Ostrzegam przed tym opowiadaniem. Nie jest normalne. Czytacie na własne ryzyko!!!
___________________________________________
Obudził mnie jakiś hałas dochodzący prawdopodobnie z kuchni. Otworzyłem niechętnie oczy i rozejrzałem się wokół. Blade światło dochodzące z kuchni pozwoliło mi ocenić, że znajdowałem się w domu Hizakiego. W jego sypialni. W jego łóżku.
Co tu się, do diabła, dzieje?
Usłyszałem trzask rozbijanego szkła. Soczyste „kurwa” rozpłynęło się echem po domu. Przeciągnąłem się i wstałem. Poprawiłem koszulkę i wyciągnięte szorty, po czym skierowałem się do kuchni, sprawdzić czy nie zmaterializował się tam jeszcze groźniejszy stwór niż sam właściciel domu.
- Jak będziesz tyle żreć to się przestaniesz mieścić w te kiecki.
- Wypchaj się. Co ty tu w ogóle robisz? – zapytał, oblizując palec umoczony w słoiku nutelli. Skrzywiłem się. Wyglądał naprawdę niewyjściowo.
- Myślałem, że mi powiesz.
- Czemu jesteś w moim łóżku?
- To ty nie wiesz?
Popatrzyliśmy się na siebie. Długowłosy zakręcił słoik. Patrzył na mnie w ciszy i ugryzł kawałek kiełbasy.
- Przestaniesz w końcu żreć? Jest trzecia!
- Ty. Nie tak ostro. – usłyszałem jakiś dziewczęcy głos.
- Kto mówi?! - rozejrzałem się. Hizaki wytrzeszczył oczy. Zabrałem mu kiełbasę i odłożyłem do lodówki razem ze słoikiem nutelli.
- Zluzuj majty. Będziesz robić co ci mówię. – odparł Głos.
- Skarbie, wracajmy do łóżka. – przytuliłem się do gitarzysty, który niemal zadławił się jedzeniem. Śmierdział potem, czosnkiem i orzechami. Zrobiło mi się niedobrze, jednak nie mogłem go puścić.
- Ty udręczony zboczeńcu! – odskoczył ode mnie. Och, nic nie opisze mej wdzięczności. – Włamałeś mi się do domu, wlazłeś do łóżka! Nie lepiej było powiedzieć co czujesz?!
- Ale ja cię nie ko… - zacząłem. Jednak Głos mi przerwał.
- Kochasz.
- Przepraszam, Hizaś… Nie umiałem ci tego powiedzieć i… I… - zawahałem się. Nie wiedziałem, czy mnie nie odrzuci. Tak strasznie się tego bałem.
- Kamijo… - zbliżył się do mnie i pogładził po policzku.
Znów zionął tym pieprzonym czosnkiem.
- Możesz przestać oddychać? – zapytałem, odsuwając go od siebie.
- Przypomnij mi dlaczego się z tobą zadaję…? – zmrużył oczy i wbił we mnie mordercze spojrzenie.
- Nie wiem. Dla darmowego szczypiorku?
- Z miłości, kochanie. – zachichotał. Był taki uroczy. Złapałem go za rękę i starłem z policzka pozostałości czekolady.
- Mówisz?- pocałowałem go.
Smakował jak stara skarpeta.
- Co ty odpierdalasz? – jasnowłosy szybko się wytarł i popatrzył na mnie z wyrzutem.
- Ty też to słyszysz? – zapytałem spanikowany, rozglądając się. Chwyciłem patelnię.
- Co?
- Uspokójcie się i róbcie co wam każę! – Głos obudził się na nowo.
- Kto tu jest? – Hizaki wstał.
- Dacie mi pisać to fanfiction, czy nie? – warknął głos.
- Chodźmy spać, słoneczko. – pociągnąłem go do łóżka. – Będziesz jutro zmęczony.
- Racja. – odparł. Poszliśmy do łóżka i zasnęliśmy przytuleni.
Rano obudziłem się przed moją księżniczką. Jasnowłosy spał słodko, z lekko otwartymi oczami. Taki był najpiękniejszy. Z samego rana, śpiący lub zaspany.
Przede wszystkim dla tego, że się nie odzywał.
Wstałem ze świadomością, że będzie to piękny dzień. Postanowiłem zabrać się za robienie śniadania. Nuciłem jeden z naszych kawałków, smażąc naleśniki.
Nagle zacząłem zastanawiać się nad tym, co ja właściwie robię. Skoro już zacząłem, miałem zamiar skończyć. Nagle mój przyjaciel wszedł do kuchni, przeciągając się.
- Co tu odwalasz?
- Nakurwiam salto. – odparłem, przerzucając naleśnika na drugą stronę. – A tak na serio, ile zjesz?
- Czemu ty mi robisz jedzenie?
- Zapytaj się Jej. No i nie chcę żebyś był głodny. Wyspałeś się?- uśmiechnąłem się.
- Tak… Dziękuję za chęci, ale chyba nie będę dzisiaj za dużo jadł. – mój ukochany popatrzył na talerz ze stosem na oko dwudziestu naleśników.
- Nie jestem głodny.
Zastanowił się przez chwilę.
- Żartowałem. Co tak mało? Mam się tym najeść? – wyjął z lodówki bitą śmietanę i zabrał wszystko, co do tej pory usmażyłem.
- To też dla mnie.
- W Chodakowską się bawisz?
- Smacznego, kochanie. – usiadłem naprzeciwko niego i przyglądałem się jak je. Uwielbiałem na niego patrzeć.
- Nie jesz? – spojrzał na mnie niepewnie.
- Nie. Nie jestem głodny.
- Oj daj się skusić… - uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę z naleśnikiem, pchając mi go do ust. – Leci samolocik.
- TUPOLEW! – krzyknąłem i korzystając, że odwrócił uwagę od talerza zabrałem mu połowę porcji, szybko uciekając do salonu.
- Niech to szlag… - burknął.
Po jedzeniu poszedłem
poszukać swoich rzeczy. Jednak one… One były w połowie szafy Hizakiego! Kiedy
długowłosy otworzył drugą jej połowę, miałem wrażenie, że szczęką zaraz zaora
podłogę. ___________________________________________
Obudził mnie jakiś hałas dochodzący prawdopodobnie z kuchni. Otworzyłem niechętnie oczy i rozejrzałem się wokół. Blade światło dochodzące z kuchni pozwoliło mi ocenić, że znajdowałem się w domu Hizakiego. W jego sypialni. W jego łóżku.
Co tu się, do diabła, dzieje?
Usłyszałem trzask rozbijanego szkła. Soczyste „kurwa” rozpłynęło się echem po domu. Przeciągnąłem się i wstałem. Poprawiłem koszulkę i wyciągnięte szorty, po czym skierowałem się do kuchni, sprawdzić czy nie zmaterializował się tam jeszcze groźniejszy stwór niż sam właściciel domu.
- Jak będziesz tyle żreć to się przestaniesz mieścić w te kiecki.
- Wypchaj się. Co ty tu w ogóle robisz? – zapytał, oblizując palec umoczony w słoiku nutelli. Skrzywiłem się. Wyglądał naprawdę niewyjściowo.
- Myślałem, że mi powiesz.
- Czemu jesteś w moim łóżku?
- To ty nie wiesz?
Popatrzyliśmy się na siebie. Długowłosy zakręcił słoik. Patrzył na mnie w ciszy i ugryzł kawałek kiełbasy.
- Przestaniesz w końcu żreć? Jest trzecia!
- Ty. Nie tak ostro. – usłyszałem jakiś dziewczęcy głos.
- Kto mówi?! - rozejrzałem się. Hizaki wytrzeszczył oczy. Zabrałem mu kiełbasę i odłożyłem do lodówki razem ze słoikiem nutelli.
- Zluzuj majty. Będziesz robić co ci mówię. – odparł Głos.
- Skarbie, wracajmy do łóżka. – przytuliłem się do gitarzysty, który niemal zadławił się jedzeniem. Śmierdział potem, czosnkiem i orzechami. Zrobiło mi się niedobrze, jednak nie mogłem go puścić.
- Ty udręczony zboczeńcu! – odskoczył ode mnie. Och, nic nie opisze mej wdzięczności. – Włamałeś mi się do domu, wlazłeś do łóżka! Nie lepiej było powiedzieć co czujesz?!
- Ale ja cię nie ko… - zacząłem. Jednak Głos mi przerwał.
- Kochasz.
- Przepraszam, Hizaś… Nie umiałem ci tego powiedzieć i… I… - zawahałem się. Nie wiedziałem, czy mnie nie odrzuci. Tak strasznie się tego bałem.
- Kamijo… - zbliżył się do mnie i pogładził po policzku.
Znów zionął tym pieprzonym czosnkiem.
- Możesz przestać oddychać? – zapytałem, odsuwając go od siebie.
- Przypomnij mi dlaczego się z tobą zadaję…? – zmrużył oczy i wbił we mnie mordercze spojrzenie.
- Nie wiem. Dla darmowego szczypiorku?
- Z miłości, kochanie. – zachichotał. Był taki uroczy. Złapałem go za rękę i starłem z policzka pozostałości czekolady.
- Mówisz?- pocałowałem go.
Smakował jak stara skarpeta.
- Co ty odpierdalasz? – jasnowłosy szybko się wytarł i popatrzył na mnie z wyrzutem.
- Ty też to słyszysz? – zapytałem spanikowany, rozglądając się. Chwyciłem patelnię.
- Co?
- Uspokójcie się i róbcie co wam każę! – Głos obudził się na nowo.
- Kto tu jest? – Hizaki wstał.
- Dacie mi pisać to fanfiction, czy nie? – warknął głos.
- Chodźmy spać, słoneczko. – pociągnąłem go do łóżka. – Będziesz jutro zmęczony.
- Racja. – odparł. Poszliśmy do łóżka i zasnęliśmy przytuleni.
Rano obudziłem się przed moją księżniczką. Jasnowłosy spał słodko, z lekko otwartymi oczami. Taki był najpiękniejszy. Z samego rana, śpiący lub zaspany.
Przede wszystkim dla tego, że się nie odzywał.
Wstałem ze świadomością, że będzie to piękny dzień. Postanowiłem zabrać się za robienie śniadania. Nuciłem jeden z naszych kawałków, smażąc naleśniki.
Nagle zacząłem zastanawiać się nad tym, co ja właściwie robię. Skoro już zacząłem, miałem zamiar skończyć. Nagle mój przyjaciel wszedł do kuchni, przeciągając się.
- Co tu odwalasz?
- Nakurwiam salto. – odparłem, przerzucając naleśnika na drugą stronę. – A tak na serio, ile zjesz?
- Czemu ty mi robisz jedzenie?
- Zapytaj się Jej. No i nie chcę żebyś był głodny. Wyspałeś się?- uśmiechnąłem się.
- Tak… Dziękuję za chęci, ale chyba nie będę dzisiaj za dużo jadł. – mój ukochany popatrzył na talerz ze stosem na oko dwudziestu naleśników.
- Nie jestem głodny.
Zastanowił się przez chwilę.
- Żartowałem. Co tak mało? Mam się tym najeść? – wyjął z lodówki bitą śmietanę i zabrał wszystko, co do tej pory usmażyłem.
- To też dla mnie.
- W Chodakowską się bawisz?
- Smacznego, kochanie. – usiadłem naprzeciwko niego i przyglądałem się jak je. Uwielbiałem na niego patrzeć.
- Nie jesz? – spojrzał na mnie niepewnie.
- Nie. Nie jestem głodny.
- Oj daj się skusić… - uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę z naleśnikiem, pchając mi go do ust. – Leci samolocik.
- TUPOLEW! – krzyknąłem i korzystając, że odwrócił uwagę od talerza zabrałem mu połowę porcji, szybko uciekając do salonu.
- Niech to szlag… - burknął.
- Oddaj. Mi. Moje. Ubrania.
Zajrzałem do szafy. Były tam same sukienki. Parsknąłem śmiechem.
Mój ukochany nagle usiadł na łóżku i zwinął się w kłębek. Miał minę, jakby zaraz miał zacząć płakać. Podszedłem do niego i przytuliłem go. Wtulił się we mnie i pociągnął noskiem.
- Co się stało, cukiereczku?
- Nie mam co na siebie włożyć… - odparł smutno. Westchnąłem ciężko. Czasem był jak kobieta. Chwyciłem jego filigranowe ramiona i pocałowałem w czoło.
- Na pewno coś się znajdzie. Zobacz. – wstałem i odszukałem w szafie jedną z jego najseksowniejszych sukienek. Była czarna ze skórzanymi elementami. Miejscami przeszyta czarną koronką. Uroku dodawały jej krwistoczerwone kokardki. Dobrałem mu do tego koronkowe pończochy i buty na wysokim obcasie.
- Bije ci na mózg?
- Jezu. Dam ci coś mojego. – westchnąłem, wpychając te rzeczy z powrotem do szafy.
Znalazłem mu jakiś t-shirt i pierwsze spodnie, jakie wpadły mi w ręce.
Kiedy się w końcu ubrał, wyglądał przeuroczo. Moja koszulka wprost na nim wisiała. Był taki delikatny. Pociągnąłem go na łóżko i przytuliłem.
- Kocham cię, wiesz?
- Ja ciebie…
...Nie.
Odsunąłem się. Hizaki beknął donośnie, wprawiając w drgania prawdopodobnie wszystkie okoliczne budynki. Zawtórowałem mu. Roześmialiśmy się głośno.
- Ale wali. – zarechotałem.
- Jak ty. – odparł. – Ile już nosisz tą koszulkę? Tydzień?
- Mam się obrazić? – obruszyłem się. – Dwa tygodnie. I dopiero zaczyna pachnieć.
- Moja szkoła. – westchnął, podkładając ręce pod głowę.
A Głos chyba postanowił dać za wygraną. Na szczęście Internetu.
______________________________
Jeżeli zadajesz sobie pytanie, co się właśnie stało...
Już, służę pomocą.
Do napisania tegoż cudactwa zainspirowała mnie fala masowego shitu na jedno kopyto, zalewająca internet. Zapraszam do dyskusji o typowych fanfikach! Trochę tego jest. A napisanie czegoś takiego jak wyżej od dawna krążyło mi po głowie. Może i nietypowo, ale jak pralka to pralka. Mieszamy.
Genialne!!! :D
OdpowiedzUsuńSuper !!
OdpowiedzUsuń