocie. – uradował się Kamijo. Faktycznie, około kwadrans później podchmielony Teru smacznie spał opierając się o ramię czarnowłosego.
- Jak tak na was wszystkich patrzę, to czuję się samotny… - westchnął Kamijo ku zakłopotaniu Zina i basisty. – A ty, Hizaki?
- Na mnie nie licz – prychnął. – Wystarczająco dużo fanficków czytałem.
- Porozmawiajmy o tym.
- Wolisz nie. W jednym zakładałeś mi puchate kajdanki…
- Hola, hola, bez szczegółów!
- Sam chciałeś… - odparł gitarzysta podpierając się ręką o stół. – Zin, to prawda, że rozpadł ci się zespół?
- Tak… I dlatego robię w staffie. Byłem na wokalu.
- Proszę… Jak się nazywaliście?
- Paradox. – Hizaki wklepał nazwę w wyszukiwarkę na smartfonie. Włączył jakieś wideo. Rozbrzmiał mocny głos kierowcy. Znaczy… Niezłego wokalisty, który skończył jako kierowca.
- Ty, dobry jesteś – uśmiechnął się Masashi, a pozostali przy życiu członkowie zespołu spojrzeli na Zina.
- Dzięki – odrzekł blondyn.
- Dziwne, że o was nie słyszałem… - zastanawiał się Kamijo.
- Nie dziwne, tylko byliśmy do bani.
- No… Fakt, gitarzysta chyba grał na haju…
- A basista jak przedszkolak…
Nie trzeba chyba wspominać, kto był odpowiedzialny za poszczególne kwestie.
- No właśnie. – burknął Zin, widocznie niechętny do przywoływania wspomnień.
Yuki podniósł się i zaczął rozglądać się zaspanymi oczami.
- Sorry, Zin. – zwrócił się do właściciela ramienia, na którym spał.
- Mam nadzieję, że chociaż wygodny jestem – zaśmiał się w odpowiedzi.
- Dobra, koniec bo jeszcze się Hizakiemu podpaski przydadzą.
- Zamknij się, Masashi – gitarzysta odgarnął włosy za ucho i zaczął grzebać w torbie.
- Co, tamponów szukasz? – zadrwił lider. Hizaki nie wytrzymał i zamachnął się z całej siły swoją czarną, skórzaną torbą na Kamijo. Yuki i Zin patrzyli na tę akcję z niemałym podziwem, Masashi zaś chciał ratować wokalistę. Nie miał jednak takiej możliwości, gdyż Teru obejmował jego udo i spokojnie chrapał oparty o jego kolana. Torba trafiła prosto w nos Kamijo.
- Uwaliłeś mi torbę fluidem, tapeciarzu. – fuknął Hizaki, zupełnie nie przejmując się tym, że jego książę spadł z ławki.
- Powiedz lepiej, co ty tam masz… Tampony raczej tyle nie ważą.
- Chyba, że zużyte. – dodał perkusista. Hizaki oderwał się na chwilę od czyszczenia torby. Spojrzał się na Yukiego.
- Teraz już nie śpisz. – przekrzywił głowę w sposób, który zwykle zwiastował u niego chęć mordu.
- Spokojnie, księżniczko. – Kamijo podniósł się i położył Hizakiemu dłonie na ramionach.
- Nie macaj mnie, pederasto.
- UWAGA! – ryknął Masashi.
- KURWA MAĆ! – krzyknął Hizaki, który właśnie zyskał ugryzienie na wewnętrznej stronie uda. Zajrzał pod obrus i ujrzał Teru opartego na jego kolanie z miną niewiniątka.
- Zabiłbym, ale nie umiem. – westchnął Hizaki bawiąc się włosami drugiego gitarzysty. Jakoś go to wszystko uspokoiło.
- Może… Wróćmy do hotelu? – zaproponował Yuki. Pomysł został przyjęty z ogólną aprobatą.
Obowiązek przetransportowania co najmniej nietrzeźwego gitarzysty do samochodu faktycznie przypadł Masashiemu. Niestety nie wykazał on się wystarczającą delikatnością i gdy wrzucił go do na kolana perkusisty, uruchomił Radio Teru. Tym sposobem zespół całą drogę skazany był na słuchanie przebojów o Rudej, Blondi i Czarnulce.
Zmiana
hotelu zawsze wiąże się z komplikacjami. Zwłaszcza gdy recepcjonistka jest
skończoną idiotką.
- A więc dwa pokoje dla Państwa, tak?
- Dokładnie – odpowiedział Masashi z przewieszonym przez ramię Teru. Zabrał klucz dla siebie i Yukiego i podsunął Hizakiemu.
- Och, zapomniałabym. Ten miesiąc jest miesiącem kobiet, więc jeśli chciałaby pani sko… - Kamijo, Yuki i Masashi ledwo wyrobili ze śmiechu. Recepcjonistka bowiem mówiąc to, patrzyła się na Hizakiego.
- Nie… Jestem… Kobietą… - wycedził gitarzysta zaciskając pięści. Zabrał swoją torbę i popędził w stronę schodów.
- Nie w tę stronę, kobietko. – krzyknął za nim Kamijo. Hizaki zawrócił i wyrwał mu klucz z ręki. Popędził do pokoju na piętro. Reszta powlokła się za nim, ciągnąc swoje torby, ewentualnie siebie nawzajem. (patrz. Masashi\Teru)
- Ja chyba nie uwierzę! – usłyszeli głos Hizakiego. Długowłosy wybiegł im naprzeciw.
- Zawracamy, Kamijo. Mamy pokój małżeński. – Kamijo zrobił wielkie oczy, a Yuki i Masashi zaczęli się dusić ze śmiechu. Kamijo i Hizaki zbiegli do recepcji, a basista z perkusistą wbiegli na górę. Otworzyli pokój, a przed oczami stanęło im łóżko dwuosobowe i jedno mniejsze z pościelą w autka. Yuki spojrzał się na basistę.
- Od dzisiaj mów mi „żono”.
- Tak jest, żono. – czarnowłosy nie krył zdziwienia zaistniałą sytuacją. Odstawił torbę i transporter z kotem w progu i zawrócili do recepcji, gdzie Hizaki i Kamijo błagali o zmianę pokoju.
- Proszę wybaczyć, ale hotel jest pełny. Nie możemy zmienić pokojów, prosimy wybaczyć nieporozumienie.
- Dziękujemy… - zrezygnowany Hizaki wzruszył ramionami. Odwracając się spojrzenia jego i Yukiego skrzyżowały się.
- A wy co?
- Pokój dla małżeństwa z dzieckiem.
- Visual Gej… A mogłem kupić łódź… - mruknął gitarzysta. Kamijo śmiał się pod nosem z Teru w roli dziecka Masashiego i Yukiego. Poszli do swoich pokojów. Teru został wpakowany pod swoją kołderkę z Autami, a Yuki z Masashim nasłuchiwali przez ścianę marudzenia Hizakiego.
- Zamknij się już i daj mi spać… - mówił lider.
- Ale no… Jakim cudem mogli wziąć nas za parę?
- Bez problemu.
- Coooo?
- Serio, jaka to różnica? Wyobraź sobie, że jestem twoją laską i w końcu się zamknij.
I głosy ucichły. Teru zaczął wiercić się na swoim łóżku.
- Żono?
- Tak, mężu? – zaśmiał się Yuki.
- Ja to zapamiętam do końca życia. – zawtórował mu basista. Między nimi spod kołdry wyłonił się bury kot i zamruczał przyklejając się do swojego właściciela.
Rano Yuki obudził się pierwszy. Teru był już na podłodze, a Masashi zwinięty w kłębek mamrotał coś do kota. Kot spał rozciągnięty na boku basisty. Teru zaczął się budzić.
- Co do…
- Dzień dobry, dziecko.
- Dziecko? Co tu się dzieje?
- Jak ty się do mamy odzywasz?
- Mamy? O cholera, wy…
- Nieporozumienie z pokojami, Hizaki jest z Kamijo.
- A ja jestem?
- Owocem łona mego.
Teru parsknął śmiechem. Nie zdawał sobie nawet sprawy, jak intensywnie działał na niego alkohol przed snem.
- Mamo, masz coś na ból głowy?
- Na kaca zabrałeś piwo.
- A, dzięki.
- Jak by co, Kamijo powinien coś mieć.
Przerwał im huk zza ściany.
- Co ty odwalasz? – słyszeli stłumione głosy przez ścianę.
- Było się nie przytulać.
- Ale żeby mnie z łóżka zrzucać? – boczył się lider. Musieli mieć ciekawie. Piisuke spoliczkował nagle Masashiego, który zerwał się na równe nogi.
- Taaaatuuuuś! – uradował się Teru nie przestając stroić sobie żartów z brutalnej rzeczywistości.
- Gdybym był twoim ojcem, to już byś miał szlaban.
- Dobra, koniec, to dziwne! – śmiał się perkusista.
- Skądże znowu, żoneczko.
Znienacka Hizaki wpadł do nich do pokoju. Miał przerażoną minę.
- Daję stówę, że on mnie podrywa. – powiedział z grobową powagą.
- Nie przesadzaj. – westchnął Yuki. - Wszyscy wiemy że zarywa do każdej kobiety… - nie zdawał sobie sprawy w jaki sposób zrozumiał to Hizaki. W moment gitarzysta powalił go na łóżko.
- ZGINIESZ.
- Spokojnie, Hizaś, nie o to mi chodziło. Po prostu, Kamijo jest hetero. – gitarzysta wstał.
- Idę pobiegać.
- Oczami? – zaśmiał się Teru.
- O, Ameba. Patrz, gdzie mnie ujebałeś. – długowłosy zaprezentował malinkę na wewnętrznej stronie uda. – Kamijo ma na łydce.
- Cholera. – Teru upił wielki łyk piwa.
- Jego lizałeś po policzku… - dodał Yuki wskazując Masashiego.
- Poza tym rzucałeś się po stole i przytulałeś do mnie. – kontynuował basista.
- Cholera…? Przepraszam…?
- Spoko, przyzwyczailiśmy się. – uśmiechnął się Hizaki i pogłaskał Teru po głowie. Wrócił do siebie.
- Ja chyba wolę, jak jesteśmy normalni…
- Yuki, tylko ty jesteś normalny. Znaczy… Akurat ostatnio, bo twoje akcje czasem… - mruknął białowłosy.
- Dobra, cicho…- odparł Yuki.
Dziwny zbieg zdarzeń miał się ku końcowi. Miał się. Dobre określenie.
- A więc dwa pokoje dla Państwa, tak?
- Dokładnie – odpowiedział Masashi z przewieszonym przez ramię Teru. Zabrał klucz dla siebie i Yukiego i podsunął Hizakiemu.
- Och, zapomniałabym. Ten miesiąc jest miesiącem kobiet, więc jeśli chciałaby pani sko… - Kamijo, Yuki i Masashi ledwo wyrobili ze śmiechu. Recepcjonistka bowiem mówiąc to, patrzyła się na Hizakiego.
- Nie… Jestem… Kobietą… - wycedził gitarzysta zaciskając pięści. Zabrał swoją torbę i popędził w stronę schodów.
- Nie w tę stronę, kobietko. – krzyknął za nim Kamijo. Hizaki zawrócił i wyrwał mu klucz z ręki. Popędził do pokoju na piętro. Reszta powlokła się za nim, ciągnąc swoje torby, ewentualnie siebie nawzajem. (patrz. Masashi\Teru)
- Ja chyba nie uwierzę! – usłyszeli głos Hizakiego. Długowłosy wybiegł im naprzeciw.
- Zawracamy, Kamijo. Mamy pokój małżeński. – Kamijo zrobił wielkie oczy, a Yuki i Masashi zaczęli się dusić ze śmiechu. Kamijo i Hizaki zbiegli do recepcji, a basista z perkusistą wbiegli na górę. Otworzyli pokój, a przed oczami stanęło im łóżko dwuosobowe i jedno mniejsze z pościelą w autka. Yuki spojrzał się na basistę.
- Od dzisiaj mów mi „żono”.
- Tak jest, żono. – czarnowłosy nie krył zdziwienia zaistniałą sytuacją. Odstawił torbę i transporter z kotem w progu i zawrócili do recepcji, gdzie Hizaki i Kamijo błagali o zmianę pokoju.
- Proszę wybaczyć, ale hotel jest pełny. Nie możemy zmienić pokojów, prosimy wybaczyć nieporozumienie.
- Dziękujemy… - zrezygnowany Hizaki wzruszył ramionami. Odwracając się spojrzenia jego i Yukiego skrzyżowały się.
- A wy co?
- Pokój dla małżeństwa z dzieckiem.
- Visual Gej… A mogłem kupić łódź… - mruknął gitarzysta. Kamijo śmiał się pod nosem z Teru w roli dziecka Masashiego i Yukiego. Poszli do swoich pokojów. Teru został wpakowany pod swoją kołderkę z Autami, a Yuki z Masashim nasłuchiwali przez ścianę marudzenia Hizakiego.
- Zamknij się już i daj mi spać… - mówił lider.
- Ale no… Jakim cudem mogli wziąć nas za parę?
- Bez problemu.
- Coooo?
- Serio, jaka to różnica? Wyobraź sobie, że jestem twoją laską i w końcu się zamknij.
I głosy ucichły. Teru zaczął wiercić się na swoim łóżku.
- Żono?
- Tak, mężu? – zaśmiał się Yuki.
- Ja to zapamiętam do końca życia. – zawtórował mu basista. Między nimi spod kołdry wyłonił się bury kot i zamruczał przyklejając się do swojego właściciela.
Rano Yuki obudził się pierwszy. Teru był już na podłodze, a Masashi zwinięty w kłębek mamrotał coś do kota. Kot spał rozciągnięty na boku basisty. Teru zaczął się budzić.
- Co do…
- Dzień dobry, dziecko.
- Dziecko? Co tu się dzieje?
- Jak ty się do mamy odzywasz?
- Mamy? O cholera, wy…
- Nieporozumienie z pokojami, Hizaki jest z Kamijo.
- A ja jestem?
- Owocem łona mego.
Teru parsknął śmiechem. Nie zdawał sobie nawet sprawy, jak intensywnie działał na niego alkohol przed snem.
- Mamo, masz coś na ból głowy?
- Na kaca zabrałeś piwo.
- A, dzięki.
- Jak by co, Kamijo powinien coś mieć.
Przerwał im huk zza ściany.
- Co ty odwalasz? – słyszeli stłumione głosy przez ścianę.
- Było się nie przytulać.
- Ale żeby mnie z łóżka zrzucać? – boczył się lider. Musieli mieć ciekawie. Piisuke spoliczkował nagle Masashiego, który zerwał się na równe nogi.
- Taaaatuuuuś! – uradował się Teru nie przestając stroić sobie żartów z brutalnej rzeczywistości.
- Gdybym był twoim ojcem, to już byś miał szlaban.
- Dobra, koniec, to dziwne! – śmiał się perkusista.
- Skądże znowu, żoneczko.
Znienacka Hizaki wpadł do nich do pokoju. Miał przerażoną minę.
- Daję stówę, że on mnie podrywa. – powiedział z grobową powagą.
- Nie przesadzaj. – westchnął Yuki. - Wszyscy wiemy że zarywa do każdej kobiety… - nie zdawał sobie sprawy w jaki sposób zrozumiał to Hizaki. W moment gitarzysta powalił go na łóżko.
- ZGINIESZ.
- Spokojnie, Hizaś, nie o to mi chodziło. Po prostu, Kamijo jest hetero. – gitarzysta wstał.
- Idę pobiegać.
- Oczami? – zaśmiał się Teru.
- O, Ameba. Patrz, gdzie mnie ujebałeś. – długowłosy zaprezentował malinkę na wewnętrznej stronie uda. – Kamijo ma na łydce.
- Cholera. – Teru upił wielki łyk piwa.
- Jego lizałeś po policzku… - dodał Yuki wskazując Masashiego.
- Poza tym rzucałeś się po stole i przytulałeś do mnie. – kontynuował basista.
- Cholera…? Przepraszam…?
- Spoko, przyzwyczailiśmy się. – uśmiechnął się Hizaki i pogłaskał Teru po głowie. Wrócił do siebie.
- Ja chyba wolę, jak jesteśmy normalni…
- Yuki, tylko ty jesteś normalny. Znaczy… Akurat ostatnio, bo twoje akcje czasem… - mruknął białowłosy.
- Dobra, cicho…- odparł Yuki.
Dziwny zbieg zdarzeń miał się ku końcowi. Miał się. Dobre określenie.
Podoba mi się xD z przyjemnością będę tu zaglądał ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, pozdrowionka ^^
Usuń- KURWA MAĆ! – krzyknął Hizaki, który właśnie zyskał ugryzienie na wewnętrznej stronie uda. Zajrzał pod obrus i ujrzał Teru opartego na jego kolanie z miną niewiniątka.
OdpowiedzUsuń- Zabiłbym, ale nie umiem. – westchnął Hizaki bawiąc się włosami drugiego gitarzysty. Jakoś go to wszystko uspokoiło.
To musiało wyglądać taaaak słodko *-*